środa, 12 stycznia 2022

Witajcie w Nowym Roku

Witajcie! Dziękuję za wszystkie życzenia i komentarze.Cieszę się,że mam nową obserwatorkę.Tuż przed Nowym Rokiem padł mi komputer,a aplikacja w telefonie niestety ma ograniczone możliwości. Starałam się jednak jak mogłam- musicie to przyznać- odwiedzać Wasze blogi i pozostawiać komentarze. Pracuję nad podłączeniem wszystkich urządzeń ( w tym skanera), więc zdjęć za wiele nie będzie.
Jeszcze raz Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku Na zdjęciu kremówka. Zafiksowałam się na temacie- ciasta z krążków. Przed Sylwestrem miałam dylemat- napoleonka czy krmówka. Włożyłam czasopisma z dwoma przepisami do torby i ruszyłam w miasto. W jednym ze sklepów panie wyeksponowały na ladzie amoniak. Dawno tego w sprzedaży nie widziałam,a sentyment miałam do tego proszku, bo moja ulubiona ciocia Leokadia piekła ciasteczka na amoniaku. Nigdy jednak nie uczestniczyłam w tym pieczeniu. I może to był błąd, bo wiedziałabym jedną rzecz. W każdym razie kiedy kupiłam już ten amoniak i zerknęłam w składniki przepisów sprawa sama się wyjaśniła co do ciasta- padło na kremówkę. Zarobiłam ciasto, wsadziłam na noc do lodówki. Następnego dnia podzieliłam na 4 cześci, rozwałkowałam i piekłam każdy po 20 minut. Krążki rosły lepiej niż na drożdżach. Kiedy otworzyłam piekarnik,żeby wyjąć blachę z pierwszym krążkiem oprócz ogromnej fali gorąca poczułam amoniak! Ależ to był okropny fetor. Całe szczęście,że ulotnił się, gdy ciasto wystygło! A będac przy sprawach kulinarnych chcę opowiedzieć Wam historię wigilijnych pierogów. Pierogi Tak się złożyło,że Wigilia odbywała się u mojej siostry( " Ach, jak ja uwielbiam organizować Wigilię!") ale,żeby nie zrzucić na nią wszystkich przygotowań cała rodzina organizowała wieczerzę koszyczkową. Zadania od tygodni były rozdzielone, ostatnie ustalenia i...coś mnie podkusiło w przeddzień wieczorem, żeby upewnić się, iż wszystko jest dopięte na ostatni guzik i zapytać czy o czymś nie zapomniałyśmy. I po co mi to było?! Sama prosiłam się o kłopoty. Nadgorliwość- jak mówi przysłowie- jest gorsza od faszyzmu. W każdym razie od słowa do słowa i padło zdanie wypowiedziane przez moją siostrę- "A wiesz, nigdzie nie mogłam kupić pierogów...Jakbyś mogła zrobić 10.( słownie: dziesięć) Wiesz, z kapustą i grzybami...". Super, po prostu super! Następnego dnia, do przygotowań włączyłam jeszcze pierogi.Jak się otwiera "linię produkcyjną" to nie ma znaczenia czy robi się 10 czy 50. Wszystko wymaga przygotowań i nakładu pracy. Pakując torby w Wigilię mamrotałam pod nosem- Założę się, że nikt tych pierogów nie ruszy przy takiej ilości jadła. I rzeczywwiście, bo nawet nie wjechały na wigilijny stół. Ale za to przydały się do czerwonego barszczyku mojej córki w pierwszy dzień świąt i muszę przyznać- nie chwaląc się- wyszły wyborne! Ale to nie koniec historii o pierogach. Ciąg dalszy był tydzień temu. Postanowiliśmy w sobotę odwiedzić moją siostrę i w popularnym markecie kupiłam pierogi z serem i szpinakiem. Mój mąż stwierdził- " Mnie te kupione pierogi nie smakują..." Siostra- "A co ty opowiadasz, te kupne są teraz całkiem do rzeczy. Ty wiesz ile roboty jest przy pierogach?! Niektórzy to dzielą pracę na dwa dni: jednego dnia robią farsz, a drugiego ugniatają ciasto i lepią pierogi! I jeszcze mała relacja z marketu.B- jak Biedronka Do Biedronki w to sobotnie przedpołudnie weszłam właściwie bez wyraźnej potrzeby. O pierogach pomyślałam póżniej,ale najpierw prawie zanurkowałam w koszach z książkami i wybrałam sobie trzy po 9.90 zł.Ciagle mnie ktoś trącał wypełnionym po brzegi wózkiem, bo te kosze z książkami ustawione były na trasie do kasy.Przy okazji zaczęłam się rozglądać, a potem zastanwaiać,czy jest sens,żebym ja z tymi trzema książkami i pierogami stała w długiej kolejce. Ale stałam. Przede mną młody człowiek wykładał jogurty,a przed nim towary z załadowanego po brzegi wózka wyłożyła kobietka ciut starsza ode mnie. Najpierw spożywka,a potem...A potem się zaczęło! Wielka włochata poszwa na poduchę w kolorze brudnego różu ( mam taką ale na jasiek) nie miała ani metki,ani ceny. Kasierka kilkakrotnie wywracała ją w te i wewte - nic. Potem szła podkoszula, pojedyncza sztuka,ale z dwupaku, również bezcenna. Skarpety bez metki...Kasierka raz po raz krzyczała na koleżanki, żeby szukały kodu,ale one nie mogły znaleźć, dwie przyszły z pomocą,ale ani kodu ani ceny ni widu ni słychu. A w kolejcie do kasy raz po raz westchnienia, raz po raz pomruki. Kasierka spokojna i opanowana wreszcie się poddała- "Za chwilę znajdziemy kody i będzie pani mogła kupić te rzeczy. Ale na ten moment proszę poczekać..." Taśma ruszyła i kolejka ruszyła...Ale pomyślmy ile te kobiety kasjerki mają opanowania i spokoju.Ja w każdym razie byłam pełna podziwu!
Krajobraz z przed kilku dni...W tej chwili jeszcze wszędzie troche śniegu, jakby ktoś obsypał wszystko delikatną warstwą cukru pudru, ale już wkrótce ma być u nas +6. Oby tylko takich kałuż jak na zdjęciu nie było. A swoją drogą awaria sprzętu początkowo mnie zdenerwowała, a potem podeszłam do tego ze stoickim spokojem- A właściwie dlaczego mam tego nie wykorzystać robiąc sobie przerwę od mediów?!Przeczytałam,że w trudnych czasach trzeba sobie z wielkim umiarem dawkować dołujące informacje i zająć się hobby,żeby zdystansować się nieco, i odzyskać spokój. Dziergałam i czytałam, czytałam i dziergałam, ale o tym w następnym poście.

