piątek, 26 czerwca 2020

Sałatka ziemniaczana i nie tylko.

Witajcie, dziś będzie wszystkiego po trochu.Na początekWiosenna sałatka małosolna.
Składniki Sałatka: 70 dag ziemniaków, 5 ogórków małosolnych z zalewą, 1 pęczek rzodkiewek, 1/2 pęczka koperku, 3 ziarenka ziela angielskiego, 2 listki laurowe, 1 łyżeczka nasion gorczycy , sól.Sos 3 łyżki oleju, 2 łyżki zalewy z ogórków, 1 łyżeczka musztardy, 1 ząbek czosnku, szczypta cukru, pieprz.
1. Sos: zalewę z ogórków wymieszaj z musztardą.Dodaj przeciśnięty przez praskę czosnek, cukier i odrobinę pieprzu.Utrzyj z olejem na gładki sos ( najlepiej blenderem).Odstaw na czas przygotowania sałatki( nie wkładaj do lodówki). 2. Sałatka: zagotuj osoloną wodę z zielem, listkami i nasionami gorczycy.Przyprawy możesz zawiązać w jałowy gazik, by łatwiej było je potem wyjąć.Wrzuć obrane i podkrojone ziemniaki.Gotuj do pierwszej miękkości.Odcedź i ostudź. 3.Rzodkiewki umyj i pokrój na ćwiartki.Zalej je 1/3 szklanki zalewy z ogórków i odstaw na 30 minut.Ogórki pokrój na ćwiećplasterki. Koperek umyj, osusz i posiekaj. 4. Rzodkiewki osącz.Wymieszaj z ziemniakami, ogórkami i koperkiem.Polej 2 łyżkami sosu, tak by pokrył cienką warstwą wszystkie składniki.Chłodź przez 20 minut.Pozostały sos przelej do sosjerki, ustaw na stole obok sałatki. Mój komentarz: Jest to inna, bardzo smaczna wersja sałatki ziemniaczanej, doskonała do mięsa.
Perro. Wiele osób zachwyca się tą rasą,bo jeśli chodzi o inteligencję to psy te znajdują się na najwyższym miejscu podium. Bordery są niezwykle żywiołowe i do mieszkań w bloku zupełnie się nie nadają. Poza tym to rasa bardzo wrażliwa jeśli chodzi o stosowanie środków przeciw np.kleszczom i lekarstw. Nasz 9 letni pies dwukrotnie chorował na basza biozę czyli chorobę odkleszczową, a na początku tego roku zdiagnozowano u niego mikrofilarię- chorobę spowodowaną pogryzieniem przez egzotyczne komary.Przed pandemią rozpoczęliśmy leczenie...a potem nie można było tego kontynuować. Nałożyły się jeszcze inne sprawy. W każdym razie jeśli uda się pokonać mikrofilarię zostanie poddany dość inwazyjnemu i poważnemu zabiegowi. To straszne patrzeć jak żywiołowy pies robi się smutny i niknie w oczach. Wczoraj dostał nowy antybiotyk i widać poprawę.
Figa ma już 14 lat. "Bliźniaków- braciszków" nie uwieczniłam, bo chwilowo nie zasługują. Rano doszło między nimi do ostrej bójki,a darły się jakby jak ktoś rozrywał na strzępy. W dodatku rozprawiły się ze sobą w środku rozłożystego derenia, więc ani ich zaniepokojona matka( Figa) ani ja nie mogliśmy niczego zobaczyć. Nie będzie też zdjęcia Wincentego szpaka, bo też podpadł. Jeszcze wczoraj zastanawiałam się jak zerwę czereśnie z czubka drzewa. Niepotrzebnie, Wincenty zabrał się za nie skoro świt i pod drzewem znalazłam sporo nadgryzionych owoców.
Moich róż w porę nie przycięłam i tak poszybowały w górę,ale kwitną obficie. I zaraz przypomniała mi się chińska bajka o koniu, którą wczoraj przeczytałam. Wieśniakowi uciekł koń, wszyscy mówili : " Nieszczęście". Na co wieśniak: "Szczęście , nieszczęście, kto to wie?". Koń wrócił z klaczą. Szczęście.Wieśniak zachowywał spokój. Syn ujeżdżał klacz, złamał nogę." Nieszczęście", uważali sąsiedzi. "Szczęście, nieszczęście, kto to wie?, powtarzał wieśniak. Przyszła wojna, pobór, syna wieśniaka nie wzięli, inni chłopcy zginęli...
A tak wyglądała wczoraj jedna z tych róż po deszczu.
Bukiet od dzieciaków na zakończenie roku przedszkolnego.
A to już róża, którą kupiłam do ogródka. Dziękuję Wam za zaglądanie, czytanie, komentowanie. Udanego weekendu ! Ps. Jeszcze dwa słowa na temat wirusa. Nie wiem czy czytaliście wypowiedź Zygmunta Miłoszewskiego(polski powieściopisarz ur. 1976), który niedawno zakończył siedmiodniową kwarantannę. Notabene na pogrzebie Jerzego Pilcha było 5 zarażonych osób,a on rozmawiał z jedną z nich."Uważajcie,żeby nie utrudniać innym życia." Fakt, wystarczy jedna zarażona osoba,żeby mnóstwo innych wysłać na kwarantannę.Moja siostra dwukrotnie była wypytywana przez sanepid.Po pierwsze, gdy po wymazie wynik wyszedł dodatni, po drugie, gdy już była w Zgierzu i przywieźli kolejną osobę zakażoną z tego samego źródła. "Znowu mnie pytają o to samo, a czy ja mam do tego głowę,żeby sobie ciągle przypominać..." Nie ma co mieć pretensji do sanepidu, oni mają teraz takie zadanie i w sumie trochę od ich skuteczności zależy czy ten wirus będzie się rozprzestrzeniał dalej.

