czwartek, 28 lipca 2022

Pełnia lata

Dzień dobry , lato w pełni. Dziś polecę ,książki, które ostatnio przeczytałam. Pokażę, co ostatnio ukończyłam na szydełku oraz zdam relację z podróży pociągiem.
Wakacje spedzam bardzo przyjemnie.Jeżdżę na rowerze, czytam, szydełkuję, haftuję...
Moje szydełkowe robótki ostatnio ukończone.
Książka dobrze napisana.Z przyjemnością ją "pochłonęłam" w dwa dni.Obyczajowa, romans, bez mocno różowej wazeliny i rozbuchanej erotyki.
Recenzja z okładki.
"Trzymająca w napięcu historia nazistowskiej zbrodniarki , która ucieka przed sprawiedliwością. Tej książki nie można odłożyć!" Magda Knedler. Podpisuję się pod tym zdaniem. 649 dobrze napisanych stron. Na pewno sięgnę po inne książki tej autorki.
Wspomniałam,że do Rogowa pojechaliśmy pociągiem. I dziś mała relacja.W pociągu Musieliśmy wstać o świcie,żeby zjawić się na stacji wczesnym rankiem.Miesiąc temu wpadliśmy na stację w ostatniej chwili, cudem zdążyliśmy na pociąg.Teraz pełny komfort, było kilka minut do przyjazdu pociągu. Usiadłam na ławce,żeby z plecaka wyjąć chusteczki higieniczne. Mąż w tym czasie zrobił okrążenie wokół budynku stacyjnego. Gdy go odnalazłam, stał i rozmawiał z jakąś kobietą. Przywitałam się,zero reakcji. Mąż coś jej tłumaczył,a ona stała bezradnie i rozglądała się po peronie pustym wzrokiem. Mogła być w naszym wieku, a może nawet trochę młodsza. Szybko zorientowałam się,że nie jest Polką, a obywatelką Ukainy, nie zna polskiego, podróżuje sama do Warszawy. Przysłuchiwałam się przez chwilę, ale kiedy zapowiedzieli nasz pociąg zaczęłam patrzeć na męża dając mu do zrozumienia,żeby się pospieszył,że musimy iść.Po ostatnim remoncie stacji wyrosło tyle dodatkowych barierek,że trzeba je slalomem pokonywać dobrą chwilę. Kobieta stała jak przedtem, w zakimś zawieszeniu czy niezdecydowaniu. Jedno było pewne, nie zamierzałam czekać, aż pociąg odjedzie bez nas, na następny musielibyśmy długo czekać. Mąż tłumaczył jej,że nie musi jechać do Kutna, żeby wsiąść do pociągu jadącego do Warszawy.-"My jedziemy do Łodzi Widzewa, stamtąd na pewno będą pociągi do Warszawy. Niech pani jedzie pociągiem z nami".Uff. Wreszcie pociągnęła swoją walizkę na kółkach i ruszyła za nami.Mąż wskazał jej konduktora i powiedział,że powinna się do niego zgłosić w spawie biletu. Sam poszedł do biletomatu. Usiedliśmy wszyscy w pierwszym wagonie. Mąż sprawdzał w telefonie połączenia do Warszawy z Widzewa i notował je na kartce. Kobieta trzymała w ręku wydruk z kasy fiskalnej i czekała cierpliwie, aby podejść do konduktora.Okazało się,że przysługuje jej darmowy bilet.Tymczasem oglądając nasze bilety konduktor powiedział- "Kupił je pan w biletomacie? Zupełnie niepotrzebnie, bo pan przepłacił.Na jednym 3 , na drugim 4 złote.Następnym razem lepiej zgłosić się do konduktora." Na następnej większej stacji hałas i rwetes. Do pociągu wsiadła spora grupa: 6 dzieci, w tym mniej więcej roczne w wózku spacerowym i trzy dorosłe kobiety. Było sporo nawoływania, ale jak już usiedli i każdy z nich zagłębił się w swoich myślach,zapanował względny spokój. Po przekątnej usiadło dwóch chłopców,mniej więcej z promocją do drugiej klasy szkoły podstawowej. Grali w karty i dyskutowali. Oho, zaraz się dowiem dokąd jadą. - " Ja jestem bardzo ciekawy tych rekinów..." powiedział jeden z nich. Pomyślałam - a to się chłopie rozczarujesz...Kiedy pod koniec maja byliśmy w Ogrodzie Botanicznym, jakaś babka przez telefon zdawała relację z wizyty w Orientarium- "A wiesz, te rekiny są takie małe, jak jakieś rybki..."( młode osobniki- jak u ludzi- lepiej się adaptują w nowym środowisku) Nie wiem, nie znam się, ale od maja chyba tak dużo nie urosły. Tymczasem dyskusja trwała w dalszym ciągu- " A wiesz, że czytałem, że taki aligator zjada rocznie 17.000 ludzi?!" Tak mnie to rozbawiło,że przez chwilę dusiłam się ze śmiechu, a potem śmiałam się na każde wspomnienie. Tymczasem pociąg utknął przed wjazdem na peron Łodzi Kaliskiej i minęło z 10 minut zanim ruszył.Potem prawie cała ekipa jadąca do Orientarium wysiadła na peronie. Prawie cała..., bo ta dwójka ekspertów została w wagonie. Matka wparowała do środka- " Chłopaki , co jest?! Szybko wysiadać, bo zaraz pociąg ruszy!" Na Widzew przyjechaliśmy z opóźnieniem, mieliśmy prawie godzinę do naszego pociągu, więc odprowadziliśmy Kobietę jadącą do Warszawy na jej peron. C.D.N.
Kwiaty na zdjęciach są moje. To tyle na dziś.Dziękuję Wam za zaglądanie, czytanie, komentowanie. Miłego weekendu Wam życzę.

