sobota, 29 sierpnia 2020

Pałac i inne ciekawostki.

Dzień dobry w sobotni ranek! Dziękuję Wam za liczne sympatyczne komentarze, za dyskusję, za zainteresowanie tematem dworu. Witam serdecznie nową obserwatorkę z bloga Rodzina testuje. Dziś będzie znowu taki post z różnościami. A zacznę od wizyty w dworskim parku.
W minioną niedzielę późnym popołudniem postanowiłam zabrać męża na wycieczkę. Zatrzymaliśmy się w Siedlcu obok dawnego młyna, dziś już nieczynnego i nieco zrujnowanego. Ja uzbrojona w aparat ruszyłam przodem, z nadzieją,że będę mogła od frontu sfotografować pałac. Po dojściu do pierwszego rozwidlenia zobaczyłam po prawo dom,a dalej rząd budynków przyklejonych do siebie bokami, coś jak poPGRwska kolonia. Dość głośno grała tam muzyka, jakiś ruch przy pierwszym wolnostojącym domu. Skręciłam na lewo w stronę pałacu. Zobaczyłam kojec, a w nim psy, które rozszczekały się na nasz widok i oczywiście powitały w ten sposób Perra. Potem ujrzałam widok dość malowniczy- drogę prowadzącą do pałacu wysadzaną drzewami, aczkolwiek zielona sfera,ale zaniedbana. Na końcu ścieżki metalowa brama, jedno skrzydło otwarte, na drugim duża tabliczka -"Teren prywatny". Przez bramę z siatki widać było odrobinę pałacu z profilu, a przed pałacem samochód. Powiedziałam do męża- Ktoś tam jest? Stwierdził,że niekoniecznie. Fakt, otwarta brama i samochód na podjeździe może zniechęcić przypadkowych turystów bardziej niż brama zamknięta na głucho. Zresztą ledwo się pojawiliśmy psy w kojcu zaczęły ujadać i zaraz pojawił się facet z miską. Może rzeczywiście przyszedł je nakarmić,a może po prostu sprawdzić co się dzieje, dlaczego szczekają. Dobry sąsiad jest lepszy od najlepszego monitoringu. A jak jeszcze dostanie za fatygę parę groszy, to ho ho!
Ruszyliśmy z powrotem. Poszliśmy parkową ścieżką, którą już wcześniej szłam. Mąż- "Miało być tak czysto, a popatrz rozerwany worek kosza na śmieci" Rzeczywiście. Ja - Ale ścieżka czysta. M- "Na ścieżce się nie imprezuje...Myślałem,że ruszyły jakieś prace w parku i w pałacu, a tu jak było tak jest... " Spojrzałam na wszystko jego oczami i już mnie ten park tak nie zachwycał. Doszliśmy do rozwidlenia ścieżki-do którego wcześniej nie dotarłam- a tam pod drzewem sterta butelek różnej maści...no, nie, a ja tak wychwalałam to miejsce za czystość w poprzednim poście! Mąż- "Wracamy" Ja- O nie, nie muszę dojść do pałacu od strony parku i strzelić kilka fot. Mąż- "A Ty wiesz,że fotografowanie obiektu bez zgody właściciela jest niedopuszczalne?!" Ja- Oj tam, Oj tam. Nie psuj zabawy!
I znowu parę zdjęć z ukrycia,ale tak może jest ciekawiej...
Dwór zbudowany ok. 1880 r. w stylu eklektycznym, przez właściciela majątku Łukasza Boettichera, otoczony jest parkiem w stylu angielskim- mówi przewodnik po regionie.
Nie wiem, kto jest obecnie właścicielem. Dwór przechodzi z rąk do rąk,a nie widać,żeby ktoś tam cokolwiek robił.
Zmieniam temat. Własnie skończyłam gałązkę winorośli filetem. To wersja robocza, bez krochmalenia.
A oto co zobaczyłam na naszym orzechu. Co Wam to przypomina?
I zbliżenie.
Musieliśmy wyciąć fragment jałowca, a tam puste gniazdko. Tylko dlaczego ptak nie zrobił" podłogi"?
Z okna mam widok na przepiękną wierzbę płacząca sąsiadów. Bardzo lubię na nią patrzeć, szczególnie kiedy na jej tle rankiem kołują białe gołębie. Na tym zdjęciu też je widać. Siedzą sobie z boku na przewodach. A na tle drzewa uchwyciłam gołębia,ale szarego. Oj, przydałby się lepszy obiektyw...Wyobrażacie sobie jak zachowują się gałęzie tego drzewa w czasie silnego wiatru! A ostatnio wiatr był bardzo silny! Alert na telefon przyszedł 26 sierpnia w środę. To był już trzeci z kolei alert w ostatnim czasie. Na dwa pierwsze reagowałam wnosząc donice z tarasu do domu. Tymczasem powiało, pokropiło i dobrze, ale bez większego halo! Była okazja do porządków! Tymczasem na ten trzeci machnęłam ręką i niesłusznie go zlekceważyłam. Wiatr powywracał donice i narobił bałaganu...Nad ranem wypuściłam psa na dwór, szybko drapał w drzwi,żeby go wpuścić z powrotem. W łazience było otwarte okienko, nie domknęłam drzwi i co chwila łup, łup, łup drzwi poruszane wpadającym do domu wiatrem waliły o futrynę. Rada nie rada wstałam,żeby coś z tym zrobić. Furtka przy oknie sypialni też hałasowała,ale niezbyt intensywnie. Za to miałam wrażenie,że ktoś chodzi po strychu. Tam też wiatr wpadał przez uchylone okienka. Wyjść na dwór w czwartek ciężko było, bo głowę chciało urwać, a deszczowe chmury ułożyły się piętrowo i wyglądało to tak jakby lada chwila miały spaść na głowę. Obserwowałam je przez okno, jak je wiatr przegania po niebie...
Teraz czytam: kolejną książkę Elizabeth Strout oraz sprawdzam czy nadal mnie śmieszą "Boczne drogi" Chmielewskiej.
Brzoskwiń w tym roku nie ma zbyt wiele i wolno dojrzewają. Widzę,że jest sporo nowych postów do przeczytania, więc wybiorę się do Was z wizytą. Wakacje się kończą, wrzesień już wkrótce, więc jak zwykle na początku będzie trochę więcej pracy...To tyle. Pozdrawiam Was serdecznie. Miłego weekendu i dobrego tygodnia.