środa, 17 czerwca 2020

Kurczak w sosie.

Witajcie, z upalnego dnia zrobił się deszczowy wieczór. Dziękuję Wam za zaglądanie, czytanie, komentowanie. Taka serdeczność bije od tych komentarzy,że z przyjemnością biorę się za pisanie kolejnego posta. Cieszę się,że mam nowego obserwatora mojego bloga. Zaglądaj i czuj się tutaj dobrze! Wczoraj odwiedziliśmy moją siostrę. Właśnie pichciła sobie pierś kurczaka według- jak to określiła - własnego pomysłu. Dawno już nie robiłam kurczaka, narobiła mi chęci. W drodze powrotnej do domu zrobiliśmy stosowne zakupy i wolne dni zeszły mi częściowo na pichceniu.Między innymi wypróbowałam przepis pod tytułem-" Kurczak w sosie".Dawno już zaznaczyłam go w książce,ale jak dotąd nie było okazji.
Składniki Duża, podwójna pierś kurczaka, szklanka wody, 1 łyżeczka soli, mąka ziemniaczana, 4 łyżki oleju, 1 i 1/2 szklanki pędów bambusa pokrajanych w małą kostkę lub obrana i pokrajana marchewka, 8 ząbków czosnku, 1/2 łyżeczki soli, 1/2 szklanki wody, 1/2 łyżeczki przypraw chili lub ostrej papryki Sos przyprawowy 3 łyżki powideł śliwkowych, 1 łyżeczka soku z cytryny, 1/2 łyżeczki imbiru w proszku, 1 łyżeczka miodu lub cukru, 1-2 roztarte ząbki czosnku, 1/2 łyżeczki zmielonego pieprzu, 2 łyżeczki sosu sojowego, 2 łyżeczki octu.
Przygotowanie 1. Mięso pokrajać w kostkę. 2. Wodę (szklankę) wymieszać z 1/2 łyżeczki soli, zalać mięso, zamieszać, odstawić na 20 minut.Następnie dokładnie osączyć z solanki. 3. Kawałki pokrajanego w kostkę mięsa obtoczyć w mące ziemniaczanej. 4.Wymieszać składniki sosu przyprawowego z pędami bambusa lub marchewką, odstawić. 5.4 łyżki oleju wlać na gorącą patelnię, mocno podgrzewać na dużym ogniu, wsypać całe ząbki czosnku, mieszając smażyć 15 sek. dodać sól, mięso i przyprawę chilli, smażyć 30 sek. ciągle mieszajac. Dodać sos przyprawowy, mieszając smażyć minutę , wlać 1/2 szklanki wody, dokładnie wymieszać, dusić dłuższą minutę nie przerywając mieszania.6.Podawać natychmiast.
Mój komentarz Jak dla mnie, która lubię chińszczyznę danie jest pyszne. Bałam się takiej ilości czosnku i dałam ciut mniej,ale niepotrzebnie. Tu wszystko ma swoje uzasadnienie. Wcześniej przygotowałam surówki-marchewkę z wody, fasolkę z wody( okraszoną delikatnie masłem) warzywa curry, które zostały mi z poprzedniego dnia oraz ryż,żeby zająć się mięsem i zrobić wszystko w tempie podanym w przepisie. Jeśli dacie sporą ilość dodatków będzie to danie dla kilku osób. My jeszcze jutro będziemy tego kurczaka jeść...
Wczorajsze curry z warzywami. Wykorzystałam mieszankę chińską, ananasa z puszki, zalewę z tego ananasa, pieczarki, koncentrat pomidorowy, doprawiłam słuszną łyżką curry, chili, pieprzem.