piątek, 22 lipca 2022

Arboretum Rogów cz.2

Witajcie, pogoda się zmienia, robi się wilgotno. Będzie deszcz? Dziękuję Wam za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Dziś druga część zdjęć z Arboretum w Rogowie. Zapraszam.
Na jednej z tabliczek przeczytałam: " Co trzecia roślina to Chińczyk. Chiny są trzecim po Brazylii i Kolumbii najbogatszym florystycznie krajem świata"
Magnolia parasolowata.
Bambus parasolowaty.
Goździkowiec.
Nie sprawdziłam co to takiego, ale te owoce w gronie mnie urzekły.
Sadzawka z kaczą wyspą.
Bardzo dekoracyjne są te oczka wodne, jak również wypełnione roślinami posadzonymi w ziemi. Miłego weekendu Wam życzę.

czwartek, 21 lipca 2022

Arboretum w Rogowie

Dzień dobry, upał daje się we znaki, ale wszak mamy lato. Dziękuję za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Witam serdecznie nową obserwatorkę mojego bloga. I tu serdeczna prośba, jeśli macie blogi to odezwijcie się,żebym mogła się odwdzięczyć. Upał upałem,ale wczoraj wybraliśmy się do Arboretum w Rogowie, żeby fotografować lilie wodne. I ten post będzie właśnie o tym.
"Dzieje Rogowskiego arboretum sięgają 1919 roku. Wtedy to Minister Rolnictwa i Dóbr Publicznych przekazał Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego część lasów Nadleśnictwa Skierniewice do celów naukowych i badawczych. Sześć lat później prof.Edward Chodzicki założył pierwszą stacje doświadczalną, gdzie posadził daglezje zielone, które sięgają dziś 38 metrów i są najwyższymi drzewami w okolicy.Do wojny posadzono około 100 gatunków drzew, ale ogród nie miał dostatecznej opieki. Dopiero w 1947 roku zaopiekowała się nim katedra botaniki leśnej wydziału leśnego SGGW i zaczęto zakładać nowe poletka doświadczalne.W latach 50.XX wieku wybudowano alpinarium, czyli ogród skalny z roślinami pochodzenia górskiego." Tyle "Spacerownik po regionie" autorstwa Piotra Machlańskiego, Joanny Podolskiej i Tomasza Stańczaka, pod patronatem Biblioteki Gazety Wyborczej.
Arboretum w Rogowie( powiat brzeziński, województwo łódzkie) ma powierzchnię około 54 hektarów. Dla porównania- Arboretum w Kopnej Górze koło Supraśla, w którym byłam wiele lat temu, ma powierzchnię o połowę mniejszą, bo 26 hektarów. Przy czym to w Rogowie jest utrzymane w stylu, który najbardziej lubię.Czuć i widać nieustanną pracę pracowników, którzy chodzą dbają, koszą, podcinają, ale jednak utrzymany jest charakter leśny i widać,że to wszystko nie jest robione tak pod linijkę, i to jest piękne.Dojechalismy z jedną przesiadką na dworcu Łódź Widzew. Dalej pociąg relacji Łódź Widzew- Skierniewice. Za Koluszkami 2 stacja. Wycieczka kosztowała nas 127 zł ( bilety kolejowe + plus dwa bilety wejścia do Arberotum po 16 zł każdy, normalne). A już nie liczę innych drobnych wydatków. Po drodze z dworca PKP( jakieś 1,5 km do Arboretum) weszliśmy do Dino. Kupiłam kilka buteleczek kefiru- dobrze gasi pragnienie- i bordową materiałową gumę do włosów, która bardzo się przydała przy tym upale.A na koniec żurek z kiełbasą po 9 zł za bulionetkę.
Mnóstwo ławek ukrytych w zieleni, miejsc, gdzie można zrobić sobie piknik. Wczoraj korzystaliśmy z nich chojnie, bo nawet w leśnych ostępach Arborotum czuć było wysoką temperaturę powietrza.
Troszkę rozczarowała mnie sadzawka z grzybieniami.Może dlatego,że nie było wszystkich odmian, które znam z Ogrodu Botanicznego w Łodzi, szczególnie bordowej piękności.I kwiatów nie było jeszcze tak dużo. Myślę ,że apogeum kwitnienia w Arboretum w Rogowie dopiero nastąpi. Szybko jednak poczułam się pocieszona, bo z kolei były inne odmiany, których nie ma w Łodzi. A poza tym były jeszcze inne miejsca poza główną sadzawką gdzie lilie tworzyły piękne kompozycje( o tym w kolejnym poście).
A jednak największym hitem dla mnie było- to. Huśtwaka w Arberotum?! Ktoś, kto na to wpadł, był mistrzem świata.
W dodatku tak zdobiona.
Ciekawe jakie są Wasze ulubione słowa "klucze"?!Moje to między innymi huśtawka, ławeczka, wyspa, enklawa... To tyle na dziś. C.D.N. Pozdrawiam Was serdecznie

