niedziela, 22 września 2019

Po przerwie.

Witajcie po prawie dwu miesięcznej przerwie. Cóż, najpierw odpoczywałam,a potem zdarzyło się coś, na co już przestałam liczyć,ale o tym później.Witam serdecznie nowe obserwatorki mojego bloga. Dziękuję Ervishy i Ninie za troskę i pamieć. Oj, będę miała wiele do nadrobienia...
A witam Was pelargonią, którą w tym roku wyhodowałam.Późno wsiałam nasiona i kwiaty zaczęły się pojawiać dopiero w połowie sierpnia. Ta w łososiowo- pomarańczowych barwach szczególnie mnie cieszy. Zrezygnowałam z wysiewania petunii, sporo pracy,a na koniec można zebrać tylko nasiona na następny rok. Tymczasem pelargonie można przechowywać i szczepić. A przede wszystkim są bardziej wytrzymałe na suszę niż petunie.
A to już Plac Wolności we Włocławku. Co roku wracam do tego miasta.Kiedyś założyłam sobie,że ruszę śladami bohaterów książek Ireny Matuszkiewicz. Ona większość swoich powieści własnie we Włocławku i okolicach osadziła, bo mieszka we Włocławku.Jej książki to w większości powieści obyczajowe.Byłam na kilku spotkaniach z Panią Ireną. Tymczasem kilka lat temu napisała "Zjazd rodzinny" i cisza...Nigdzie nie znalazłam aktualnych informacji o autorce. A do Włocławka lubię wracać...
Jedna z kamienic. Ukwiecone balkony pod dachem nieba.
To okno pod dachem- ach!!!
I takie ministerstwo.
Śmiali się ze mnie,że zachwyciłam się tymi toaletami należącymi jednocześnie do kawiarni i hotelu na rogu Placu Wolności i 3 Maja. Ale dobrze byłoby mieć takie cudo w swoim mieście.
Wisła i most we Włocławku.
Polecam "Małe ogniska" Celeste Ng. Książka, którą się czyta jednym tchem. Już motto przewodnie zachęca do przeczytania- "Dla wszystkich tych, którzy podążają własnymi ścieżkami i rozpalają wszędzie swoje małe ogniska." Ważna jest tolerancja- jedna z bohaterek wiedzie uporządkowane życie, gdzie wszystko jest zaplanowane i realizacja kolejnych punktów następuje krok po kroku. Z kolei druga, aby się realizować musiała znaleźć swoją własną ścieżkę... Potęga macierzyństwa, pułapki czyhające na ludzi dążących do perfekcji.Poza tym obrazki z życia współczesnej młodzieży amerykańskiej na "chwilę" przed pójściem na College. Niesamowity opis szkolnej "draki"-" niewinna" zemsta,a jakie skutki!
Mija dekada, kiedy utraciłam stałą umowę o pracę. Tymczasem niespodziewanie niesamowity prezent jubileuszowy. Wróciłam do zawodu i do placówki, w której zaczynałam swoją pracę zawodową. Cóż,w drodze od studni do pałacu(Rdz 37-48) dzieją się prawdziwe cuda. Ale nie jest lekko, do wielu spraw trzeba się na nowo przyzwyczajać...
Czy coś dziergałam w czasie tej przerwy?! A jakże, choć dziś jeszcze pokazać nie mogę. A jakby co, mam wymówkę. Przeczytałam w "Tinie",że "Po pół godzinie siedzenia należy wstać i pochodzić. Jeśli regularnie o tym zapominasz możesz dostać na starość demencji- bo dopływ krwi do mózgu jest notorycznie zaburzony" Dlatego ja tak mało udziegałam, bo często wstawałam...Trudno powiedzieć jak często będę teraz publikować nowe posty, ale jedno jest pewne postaram się stopniowo nadrobić zaległości w odwiedzaniu Waszych blogów. Dobrej Niedzieli i udanego tygodnia. Oby był cieplejszy, niż miniony tydzień, bo palić w piecu jeszcze nie mam ochoty.Pozdrawiam

poniedziałek, 29 lipca 2019

Efekty "polowania"