Właśnie zakwitła= Bakopa drobnolistna dubeltowa. Maks zwrócił mi uwagę,że roślina nie nazywa się Dakota,a Bakopa i rzeczywiście tak jest!
Już lato, wszelkie robactwo wali na gwałt do domu. Komary jeszcze nieśmiało...ale ćmy i inne pikujące, kręcące się jak bąki tudzież i inne uciążliwe tałatajstwo- już całą gębą a raczej całym sobą. Wieczorem ledwo wzięłam do ręki gazetę ruszyły gromadnie ku mnie.Choć może bardziej ku zapalonej lampie nocnej.Ale lądowały albo na mojej twarzy albo w inny sposób próbowały mi dokuczyć. Nie mogłam się napatrzeć jak bliżej nie zidentyfikowane małe owady wykonywały w powietrzu korkociąg i zastanawiałam się czy mają w uszach słuchawki i leci im przez nie "Lot trzmiela" Rymskiego- Korsakowa. W każdym razie tak się zachowywały jakby chciały zatańczyć ten utwór z dokładnością co do nuty i lądowaniem na moim czole.Skutkiem czego czytanie zakończyłam na jednym artykule. A był to - jak dla mnie- dość ciekawy artykuł. Otóż w Grodzisku, niewielkiej wsi gminie Suchowola, 60 km na północ od Białegostoku,archeolodzy badają pozostałości starego grodu. Gród i osadę w XII i XIII wieku zamieszkiwała wspólnota plemienna Bałtów- Jaćwingowie.( pruskie plemiona znad morza Bałtyckiego)Było to plemię bardzo zaradne, doskonali wojownicy, którzy często na wyprawy łupieżce zapuszczali się daleko na południe i zachód od swoich ziem, pojawiali się nawet w Małopolsce, w okolicy Sandomierza. Byli też wybitnymi metalurgami, tworzyli przedmioty o bogatych i wyrafinowanych zdobieniach. Kiedy było trzeba wojowali,ale na co dzień prowadzili spokojne życie jako rolnicy, rybacy czy bartnicy. Tak sobie myślę,że może oni mieli lepiej...Mieli jasno określone cele, znane zagrożenia, wypracowane sposoby reagowania...Tymczasem nam przypadło błądzenie w gąszczu informacji i dezinformacji, gdzie często trzeba się mocno dobijać o swoje, godzinami wyjaśniać sprawy z pozoru proste a w rzeczywistości bardzo poplątane. Daleko szukać...Mija półtora tygodnia od wyjścia mojej siostry ze szpitala,a ona nagle dowiaduje się,że pewnych spraw nie może załatwić, bo ma kwarantannę. Rozmawia z jednym lekarzem, potem drugim i ciągle słyszy to samo. Wreszcie odsyłają ją do sanepidu. Tłumaczy,że nic nie wie o żadnej kwarantannie, jest zdrowa i nie ma zalecenia aby pozostawać w domu.Okazuje się,że ciągle jest w systemie. Nikt tego nie poprawił ani nie zmienił. Pół dnia zajęły te rozmowy, które w efekcie doprowadziły do wyjaśnienia sprawy i kwarantanny nie ma. Mamy cuda techniki i tylko nie wiedzieć dlaczego wcale nie jest łatwiej,a bardziej pod górkę.
To tyle na dziś. Dedykuję Wam tę peonię. Pozdrawiam Was serdecznie.

