poniedziałek, 21 września 2015
O tym, jak wspieraliśmy lokalny biznes
Witajcie, dziękuję za wszystkie ciepłe komentarze. Obiecałam opisać naszą wycieczkę. A zatem zacznę opowieść od początku.
Postanowiliśmy wykorzystać wolne dni na wyjazd nad wodę. Stwierdziliśmy,że dawno nie byliśmy nad Jeziorskiem. Mój mąż kilka dni poświecił na studiowanie internetowych map zbiornika Jeziorsko. Zaciekawił go półwysep w miejscowości Wylazłów. W rzeczywistości ten półwysep okazał się niewielkim cypelkiem. Ale tak nas zaciekawił,że na niego wjechaliśmy.
Po kilkunastu metrach stało się coś nieoczekiwanego. Samochód zarył w piasku i ani drgnął. Na nic dodawanie gazu, spod przednich kół piasek unosił się na kilka metrów. Po wstępnych oględzinach mąż wyruszył na poszukiwanie narzędzia do odgarnięcia tegoż piasku, ale przyniesiona szypa do odgarniania śniegu okazała się bezużyteczna. Zostawił mnie przy samochodzie a sam z psem poszedł do wsi. Po drugiej strony drogi znajdował się bar otoczony domkami campingowymi, placem zabaw itp. ( wszystkie domki zajęte) Wejście na teren campingowy od strony " zaplecza" wywołało poruszenie i komentarz kobiety siedzącej w ogródku barowym- " Oho, skoro pan idzie od tej strony to się pewnie pan zakopał w piasku na cyplu..." Maż opowiedział o naszym kłopocie. Właściciel zniknął na chwilę i wyłonił się z dyżurną łopatą- "Nie pan pierwszy..." Machaliśmy tą łopata na zmianę przez... cztery godziny.Kiedy puszczały nam nerwy mówiłam- Odpoczywaj, ja idę robić zdjęcia. W pewnym momencie samochód ruszył z metr do tyłu by potem zaryć jeszcze głębiej. Nie było sensu dalej kopać. Zamknęliśmy samochód i ruszyliśmy do wsi.
Właściciel baru stwierdził-" Ja wiedziałem,że tak będzie. Nikomu z tym kopaniem szpadlem nie wyszło. Potrzebny traktor,ale tu nikt nie chce pomagać. W dwóch pierwszych domach nie ma co pytać, nie mają ciągnika, może dalej..." We wsi zapukaliśmy do trzeciego domostwa. Tam dostaliśmy wskazówkę, kto ewentualnie mógłby pomóc. Było już ciemno, gdy dotarliśmy pod wskazany dom. Wyszło dwoje starszych ludzi. Maż tłumaczył, oni słuchali i znajdywali przeszkody. Dopiero magiczne słowo " Zapłacę" uruchomiło lawinę komplementów typu- " Widać,ze pan poważny człowiek. Dobrze panu z oczu patrzy itp" Ruszyłam z Perrem w powrotną drogę na cypel, wkrótce minął nas ciągnik z wnuczkiem tych państwa( młody mężczyzna 20 paroletni) i moim mężem "na pokładzie". 10 minut roboty i samochód wyciągnięty. Mąż stwierdził-" To jakieś dziwne jest. W drodze mi mówi,że ostatnio brał 50 złoty. Mówię,że mam 40 i sto,a on,że nie ma problemu wyda z setki. Kto wsiada na ciągnik z portfelem przygotowanym na każdą ewentualność?!" Ale pal sześć kasę.Ulga była tak wielka,że nie było sensu być małostkowym.
Wczoraj wybraliśmy się do miasta. Ja poszłam na mszę wieczorna do Bernardynów, mąż z psem do parku. Park rozkopany, coś robią przy fosach. Mężczyzna pilnujący maszyn zainteresował się naszym psem. Od słowa do słowa wyszło,że człowiek mieszka w Siedlątkowie nad Jeziorskiem( dwie wsie przed wspomnianym Wylazłowem -" Panie, tam cały biznes z tym wyciąganiem z piasku na cyplu. W sezonie dziennie po cztery samochody tam się zakopują.Ciągnik stoi cały dzień pod barem. Najpierw dają kierowcy szpadel, niech się zmęczy i zmięknie. A potem to już sam się prosi o ten ciągnik. Był taki co się chwalił,że po pustyni jeździł, a tu nie dał rady. A wie pan co jest najśmieszniejsze? Wjeżdża taki turysta zakopuje się, ale potem drugiego nie ostrzeże. Jak go wyciągną to potem stoi, patrzy jak drugi się pakuje i śmieje się, a nie powie- nie jedź! A miejscowe forsę tylko zgarniają za to wyciąganie"
Opisałam pierwszy dzień.Ciąg dalszy nastąpi. Pozdrawiam
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Z uśmiechem czytałam Twój post Izo :) Jedziesz na wycieczkę a tu taka przygoda na początku. Polacy to jednak bardzo przedsiębiorczy naród, ze wszystkiego potrafią zrobić biznes. Mam nadzieję, że następny dzień upłynął Wam już bez żadnych przeszkód. Czekam na ciąg dalszy,pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNo to niezła"przygoda", nie do pozazdroszczenia :)
OdpowiedzUsuńCo za przygoda! Miejscowi niezły sobie biznes wykombinowali...
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł na biznes ;-) Pełen przygód mieliście pierwszy dzień :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Hahaha fajne! 50 niby nie tak wiele. ..chciaż lepiej mieć w kieszeni niż ich nie mieć... ale jest co wspominać! Szczególnie to 4.godzinne szuflowanie.. ☺
OdpowiedzUsuńHahaha fajne! 50 niby nie tak wiele. ..chciaż lepiej mieć w kieszeni niż ich nie mieć... ale jest co wspominać! Szczególnie to 4.godzinne szuflowanie.. ☺
OdpowiedzUsuń