23 komentarze :

  1. Ciastka amoniaczki są u mnie obowiązkowe na święta Bożego Narodzenia tak, jak u innych pierniczki a amoniaku po upieczeniu wcale nie czuć. Panie w sklepie na kasie bardzo podziwiam, zwłaszcza ich stoicki spokój przy kontakcie z klientami, których zachowanie trudno nazwać kulturalnym. Czekam na post o dzierganiu i czytaniu, bo to bardzo znajomo brzmi 😉. Pozdrawiam Iza serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziergałam i dziergałam, Elu, ale jeszcze pytanie czy finalnie jest co pokazać?!
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Potwierdzam, najlepiej nie poszukiwać wiadomości, one i tak Cię znajdą, więc to nie jest tak, że odcinasz się od świata. Ale na pewno zdrowiej dla umysłu i ducha, wyłączyć radio czy TV i wziąć się za książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno dobrze jest ograniczyć, bo jak napisałaś - one nas i tak znajdą.

      Usuń
  3. Czasami jest dobrze sie odciąć od świata..ale nie na długo:): Pozdrawiam w nowym Roku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że niemożliwe jest, aby zupełnie się odciąć od świata. Szczególnie teraz.
      Pozdrawiam w Nowym Roku.

      Usuń
  4. pięknie dziękuje za mądry komentarz, jak milo czytać Twoje komentarze - serce rośnie....

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałaś sporo przygód, Izo.
    U mnie śnieg już stopniał, ale na pewno jeszcze się niedługo pojawi.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu, ta zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Przed nami luty...
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  6. Takie sytuacje w hipermarketach zdarzają się, a klienci bywają różni.
    Czekam na zdjęcia Twoich udziergów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem bardzo ciekawa Izabelko, co też wydziergałaś? Czasem taka przerwa od mediów jest potrzebna ale awaria sprzętu zawsze mnie dołuje - lubię jak wszystko działa:))) Ta Twoja kremówka wygląda niesamowicie i kusząco.
    Przesyłam serdeczne uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ewo.
      Ja też lubię, gdy wszystko działa jak należy. Komputer dawał nam wprawdzie sygnały, że jego czas się kończy, ale póki działał to działał. Padł po 11 latach.
      Uściski.