środa, 19 sierpnia 2020

Zieleń lata.

Dzień dobry! W pierwszych słowach mojego postu dziękuję Wam za zaglądanie, czytanie, komentowanie. Witam Elę, nową obserwatorkę mojego bloga.Dziś chcę pokazać Wam, co ostatnio zaprzątało moją uwagę.
Umieściłam wśród kwiatów mój wyhaftowany parę lat temu obrazek. Pomyślałam,że warto oprócz kolekcjonowania kwiatów wykorzystać je do tworzenia kompozycji, prezentowania swoich prac. Nadmienię,że w pewnym sensie zainspirowała mnie do tego Szczurowski i moja córka.
Przybyło ciekawych okazów kwiatów doniczkowych i mam nadzieję ,że uda mi się utrzymać je w sezonie jesienno- zimowym.
Jeśli już jesteśmy przy bujnej roślinności, to muszę Wam pokazać pałac ukryty wśród soczystej letniej zieleni.Co ciekawe znajduje się zaledwie kilka kilometrów od mojego domu. Nie wiem czy można do niego podejść, bo to była taka szybka migawka w powrotnej drodze do domu. Byłam zdziwiona,że w ogóle można wejść do parku pałacowego, który jest nieogrodzony. I oczywiście bardzo zaniedbany. Jednak stanowi urokliwe miejsce.
W parku znajdują się dwie sadzawki,otoczone drzewami.
Zrobiłam tylko krótki rekonesans i cyknęłam kilka zdjęć. Kalina- moja wnuczka- w ogóle nie chciała wysiąść z samochodu, była zmęczona i znużona. Gnałam więc sama ścieżką dalej i dalej,ale też pamiętałam o tym że dziewczyny zostały i na mnie czekają...
Jeśli koncentrowałam się na liściach, tło sadzawki siłą rzeczy wychodziło nieostre.
To miejsce stało się prawdziwym rajem dla dzikich kaczek.
Lektura wspomnień Mieczysława Jałowieckiego - "Na skraju Imperium" dopiero przede mną, z kolei jeśli lubicie powieści o charakterze psychologiczno- obyczajowym polecam "Amy i Isabelle" Elizabeth Strout.
Kwitnąca zielistka. To tyle. Serdecznie Was pozdrawiam i idę odwiedzić Wasze blogi.

sobota, 8 sierpnia 2020

Uroki codzienności

Witajcie w weekend! Godzina jeszcze młoda,a już tak gorąco. W ciągu dnia zasłaniam okna jasnymi zasłonami, wprowadzając półcień- trochę pomaga. W środku nocy biegłam dziś do ogródka po przekwitłe już gałązki lawendy. Związałam je nitką w mały bukiecik i położyłam na szczycie poduszki. Podobno lawenda odstrasza komary. Tak mi jeden nie dawał spać,że sobie o tym przypomniałam. Pomogło,choć będę w dalszym ciągu to sprawdzać. Może byłam już tak zmęczona,że wreszcie zasnęłam...Przed nami upały.Z nawyku wstaję bardzo wcześnie i wtedy najwięcej udaje mi się w domu zrobić. Godziny największej gorączki trzeba będzie spędzać tak,żeby oszczędzać siły,a potem gdy upał osłabnie znowu aktywnie działać. Innej rady nie ma.
Ostatnio robiąc zakupy weszłam do taniego sklepu.( Ale i tu ceny skoczyły! Już nie 4,50 zł, a 6,99 zł) I zobaczyłam taki oto domek. Jak dla mnie wygląda to jak przebieralnia na plaży. W innym "Peweksie" kupiłam kamyczki. Ale planuję wzbogacać tą dekorację. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie...
Kupiłam też rośliny do wysokiej donicy- floks, bluszcz i jeszcze coś ,czego nazwy nie pamiętam. Floksy wysadzę po kwitnieniu do ogródka. Bluszcz przeniosę do domu. Pani z kwiaciarni powiedziała,że w ubiegłym roku miała bluszcz w donicy z pelargoniami. Dzięki lekkiej zimie wszystko przetrwało na dworze.
Gdy ją zobaczyłam- musiałam kupić.Tej odmiany nigdy wcześniej nie miałam.Zaletą tego zakupu jest mała, młodziutka roślina w małej doniczce po niewygórowanej cenie. Oczywiście zaraz po dowiezieniu do domu wsadziłam ją w większą doniczkę.
Moja nasturcja w donicy. Przy okazji znalazłam Sposoby na opuchnięte nogi1. Owiń kostki zmoczonym w zimnej wodzie bandażem. Siedząc unieś nogi powyżej linii ciała i pozostań w tej pozycji przez 15-20 minut. 2. Do najbardziej opuchniętej partii nóg przykładaj rozbite tłuczkiem i lekko schłodzone liście kapusty. 3. Masuj nogi solą gruboziarnistą przez 10 minut. Wykonuj okrężne ruchy zaczynając od stóp aż po uda.
Moje floksy z ogródka. Oczywiście takie zabiegi są jak najbardziej spoko, kiedy wiemy,że nasze nogi są zmęczone,a nie wiąże się to z poważnymi schorzeniami. Wszystkie niepokojące objawy trzeba skonsultować z lekarzem.
Ostatnio robiłam sałatkę warzywną w zalewie...
A także ogórki kiszone, mizerię i ogórki z chili. Teraz czekam na pomidory i paprykę.
Temu to dobrze! Dziękuję Wam za obecność, zaglądanie, komentowanie. Udanego weekendu!

niedziela, 2 sierpnia 2020

Już sierpień...