niedziela, 14 czerwca 2020

Kulinarnie, robótkowo i refleksyjnie...

Witajcie w niedzielę, właśnie kończy się długi weekend. Prawdę mówiąc u mnie zaczął się on wcześniej bo we wtorek,a w piątek byłam w pracy.Po dwóch gorących dniach dziś ochłodzenie.Dziś będzie kulinarnie, robótkowo i refleksyjnie.
Deser truskawkowy. Pokruszone biszkopty zalałam musem truskawkowym, następnie serkiem mascarpone z jogurtem i udekorowałam truskawkami. Wersja błyskawiczna, leniwa. Początkowo miała być to rolada biszkoptowa z musem truskawkowym i kremem z serka...Mam nadzieje,że co się odwlecze to nie uciecze. A już teraz wiem,że nie można przesadzać z jogurtem by nie wyszedł zbyt rzadki. W roladzie musiałabym użyć inne proporcje.
W aktualnej "Tinie" znalazłam przepisy na gulasze z młodą kapustą. Postanowiłam jeden przepis wypróbować i tak powstał fasolowy z kalarepką.Składniki 2 główki młodej kapusty, jedna puszka białej fasoli, 2 marchewki, jedna kalarepka, 1 mała pietruszka, 2 cebule, 3 szklanki bulionu warzywnego, 1 łyżka oleju, sól, pieprz, mielone ziele angielskie, kilka gałązek kopru.
Przygotowanie 1. Kapusty oczyść, opłucz, pokrój na kawałki. Marchewki, kalarepkę i pietruszkę obierz, opłucz. Marchewki potnij w plasterki, a pietruszkę i kalarepkę w słupki. 2. Cebulę obierz, posiekaj, zeszklij na oleju. Dołóż marchewki, pietruszkę i kalarepkę.Smaż razem 5 minut. Dodaj kapustę. Podlej bulionem. Przypraw solą, pieprzem oraz zielem. Duś 15 minut,aż warzywa będą miękkie. Pod koniec duszenia dodaj osączoną fasolę i posiekany koperek.Mój komentarz Jest to jakaś alternatywa dla kapusty robionej w sposób tradycyjny. Oboje z mężem lubimy dania warzywne, im więcej różności tym lepiej, więc bardzo nam smakowało. Fasoli nie dawałam z puszki, bo nie miałam do takiej zaufania.Przede wszystkim,że będzie dobrze wyglądać. Kupiłam fasolę Jaś- 500 g. Z pozostałej zrobiłam po prostu fasolkę po bretońsku. Jeśli chcecie danie mniej kaloryczne użyjcie czerwoną soczewicę( namoczone ziarna gotować 20-25 minut. Można też dodać kminku- mielony lub w ziarenkach. Przyda się zwłaszcza osobom zmagającymi się z dolegliwościami układu pokarmowego( np. zgaga, wzdęcia, uczucie pełności po jedzeniu)
Niedawno kupiłam czasopismo robótkowe i zaczęłam robić środkowego ptaszka.
Tak to wygląda po zrobieniu. Jeszcze nie wiem jak to wykorzystam, mam kilka pomysłów. I prawdę mówiąc... więcej atrakcyjnych wzorów na skrzydlatych przyjaciół.
Siostrze tydzień temu zaniosłam podobną peonię, ale w pąku. Miała dużo szczęścia, mężczyzna,który zaraził się od tej samej osoby- nie żyje( 81 lat). Kiedy czytam w komentarzach na fejsie- "wirus- świrus" " ten temat jest już nudny" itp. myślę sobie: dobrze,że nie mieliście w rodzinie osoby chorej,ani sami nie zachorowaliście.Tymczasem wirus jest, ludzie chorują, przebywają w szpitalach zakaźnych,a bywa,że umierają.Rozmawiam z siostrą o pobycie w szpitalu, w Zgierzu. Początkowo było ich czworo na rehabilitacji, wszystkie osoby chodzące. W połowie tygodnia przywieziono 20 osób z DPS na Przybyszewskiego w Łodzi( moloch- 600 mieszkańców, ponad 300 osób obsługi) Twierdzi,że się wtedy napatrzyła. Niektórzy przyjechali jeszcze na "chodzie",ale potem kładli się i nie wstawali,a bywało,że robił się szum i wywozili kogoś na inne piętro. Oczywiście wieści z Oiomu nie dochodziły, bo i po co. Już od patrzenia na to co u nich podnosiło się ciśnienie. Załoga kompletnie ubrana wchodziła kilka razy w ciągu dnia. Rano o 5, potem za dwie godziny itd. Podawano kroplówki, leki na zbijanie temperatury, zastrzyk w brzuch na rozrzedzenie krwi, rehabilitanci robili z nimi ćwiczenia oddechowe. Każdy miał pod ręką aparat tlenowy( lekarz udzielał instrukcji jak stosować) ale siostra nie używała. Pielęgniarka powiedziała,że skoro nie ma duszności - nie ma takiej potrzeby. Po uzyskaniu dwóch minusów wypisali ją do domu, mała karetka z pielęgniarzami bez żadnych zabezpieczeń przywiozła ją pod dom. Nie ma kwarantanny, zakazu wychodzenia, jest zdrowa,ale ludzie się chyba trochę jej boją...To tyle.Pozdrawiam Was i dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i wszystkie serdeczne słowa.