      Usuń
  8. Ja w tym roku popisałam się pasztecikami z ciasta francuskiego. Ciasto osobiście wywałkowane i farsz zrobiony wcześniej. Pasztecik są tak dobre, że już nigdy!nie kupię ciasta w sklepie. Mają jedną wadę - kalorie.
    Pokaż, co tam udziergałaś.
    Ciekawe, kiedy pokusisz się o większe szydelkowe projekty, np. jakąś bluzeczkę .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję, bo wprawdzie przy cieście francuskim jest sporo roboty, ale jest wykwintne, daje dużo możliwości i w dobie gotowych produktów- jest w stanie zadowolić największego smakosza.
      A kalorie ? Są, ale wystarczy - tak jak piszesz- zrobić z tego popisowy numer na rodzinne spotkania, a wtedy zanim się obejrzysz paszteciki znikają, a Ty delektujesz się jednym. I wszyscy są zadowoleni!
      Och, to nie będzie nic aż tak nadzwyczajnego...Przed świętami zaczęłam kilka serwetek i nawet nie miałam czasu skończyć. A teraz znalazłam wreszcie czas na dokończenie i sprawiło mi to przyjemność.
      Kiedyś wykonałam bluzeczkę na lato, na szydełku i byłam z niej bardzo zadowolona. Ale to było zanim jeszcze założyłam bloga.
      Dziś raczej nie planuję takiego projektu. Szydełkowa bluzeczka najlepiej wygląda na filigranowej osobie.
      W moim wydaniu to może być blezer, kardigan, kamizelka, bezrękawnik...
      Na sezon jesienno- zimowy "Burda" polecała kamizelki i długie rozpinane swetry ( bez zapięcia), a teraz przeglądałam "Sandrę", która na sezon wiosenno- letni stawia na bliźniaki- topy i bluzki z odpowiednio dobranymi sweterkami rozpinanymi. Ale bardziej na druty niż na szydełko. Za to wszelkiego typu torby na szydełku są zawsze na topie. Sama widzisz, jestem na etapie zastanawiania się.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  9. Ale miałaś pierogową przygodę!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To dopiero przygoda. Ciekawa jestem, co wydzierałaś:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dużo przygód, pierogi akurat uwielbiam hahaha

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj tak, ja też podziwam kasjerki. Tym bardziej, że ludzie potrafią być tak ordynarni, niewyrozumiali, że szkoda gadać! Ja jestem już wyczulona na kody i staram się sprawdzać, czy jest na produkcie. Jak nie ma na jednym, to czasami znajduję na drugim. Gorzej jak są ostatnie sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Złośliwość rzeczy martwych ale czasem może być to właśnie znak, że pora na przerwę od elektroniki. Ja też jak coś się psuje to odkładam i robię przerwę :).
    Pierogi hah u nas to nie ma wigilii bez pierogów. Z mamą szalejemy setkami uszka z grzybami, uszka z ziemniakami, pierogi z kapustą i jeszcze ruskie. O dziwo wszystko zawsze się schodzi :P.
    Panie przy kasie też zawsze podziwiam. Ja robiąc zakupy jak się kolejka przy mnie zatrzyma, to się stresuję i przepraszam wszystkich wzrokiem :). Jakbym miała się męczyć z tymi kodami to bym chyba ze stresu uciekła. No w sumie kiedyś uciekłam. Pracowałam w sklepie jeden dzień :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Ha, ha uśmiałam się z tymi pierogami! No tak to jest, jak się robi imprezę "koszykową" - swoja drogą fajne określenie, chętnie "pożyczę" to ciekawe słówko. Kasjerki, jak kasjerki. Mnie gdy się trafia taka sytuacja to i ja jestem na siebie zła ("co też mnie podkusiło, żeby wziąć taką, czy taką rzecz?"), mój M. "(i po choinkę to brałaś?! - i wysłuchiwanie całą drogę do domu ileż on się wstydu przez to najadł. Bo inni się patrzyli, bo inni cmokali z niezadowolenia, kręcili nosem!). Ach te markety! :D
    Pewnie składałam Tobie życzenia, ale życzę raz jeszcze pomyślności i zdrowia - bo naprawdę jest na wagę złota!

    OdpowiedzUsuń
  15. Najważniejsze, że się nie poddałaś i mimo przeciwności losu jest nowy post! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń