Oto kompozycja z małych serwetek i gwiazdek, święta Bożego Narodzenia zachęcają do tworzenia takich drobiazgów- haftem i szydełkiem.
Wczoraj na cmentarzu pożegnałam znajomą- Panią Monikę.Mimo mrożnej pogody na pogrzeb przyszło mnóstwo ludzi, kaplica pękała w szwach.
Wielu ludzi znało i lubiło Monikę, wielu też przyszło dlatego ,bo zna któreś z jej pieciorga dorosłych dzieci....Ze Szklarskiej Poręby przyjechała jej chrześnica z rodzicami.Gdy ich zobaczyłam zrobiło mi się ciepło na sercu.
Dla mnie i moich cioteczek to bardzo stara znajomość. Poznaliśmy się jeszcze na ulicy Ogrodowej,gdzie w starych kamienicach kwitło dobre ,spokojne życie i panowały zażyłe sąsiedzkie przyjaźnie. Byłam dzieckiem gdy za rzadów Gomulki i Gierka pretekstem do spotkania były swojskie wyroby masarnicze, zdobyte cudem czy przywiezione ze wsi.
Pamiętam miedzy innymi jedną taką imprezę u pani Krysi- ciotki Moniki.
Pani Krysia zajmowała duże, dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i schowankiem (!!!)
Za każdym razem gdy kierowała kroki do tego schowanka cieszyłam się na samą myśl,że oto za chwilę dostanę do zjedzenia coś dla mnie nieznanego, egzotycznego. Raz były to figi, innym razem daktyle,a kolejnym owoc, którego w życiu nie widziałam i nie miałam pojęcia jak się go je.
Układ pomieszczeń we wszystkich mieszkaniach był podobny- w amfiladzie tzn. z kuchni przechodzilo się do pokoju,a z tego pokoju do kolejnego pokoju.
W pierwszym pokoju u pani Krysi na małym, nocnym stoliku stało cudo nieosiągalne dla nas wszystkich jeszcze przez wiele, wiele lat- telefon.
W sypialni,na kapie przykrywającej łóżko siedziała piękna, przedwojenna lalka. Nie wolno było się nią bawić! Można ją było tylko dotknąć, oczywiście za zgodą pani Krysi.
Wszyscy tęskniliśmy do mieszkań z bieżacą wodą w kranie(zamiast wspólnej pompy na podwórzu) łazienkami z wanną i toaletą( zamiast wychodka w podwórzu ) Te marzenia się spełniły. Stopniowo rodziny z Ogrodowej wyprowadzały się zajmując mieszkania w blokach na terenie całego miasta.(My opuściliśmy Ogrodową w 1976 roku )Było niby lepiej,a jednak atmosfery z Ogrodowej nie dało się wskrzesić już nigdy.
Przetrwały przyjaźnie...Moje cioteczki przeniosły z Ogrodowej tradycję domu otwartego czyli wpadania do nich w gości bez zapowiedzenia. Szczególnie w niedzielne popołudnie idąc do nich można było zastać panią Monikę.Miała swoje ulubione miejsce na kanapie.Przychodziła w lekkich pantofelkach, bo mieszkała w sąsiednim bloku. Miała swój charakterystyczny sposób ubierania- spódniczka przed kolana, bluzka w pastelowych kolorach, zawsze towarzyszył jej mocniejszy kolorystycznie akcent w postaci szala, apaszki a nawet boa ze sztucznego futra.
Pani Monika kupowała sporo kolorowych pism, które potem krążyły wsród znajomych. To chyba ona wprowadziła w życie tą swoistą wymiankę. Ona kupowała określone tytuły, cioteczki kupowały inne, ktoś kupował jeszcze inne i po przeczytaniu pisma krążyły.
Czytała też dużo książek.Zawsze mnie pytała-"Izka masz coś dla mnie do poczytania?!"
Lubiła zwierzęta, zawsze miała w domu jakiegoś zwierzaka. Można było z nią na temat swobodnie rozmawiać.Wyrażała swoje zdanie,ale unikała narzekania i krytykowania. Była fajną, otwartą, pozytywnie nastawioną do życia i ludzi osobą. Będzie nam jej brakowało....
Piękne wspomnienia, o tych samych czasach i ja mogłabym dużo powiedzieć. Takiej atmosfery i takich ludzi do zapamiętania ubywa , zabierają ze sobą epokę , która już nie wróci, nam , którzy jeszcze żyjemy pozostają wspomnienia!
OdpowiedzUsuńPieknie to ujełaś Danielo!
Usuń