Witajcie! Powoli nadrabiam zaległości blogowe. Dziękuję za zaglądanie, czytanie i komentarze. Dziś chciałabym trochę powspominać i pochwalić się.Nie jest tajemnicą,ze moje dzieciństwo i młodość upłynęły w poprzednim ustroju.Dlatego zawsze będę wspominać tamte czasy z sentymentem, co nie znaczy,że chciałabym rzec- komuno wróć, bo nie zawsze było różowo. Jednak teraz wspominam czasy "polowań" na ciuchy, tudzież inne dobra. W wolne od nauki dni wyjeżdżało się po prostu do Łodzi i przemierzało ulicę Piotrkowską od Placu Wolności do Placu Niepodległości. Często w piętrowych GS w gminnych miejscowościach można było natrafić na rzeczy, których nie można było znaleźć na miejscu.( Z aprowizacją problemu nie było, bo starsza siostra pracowała w WSS Społem.) Gdzieś to w człowieku tkwi i co roku, gdy jadę do Chodcza urządzam sobie takie małe "polowania" w sklepach wielobranżowych, gdzie tak zwane mydło i powidło. Zobaczcie co "upolowałam" w tym roku.
Bulionerka z motywem wiśni. Od dawna to mój ulubiony motyw,więc od razu kupiłam. Cena 12 zł. Szkoda,że jedna jedyna.Próbowałam już wszystkiego- miseczek, dużych kubków z jednym uchem, ale najbardziej lubię jeść zupę w takich właśnie bulionerkach.
Łyżki Made in China, z ozdobnymi trzonkami. Nie wiem dlaczego akurat trzy, u nas byłyby zapakowane po 4. Kształt łyżek jak najbardziej mój- okrągły. Wgłębienie ciut małe, jeszcze nie próbowałam nimi nic jeść. Miałam kiedyś takie z podobnymi trzonkami, może mniej ozdobnymi. Wtedy wydawały mi się nieco kiczowate, dziś nie mogłam się im oprzeć. Cena 9 zł za trzy.
Ściereczki bawełniane Made in Turkey. Bardzo lubię motyw tej delikatnej kratki. A jeszcze, gdy zobaczyłam,że są zaopatrzone we wstawkę z kanwy wzięłam wszystkie czyli cztery- jedna biała, trzy kremowe.Cena 4,80 zł za sztukę.
Dziś znowu będzie upalnie,więc proponuję widok na jezioro...
Moja maranta niedawno zakwitła.Niesamowite, kwiat maciupeńki. A czy Wy lubicie takie "polowania"? Życzę Wam udanego tygodnia! I do następnego postu...

sobota, 27 lipca 2019

Wakacyjne co nieco.