sobota, 16 lipca 2022

Wakacyjne czytanie

Dzień dobry, zapowiada się deszczowa sobota, w każdym razie czuję nadchodzący deszcz. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim postem.Witam serdecznie dwie nowe obserwatorki mojego bloga. Rozgoście się i czujcie się tu dobrze, moje drogie.Ostatnio mam więcej wolnego czasu i nadrabiam zaległości czytelnicze. Dziś chciałabym napisać o jednej z książek, którą ostatnio przeczytałam.
A zaczęło się od wywiadu z Valerie Perrin( ur.1967) w "Wysokich Obcasach Extra". Gdy go przeczytałam w majowym magazynie pomyślała,że muszę kupić i przeczytać te książkę. W księgarni, ktoś już ją zamówił, ale kupiłam ją ja.Często tam bywam i w pogawędce z moją ulubioną panią od książek dowiedziałam się,że jeszcze niedawno świetnie się sprzedawała. U mnie musiała poczekać do wakacji na przeczytanie. W wywiadzie Valerie powiedziała- " Wiele osób powiedziało mi,że pochłonęło"Życie Violette". I to, co mnie ogromnie cieszy- mnóstwo ludzi kupuje ją ,żeby wręczyć bliskiej osobie, tak jak bukiet kwiatów. Nie mogę wyobrazić sobie lepszego komplementu." I dalej" " Opowiadam o kobiecie, która nie miała w życiu szczęścia. Porzucona przez rodziców, została zarejestrowana jako X. Jej dorosłość nie była wcale łatwiejsza. Teraz mieszka na cmentarzu, obserwuje z bliska sprawy życia i śmierci.Mimo wielu momentów wciąż jest głodna życia.Cieszą ją małe rzeczy- pogłaskanie psa, zasadzenie kwiatów, wyczyszczenie pomnika, zjedzenie makaronu z sosem pomidorowym.Wydaje mi się,ze historia Violette zbliża czytelniczki do świata podstawowych wartości.(...)Wielu ludzi w chwili wybuchu pandemii zrozumiało,że potrzebuja właśnie tych najprostrzych rzeczy. Obecności drugiej osoby, rozmowy z przyjacielem, uścisku dłoni. Historia Violette jest momentami bardzo smutna,ale pozwala docenić życie."( " Nie miała w życiu szczęścia" z Valerie Perrin rozmawiała Natalia Szostak "Wysokie Obcasy Extra nr5 maj 2022 str.114- 115) Jest to powieść wielowątkowa i myślę,że każda z nas znajdzie w niej coś co ją ujmie, zachwyci. Pamiętam moje zauroczenie szafą letnią i zimową Violette, i bynajmniej nie oznaczało to,że w lecie chodzi w jednych ubraniach, a zimą w innych. Ona pod ciemne ubrania zakładała jasne, wzorzyste sukienki. I tylko nielicznym udało się to zobaczyć. Ciemne, bo była dozorczynią małego cmentarza w środkowej Francji. Uczestniczyła w pogrzebach, spisywała mowy pogrzebowe, częstowała herbatą ludzi, którzy przyjeżdżali na groby swoich bliskich, dbała o groby i dużo wiedziała o leżących w nich zmarłych. Jej codzienne rozmowy z ludzmi tam pracujacymi- Nono, Elvis, ksiądz Cedrik...Jej zamiłowanie do pielegnacji ogrodu, uprawy warzyw, której nauczył ją Sahsa, poprzedni dozorca cmentarza.Są też w tej powieści wątki romansowe, a także bardzo trudne- traumatyczne. Kiedyś regularnie oglądałam program " Codzienna radość życia" prowadziła go Joyce Meyer( ur. 1943) amerykańska charyzmatyczna kaznodziejka. W jednym z odcinków na scenie pojawiły się dwie wielkie amfory.Jedna była cała posklejana, druga nieskazitelna, bez jednej rysy. I wtedy Joyce włożyła do tej posklejanej lampę czy świecę, już nie pamiętam i poprzez te posklejane szczeliny zaczęło wydobywać się światło.- " Patrzcie ona świeci! Tak właśnie "świeci człowiek, który dużo przeszedł w życiu i "posklejał" się na nowo po cieżkich przeżyciach." Myślę,że Valerie Perrin wymyślając Violette chciała pokazać właśnie taką osobę. To tyle na dziś. Miłego weekendu Wam życzę.