niedziela, 7 czerwca 2020

Ufff !!!

Witajcie w niedzielę, dziś trochę zdjęć i trochę refleksji.
Po nocnym deszczu- ślimak na spacerze.
Zając przysiadł na polu...Widzicie go?
Roślina o ozdobnych listkach- Japan.Miałam nie kupować kwiatów, bo susza. Ale kupiłam, bo nie mogłam się powstrzymać.A susza ma ponoć nie być tak dotkliwa jak to pierwotnie przewidywano. Pożyjemy, zobaczymy...
Też Japan,ale o innych liściach.
Dakota płożąca ( tak ją nazwał sprzedawca)Ma białe pojedyncze kwiaty. Kupiłam też dubeltową,ale jeszcze nie kwitnie.
A to moje podarki od córki na Dzień Matki. Dziwny to był Dzień Matki, bo na kwarantannie domowej. Moja starsza siostra zachorowała i przez 5 dni nie mogliśmy opuszczać domu.Brakło nam świeżych warzyw i w Dzień Matki córka podjechała pod bramę...Siostra wczoraj po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu i trzech tygodniach choroby wyszła ze szpitala z dwoma testami ujemnymi. Ale emocji było co niemiara. Ufff!!! Jeśli nie macie dość opowieści o koronawirusie dajcie znać w komentarzach. To prawda - męczył mnie temat, a jeszcze bardziej temat masek- szczególnie gdy musiałam w niej jechać na rowerze-ale teraz patrzę na wszystko trochę inaczej. Być może maski nie chronią, ale gdy widzę ludzi w maskach w sklepach i na targowisku myślę,że to przejaw szacunku dla innych ludzi- Nie wiem co w sobie noszę i chcę, żebyś stojąc w 2 metrowej odległości ode mnie czuł się bezpiecznie.
Mój kwitnący dereń( którego koniecznie muszę przyciąć, bo zajmuje już pół ogródka) Będę sukcesywnie odwiedzać Wasze blogi. Pozdrawiam serdecznie. Dobrej Niedzieli.

sobota, 6 czerwca 2020

Niewidzialne życie- recenzja książki.

Witajcie! Dziękuję Wam za liczne komentarze pod poprzednim postem. Myślę,że zainteresowałam Was tym naprawdę ciekawym filmem. Dziś pora na recenzję książki. Przeczytałam ją jeszcze raz i dzięki temu odkryłam ją jakby na nowo,a mając za sobą obejrzenie adaptacji filmowej zobaczyłam wiele wątków jeszcze wyraźniej.
"Dowcipna, ironiczna, przenikliwa opowieść o dwóch niepokornych siostrach, z których żadna nie chce być tylko idealną panią domu." To zdanie na odwrocie książki idealnie podsumowuje tą jakże ciekawą powieść obyczajową. Rodzina Gusmao, portugalskich imigrantów zamieszkuje w malowniczej, położonej na wzgórzu dzielnicy Rio de Janeiro- Santa Teresa. Ojciec sue Manuel i matka donna Ana, prowadzą handel we własnym sklepie spożywczym przy ulicy Almirante Alexandrio. Kochają i troszczą się o swoje córki,a ich marzeniem jest, aby obydwie- Guida i Euridice dobrze wyszły za mąż i wiodły dostatnie życie. Nie szczędzą pieniędzy na zajęcia dodatkowe dla dziewcząt- Guida wybrała lekcje języka francuskiego, Euridice grę na flecie w szkole muzycznej.Piękna,ale niecierpliwa Guida szybko zniechęca się do lekcji, za to Euridice jest pilną uczennicą, robi postępy, ma szansę dostać się do konserwatorium, lecz rodzice stanowczo sprzeciwiają się temu pomysłowi.Tymczasem Guida poznaje Marcusa, ucieka z domu, po kryjomu wychodzi za niego za mąż. Rodzice i siostra nie mogą pogodzić się z jej nagłym zniknięciem,wszyscy bardzo to przeżywają.Guida oczko w głowie Manuela, jego najukochańsza córka, jego idealna kopia robi coś,z czym on zupełnie nie potrafi się pogodzić i czego absolutnie nie potrafi wybaczyć. Euridice nie chce przysporzyć rodzicom więcej cierpień, postanawia być idealną córką,a potem żoną Antenora.W książce znajdujemy wyjaśnienia i cała tą warstwę psychologicznych uwarunkowań, odpowiedź na pytanie - dlaczego?Uwaga spojler Małżeństwo Guidy z Marcusem od początku było wielką pomyłką. Chłopak pochodził w prostej linii od bogatej familii plantatorów kawy. Oni nie uznawali nikogo poza członkami swojego klanu, żenili się i wychodzili za mąż tylko w obrębie swojej rodziny, nie potrafili funkcjonować w innej, właściwej przeciętnym ludziom rzeczywistości. Studia za pieniądze, jeśli praca to po znajomości i tylko taka żeby zarobić,a się nie narobić. Marcus tak własnie skończył studia medyczne, uzyskał dyplom, otworzył prywatny gabinet i wszystkim zapisywał dawkę penicyliny, albo jeszcze większą dawkę penicyliny. Nic dziwnego,że szybko z Guidą musieli się wyprowadzić z domu w Vila Isabel ( dzielnica klasy średniej)A potem to już równia pochyła- Marcus porzucił Guidę i wrócił na łono Rodziny. Dla Guidy zaczęły się trudne czasy, tym bardziej,że po odejściu Marcusa okazało się,że jest w ciąży. Nigdy jednak nie porzuciła swojego synka. Dalej było jak w filmie- życie