Witajcie! Lato, wakacje, więc i mały odpoczynek od bloga, tym bardziej,że było trochę podróżowania, wizyt, odwiedzin. Jak to latem. Mimo to spieszę by podziękować Wam za zaglądanie i komentarze. Powstało kilka niewielkich prac, które chcę zaprezentować.
Makatka z kwietnym koszyczkiem. Szukałam prostego wzoru, gdzie zarys koszyka i kwiatów będzie delikatny, nieprzeładowany. Zostało mi trochę szydełkowych kwiatków w odcieniach fioletowego, więc je umieściłam na dole obrazka. Zrobiłam dwa elementy szydełkowe w tym samym kolorze i dołożyłam starą, ale jakże piękną kartę imieninową.
Siostra zamówiła sobie u mnie serwetkę na stolik. Koniecznie białą. Wybrała wzór. Użyłam kordonka Maxi, szydełko 1,00.Po wysuszeniu wyszła serwetka o średnicy 43 cm. Doszłam do wniosku,że tego typu wzór lepiej wychodzi zrobiony szydełkiem o niższej numeracji, ściślej. Do Maxi 10 zalecane jest 1,25 lub 1,5.
Z resztek zrobiłam trzy niewielkie serwetki, mały komplecik. Długo patrzyłam na ten wzór,a w rezultacie rozczarował mnie. Taki tego- nic nadzwyczajnego.
Jak co roku spędziłam trochę czasu w Chodczu, nad jeziorem. Rybaków niewiele, więc kaczki rozłożyły się na pomostach. Kormoran suszy sobie skrzydła...
Uwielbiam wodną roślinność...
Duży taras na którym spędzałyśmy większość czasu. Żałuję tylko,że gałęzie drzew zupełnie zasłoniły jezioro. A jeszcze niedawno można było patrzeć na wodę nie wychodząc z domu...W koło każdego domu znajduje się mnóstwo sosen. Powietrze pachnie żywicą tworząc korzystny mikroklimat.
Wracając do domu zatrzymałyśmy się w dużej wsi, rozwleczonej wzdłuż drogi. Co ciekawe jest ona obsadzona właśnie takimi drzewami jak na zdjęciu. Czasem tworzą się dwa szpalery drzew po jednej stronie, po obydwu stronach chodnika. Kiedyś wiele miejscowości było tak obsadzanych drzewami. Ale z czasem drzewa zostały wycięte. A Dąbrowice o nie dbają i są z nich dumne.
I jeszcze stare drewniane domostwo, również w Dąbrowicach.
I motylek w mojej lawendzie. Wiem,ze mam sporo do nadrobienia, więc postaram się zajrzeć na Wasze blogi. Udanego weekendu!

sobota, 29 czerwca 2019

Skansen w Maurzycach

Dzień dobry! Mam nadzieję,że będzie dobry.Jest chłodniej,ale pogodnie i słonecznie. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze.Witam serdecznie nową obserwatorkę- ErRa MoDd. W plebiscycie na post najwięcej głosów zebrał skansen w Maurzycach, więc od niego zacznę,ale wcześniej moja twórczość własna.
Podobno gdy się idzie z wizytą trzeba zanieść gospodyni uśmiech i dobre słowo. Przydają się również niezobowiązujące prezenty. W tym celu odszukałam małe serwetki, które już kiedyś zrobiłam,a nie doczekały się jak dotąd obróbki w postaci prania, krochmalenia i napinania, doszydełkowałam jeszcze kilka,żeby powstał komplet i z takim oto prezentem poszłam na piknik.
I jeszcze szydełkowy motylek i pomarańczowa serwetka, która nie znalazła się na poprzednim zdjęciu...
Skansen w Maurzycach został udostępniony zwiedzającym w latach 80 ubiegłego wieku.Nie będę Was zamęczać informacjami na temat skansenu, nazwami i długimi opisami. Takie informacje znajdziecie na stronie Skansenu, albo na blogu agulca "Polska w kawałkach". Ja chciałabym pokazać Wam zdjęcia jakie tam zrobiłam i opowiedzieć o odczuciach jakie miałam po odwiedzeniu tego skansenu. Na pierwszy ogień okno z niebieskiej chaty z okiennicami. Chaty na niebiesko( na zewnątrz i wewnątrz) malowano z dwóch powodu. Po pierwsze niebieski kolor odstraszał komary i inne tego typu robactwo. Po drugie malowano też na niebiesko,żeby zaznaczyć,że w tym domu jest panna na wydaniu.
Malowano też takie lelije. Czyż nie piękna grafika?!
Moja córka potraktowała szczyt chałupy jak ściankę i zrobiła sobie zdjęcia do zamieszczenia na Istagramie.
Wnętrza chałup- jak już wspomniałam- również były malowane za niebiesko. Na zdjęciu czarna izba czyli kuchnia. Tu toczyło się życie całej rodziny.Tu się gotowało, prało, tkało, dzieci kołysało...Zwróćcie uwagę na te ozdobne drzwi w głębi.
Biała izba czyli pokój paradny. Mnóstwo łowickich wycinanek...
Święty kąt.
Nie brakowało i tego typu ozdób i makatek. Przed każdym wejściem do pomieszczenia były też na ścianie pojemniki ze święconą wodą.
Izba z kaflowym piecem.
Klasa szkolna.
W tej samej chacie po drugiej stronie sieni- mieszkanie"uczycielki"
do wnętrza tej drewnianej chaty wchodzi się przez taki o to ganek.
Biała chata wycinankarki.
Sceneria w skansenie jest bardzo malownicza. Przede wszystkim jest mnóstwo zieleni i drzew. W czasie upałów jest to prawdziwe błogosławieństwo. Nie brakuje ławek, miejsc piknikowych.
Ule. Dotarliśmy tam późnym popołudniem, już trochę zmęczeni upałem w Łowiczu. Ja już nawet nie miałam siły wchodzić na wszystkie podwórka. Przewodnik oprowadzał w tym dniu za darmo, dogoniliśmy grupę koło kościoła. Muszę przyznać oprowadzanie było bardzo ciekawe. Człowiek ten nie zalewał ludzi nadmiarem informacji,a podawał tylko najistotniejsze rzeczy, dużo anegdot, świetny w kontakcie z turystami. Jedynie co, to stawiał tych ludzi w pełnym słońcu. Ja szukałam cienia i przez to niektóre informacje mi umykały. Ale polecam chodzenie z przewodnikiem, bo on dodatkowo ożywia te miejsca.
Podsumowując- przeuroczy skansen( 7 km od Łowicza), gorąco polecam. Ja zamierzam tam wrócić. Podobno można tam coś zjeść( my byliśmy dobrze przygotowani, piknikowo), a herbatę podają jak dawniej- w szklankach na szklanych spodeczkach. Tam gdzie kasa, jest też mały sklepik, jeden gadżet wpadł mi w oko...To tyle.Pogoda,taka,że raz upał, raz nie wiadomo co,więc trochę zaniedbałam wizytę na Waszych blogach, postaram się to nadrobić... Udanego weekendu