środa, 6 lipca 2022

Mała rowerowa wycieczka. Początek lipca 2022.

Witajcie! Dziękuję serdecznie za Wasze komentarze, za zaglądanie do mnie.Już od prawie dwóch tygodni wakacje, a ja nie mogłam się zebrać, by napisać nowy post. Czułam się ciągle zmęczona, emocjonalnie wyczerpana po tym minionym roku szkolnym. Dziś wybraliśmy się na małą rowerową wycieczkę i chciałabym pokazać zdjęcia, które zrobiłam.
Ten obrazek mnie zachwycił. Konie( a właściwie koń i kuc) pod lasem w otoczeniu zieleni. Ta ramka od dołu z liści kukurydzy bardzo mi się spodobała.
Tutaj konie są bardziej widoczne.
Polna droga.
Wjeżdżamy do lasu. Mój mąż się śmieje,że nasz pies ma swój kamper.
I miejsce docelowe- Sobótka Stara. Jeszcze nigdy wcześniej nie jechałam tam rowerem. Od najmłodszych lat autobus albo samochód. Rowerem 18 km pokonaliśmy w półtorej godziny. Droga Siedlec- Jacków- Potrzasków- Ksawerów- Sobótka Las- fatalna, asfalt pełen dziur i łat. Ale pogoda idealna do jazdy : ok.25 stopni, pochmurno.
Sobótka centrum.
Cisza i spokój. Mało samochodów jeździ( po tych podwyżkach benzyny może jeszcze mniej) Za to ludzi na rowerach sporo.Zawsze tak było. Kiedyś byłam bardziej związana z tymi terenami i po latach nawet przemknęła mi myśl,żeby tam się osiedlić.Ale nie, nie za daleko do miasta. W czasie pandemii ludzie chętniej uciekali na wieś, kupowali działki RODOS. Ale nie wszyscy się na wsi odnajdują. Miasto ma dziś ciekawszą ofertę.
Zawsze w plecaku jest aktualna szydełkowa robótka i zawsze jest chwila na ten rodzaj relaksu. Tu krótki odpoczynek na przystanku busów.Za mną otwarta brama na wjazd na teren boiska szkoły podstawowej i czerwone drzwi remizy strażackiej. Perro tą razą nie pozuje.
Chwilę później fotografowałam juz pole owsa.
A deszczowe chmury coraz większe...
Pole obsiane facelią. Najpierw korzystają pszczoły, potem ziemia.
Chmurzyło się, chmurzyło i lunęło.Trzeba było poczekać pod zadaszeniem przystanku. Przy okazji piknik. Miał być w lesie. Ale ten też był fajny.
Życie nie znosi próżni. W weekendy kompletnie nie funkcjonuje tam komunikacja publiczna. Chyba będzie nowy przewoźnik, o jakże wdzięcznej nazwie.
Perro przed powrotem do domu pojechał jednak do lasu. To tyle na dziś. Pozdrawiam Was serdecznie.