Witajcie w niedzielę. Dziękuję za obecność, zaglądanie, czytanie komentowanie. Lipiec zleciał nie wiadomo kiedy,a w sierpniu już czuć koniec lata i trochę to przykre. Sezon ogórkowy w pełni, ja zawsze ten czas wiążę z leniuchowaniem blogowym. A tu nic z tych rzeczy, okazuje się,że wszyscy wykazują aktywność, dużo nowych postów, będzie gdzie chodzić z wizytą.A u mnie znowu taki misz- masz będzie...Na początek serwetka ażurowa z pęczkami w kolorze miętowym.
Średnica około 30 centymetrów, kordonek Garden, szydełko 1,3. Niestety miałam niecały kłębek, właściwie końcówkę i pęczki wyszły skromne. Zauważyłam bowiem,że na te pęczkowe narzuty idzie sporo nitki.Czuję wyraźny niedosyt i kto wie, może poszukam innego wzoru i inny kordonek użyję,żeby było dostatniej.
W jednym z komentarzy ktoś zasugerował,że ciekawie wyglądają serwetki na paterach. W lot to podchwyciłam. Serwetka na talerzu z PEPKO. Do skorup i szkła mam słabość.
Przy okazji - zielona kompozycja na talerzu.
Trwa remont na trasie. Jest to bardzo uciążliwe, bo grobla to jedyna droga łącząca nas z miastem. Można by nadłożyć drogi,ale to mało opłacalne, bo wyszłoby kilkanaście kilometrów. Lepiej poczekać na światłach. Ruch odbywa się wahadłowo i będzie tak jeszcze przez co najmniej przez rok. Wczoraj wracając z miasta braliśmy udział w takiej akcji.Kiedy czekaliśmy na zielone światło od strony kierowcy podszedł młody człowiek, przez otwarte okno podał karteczkę i gadżet. Potem od strony pasażera przeszedł kolejny i zebrał pieniądze. Wysupłaliśmy ostatnie 10 złotych i podaliśmy i nie wiemy- mamy to dobre serce czy nie?! Mam nadzieję tylko,że taka akcja nie wejdzie na stałe do repertuaru czekania na zielone światło. Inną ciekawą akcję prowadzi od czasu do czasu policja. Otóż ustawiają się na rogatkach i patrzą czy ktoś nie skusi się,żeby "dołączyć do peletonu" i przelecieć na czerwonym. A wtedy, jak się domyślacie 10 zet sprawy nie załatwi.Idźmy dalej w podobnym stylu. Miałam niedawno do załatwienia sprawy w urzędach. Do jednego się wchodziło do drugiego- nie. W jednym była awaria prądu i urzędniczka przegoniła mnie po całym mieście w celu skserowania dokumentu. Ale w drugim ochroniarz- pan Janusz wyrównał na plus.- " Pani poczeka, bo pojedynczo przyjmujemy. A w jakiej sprawie jeśli można wiedzieć?!" Numerek mi podał, z mężem zagadał i zabawił rozmową- anioł nie człowiek! Załatwianie trwało,więc słyszałam jak kobietki z sąsiednich stanowisk rozmawiają- "Popatrz, szukają pasażerów pociągu relacji Warszawa - Łódź, bo pasażer z koroną był..." Wieczorem rozmawiam z koleżanką- " Jedziemy nad morze pociągiem. A słyszałaś...(i tu leci coś co wcześniej słyszałam o tym pociągu relacji Warszawa - Łódź) Pytam się A. , w którym wagonie był?! W czwartym...A my też będziemy jechać w czwartym, co za analogia...Wreszcie podwórka- studnie na Piotrkowskiej w Łodzi się przydają, niektóre lokale organizują tam imprezy,żeby było na powietrzu. Córka tam była ze swoimi kumpelami z lekcji hiszpańskiego, zadowolona jak nie wiem co."- A popatrz M. odważna, leci samolotem do Grecji..." Ja się wczoraj złapałam na lep na muchy. Komputer chciałam wyłączyć...Oplótł mi ten lep włosy. Pod kran,ale gdzie tam, włosy się lepią, to sobie grzywkę ciachnęłam nożyczkami,akurat przydało się bo już za długa była. Ale wczoraj włosy były świeżo umyte, dziś zobaczyłam,że niezbyt równo ucięłam, trzeba będzie poprawić...Nie takie to trudne i straszne, a kiedy już moja fryzjerka 10 zet za to brała, a teraz pewnie więcej jeszcze...
Siedzimy sobie któregoś popołudnia na tarasie, patrzę a tu pełznie takie coś, co wyglądało jak wąż i prosto na mnie.
A te mieczyki dla Was w podzięce! I dwa słowa. Tydzień temu kupiłam je okazyjnie. Pięć za 7 zł. Facetowi bardzo się na targu nudziło i chciał jak najszybciej do domu wyruszyć.Mieczyki to jeszcze nic, czerwoną porzeczkę w promocji kupiliśmy. Kwiaty były cudne,ale wymagały albo dużego wazonu,albo wiadra,a trafiły do szklanego niewielkiego wazonu tyle ,że z grubym dnem.Wyglądało to zabawnie,ale i tak cieszyło oko. I tym akcentem kończę dzisiejszy wpis.Pozdrawiam Was serdecznie. Miłego popołudnia. Dobrego tygodnia.