z Filomeną w dzielnicy Estacio( dzielnica nazwana na cześć założyciela Rio de Janeiro- Estacio de Sa, miejsce w którym zaczęła się samba) Po śmierci Filomeny Guida zobaczyła swoja ukochaną siostrę w sklepie bławatnym i wkrótce zapukała do jej domu."Guida była szczególnym przypadkiem wańki-wstańki. Wańka,co prawda była z niej żadna,ale ile razy nie oberwała, to wstawała.I wstawała silniejsza, bardziej uśmiechnięta i z większą wiarą w swoje przeznaczenie, jakim było zwycięstwo." Pojawienie się Guidy z synem w domu Euridice stało się dla wszystkich przełomem.Obydwie siostry bez przerwy się śmiały. Ulżyło Antenorowi i dzieciom, gdyż Euridice zapadała się w sobie, i wydawało się,że nic nie wróci jej radości życia.Wcześniej spełniała się kulinarnie. Najpierw wypróbowywała przepisy ciotki, potem sama komponowała własne zapisując je w specjalnie zakupionym zeszycie. Gdy zapełniła notes postanowiła urządzić ucztę, by zakomunikować rodzinie,ze chce wydać własną książkę kucharską. Niestety Antenor wyśmiał pomysł i zeszyt wylądował w koszu na śmieci. Również z dezaprobatą spotkał się inny pomysł. Euridice pod nieobecność Antenora urządzała we własnym salonie pracownię krawiecka dla mieszkanek Tijucy, tudzież innych dzielnic. Czegokolwiek tchnęła się bowiem ta kobieta zamieniała to w złoto, jak u króla Midasa.Nieustannie potrzebowała nowych wyzwań."Euridice była pretensjonalna, bo chciała żyć w swoim świecie,a Guida była pretensjonalna, bo chciała być najpiękniejsza na tym świecie, który należy do nas wszystkich" Antenor był w gruncie rzeczy dobrym mężem,ale nosił w sercu zadrę z dzieciństwa( odsyłam do książki) i nie tolerował "fanaberii" żony.Wszystkie trzy kobiety Ana, Guida i Euridice miały wspólną fizjologiczną właściwość. Ale tylko Antenor robił z tego prawdziwy dramat w wieczory -"Whisky i łez" W nieskończoność drążył jeden i ten sam temat, i nie dziwię się kobiecie,że trudno było jej to zdzierżyć. Nie pracował na poczcie tak jak to było w filmie,a w banku. Po latach awansował i rodzina mogła się przenieść z Tijucy( dzielnica północnej sfery miasta, 150 tys. mieszkańców) na Ipaneme- dzielnica południowa, w której znajduje się plaża będąca przedłużeniem plaży Copacabana. Zelia-sąsiadka, w książce nie była życzliwą przyjaciółką,a nieprzeciętną złośliwą plotkarą, która była zdania,że każdy człowiek ma "trupa w swojej szafie" czyli jakąś kompromitującą historię i problem tkwi w tym aby ją znaleźć, i w swoim czasie wykorzystać by dołożyć bliźniemu.Tą swoistą zjadliwość zawdzięczała rozczarowaniom z dzieciństwa. Inna bardzo ciekawa historia dotyczyła donny Eulalii i jej syna Antonia.( wreszcie dobra przystań w życiu Guidy). Film piękny w typie melodramatu. Książka pełna opowieści, czarnego humoru,ciekawych zwrotów akcji jak u Almodówara.Samo życie i dobre zakończenie. Jej się nie czyta- ją się połyka! Gorąco polecam.