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Koty w wakacyjnym ogrodzie.

Dzień dobry, upalny czerwiec obfituje w ciekawe wydarzenia,święta i różnego typu wycieczki.O tym za chwilę. Tymczasem chcę wam podziękować za liczne komentarze i odwiedziny mojego bloga. Jest mi niezmiernie miło powitać nowego obserwatora- Maksa. Dziś chciałabym opowiedzieć o moim zwierzyńcu.
Moja 12- letnia kocica Figa i jeden z pół dzikich roczniaków.
Jeden z roczniaków. Ja ich już teraz nie odróżniam. Nie mają imion, reagują na "Kićki". Jak wołam "Kićki" wiedzą,że to do nich i wiedzą,że to hasło: mam dla was smakowite kąski!
Czyż nie przypominają trochę lemurów? Są zwinne, sprawne, w dobrej formie, trzymają linię, bo rosną. To coś pomiędzy dorosłym statecznym kotem,a "nieopierzonym młodzieńcem" Jeszcze trzymają się domu...
Jeden z małych kotów. W miocie były tylko dwa, urodziły się 7 maja.
Mój ulubieniec. Może tamten ma ładniejsze futerko, ale ten jest bystrzejszy, bardziej zaradny, a jednocześnie przesympatyczna "przylepka". Jeszcze trochę,a pójdą do nowych domów.
Torba, którą kupiłam sobie na kiermaszu w Łowiczu.
Boże Ciało w Łowiczu.
Skansen w Maurzycach.
Wianki. Który z tych trzech proponowanych folklorystycznych tematów chcielibyście zobaczyć w następnym poście? Zaznaczcie w komentarzu. Tymczasem życzę Wam udanego tygodnia i wakacyjnych radości!