piątek, 4 listopada 2022
Już listopad.
Dzień dobry, ciepła jesień nadal trwa. Dziękuję Wam serdecznie za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Za wszystkie Wasze komentarze. Witam serdecznie dwóch nowych obserwatorów: Marcepanowy Kącik i Sains Box. Jest mi bardzo miło. Rozgoście się i czujcie się dobrze w moich skromnych progach.
Dziś kilka jesiennych zdjęć z rowerowej wyprawy. Pokażę co udziergałam na szydełku, przeczytałam i upiekłam.
Wykorzystując piękną pogodę postanowiliśmy wybrać się pod koniec października rowarami na porządkowanie grobów do Starej Sobótki. Miałam trochę obiekcji, bo od wakacji nie robiłam tak długiej trasy. Co prawda założyłam sobie, że codziennie będę wsiadać na rower i udało mi się to zarówno we wrześniu jak i w październiku, ale trasy były krótkie do 10 km. A tu 22 km w jedną stronę. Ale poszło nadspodziewanie dobrze, a pogoda 27 października była przepiękna.
Górki Jackowskie, jedno z wyższych wzniesień na naszym terenie.
Przy okazji okazało się,że założyli nowy asfalt( istny pas startowy) i komfort jazdy zdecydowanie się poprawił. Gdy jechaliśmy tam 6 lipca, to był prawdziwy koszmar. Na środku jeszcze jako tako, ale boki - coś okropnego.
Kapliczka na leśnym skrzyżowaniu.
Droga przez las w jesiennej krasie.
Pies pod sklepem przyszedł, gdy tylko nas zobaczył.( Obok miał wygodne posłanie) Nie wydał nawet jednego dźwięku, patrzył w oczy, ale pewnie liczył na coś więcej, niż paluch orkiszowy, który mu rzuciłam.
I jesienne centrum miejscowości.
A to obrazek z powrotnej drogi, gdy zatrzymaliśmy się na małym pikniku.
A to dyniowe pizzerki z farszem mięsnym i jarskim w kształcie dyni. Przepis znajdziecie na stronie: Ania gotuje, pod nazwą pizze na Halloween.
Poduszka na krzesło. Wreszcie chwyciłam za szydełko po 2 miesiącach przerwy.
Powieść historyczna. Akcja tego tomu toczy się w XVII wieku w Karge w Brandemburgii( Kargowa, Ziemia Lubuska) Zamieszkiwali tam głównie prostestanci, Luteranie. Jeszcze dochodzą echa wojny trzydziestoletniej, a potop szwedzki dopiero ma nadejść. Wieś żyje własnymi problemami. Zielarka Wiga musi zajmować się małą wnuczką Rozalką, bo jej córka Dorota wyszła z chaty i przepadła jak kamień w wodę. Panowie szlachetnie urodzeni Krzysztof Unrug i Baltazar von Lest w drodze do Karge znajdują małego chłopca, który mówi w obcym języku. Ludność wiejska walczy o przetrawnie, lato mija pracowicie i szybko, a potem całe zimy i najgorszy ze wszystkiego przednówek, gdy zagląda głód. Opis zarazy, który zdziesiątkował ludność- przejnujący.Wiga leczy ludzi ziołami, idzie tam gdzie jej potrzebują. Nie przykłada ręki do aborcji, nie przewiduje przyszłości, las to jej królestwo, zna każda ścieżkę, czuje się jak u siebie. Jest uważna, boi się posądzenia o czary,nie ma nic do ukrycia i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten koński czerep zakopany przy wejścu do domu człowieka niemoralnego...Książkę czyta się bardzo dobrze, ten klimat mnie zauroczył. Pochłonęłam powieść w kilka godzin.
W drugim tomie - Siostry dalsze losy bohaterów, wyjaśnienie "zagadek" z pierwszego tomu. Akcja przenosi się w środowisko miejskie, gdzie Rozalka uczy się pod okiem cyrulika. Kulminacja to rok 1664 gdzie w Kolsku( niemieckie Kolzig) dochodzi do procesu ludzi posądzonych o czary i spalenie na stosie 39 osób.
Ciekawy tekst w Newsweeku nr44( do 6 listopada) Katarzyny Burdy. Okazuje się,że jak klać to w ojczystym języku, bo to przynosi ulgę. "Jak zwraca uwagę polski badacz tej tematyki, prof. Włodzimierz Gruszczyński, przekleństwa są określeniami czynności lub rzeczy uważanych za najbardziej grzeszne, nieczyste lub straszne. Ale rzeczy nie wszędzie są takie same. W krajach katolickich Europy największe tabu to czynności związane z seksem, a w krajach protestanckich najstraszniejszy wydźwięk mają słowa związane ze złymi mocami, diabłem i piekłem." I wszystko jasne. Luteranie palili czarownice, bo wiązali je ze złymi mocami. W Oświeceniu zaprzestano prześladowań kobiet pod zarzutem czarów.
To tyle na dziś. Będę sukcesywnie odwiedzać Wasze blogi. Udanego weekendu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Taka ładna teraz nasza aura, prawda? Mam wrażenie, że wszystkie kolory sie skumulowały, a i o każdej porze jest zupełnie inaczej.
OdpowiedzUsuńPoranki takie serdeczne, ciche, i senne. Takie przytulisko teraz jest na świecie.
Wspaniała wyprawa rowerowa. Masz kondycję! Przestawiłaś piękne jesienne barwy. A poduszka na krzesło jest piękna.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Piesek przyszedł się przywitać ;)
OdpowiedzUsuńLubię wycieczki rowerowe, piękne widoczki macie.
OdpowiedzUsuńDroga przez las szczególnie ładna, pogoda dopisuje, można pedałować. Trochę zazdrośnie to piszę bo mój rower bezczynnie w piwnicy stoi.
OdpowiedzUsuńPodobną kapliczkę spotkałam w lesie będąc na grzybach, też była na rozstaju dróg. Bardzo apetycznie wyglądają te pizzerki :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia ukochanej jesieni. Mnie te barwy uszczęśliwiają. Piesio ma takie spojrzenie, że aż słów mi brakuje...uroczeeee. Mój brat lubi gotować z tą stroną, a te dynie wyglądają bomba, zjadłabym. My te wersje bez mięsa.:) Biję brawo za piękną pracę i za przejechanie tyluuu kilometrów, brawo. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam nocną porą ♥️♥️♥️
Śliczna jest ta szydełkowa podusia:) Jesień wciąż jest kolorowa, cieszy oczy. Wspaniałe zdjęcia zrobiłaś Izabelko. Wspaniałej niedzieli!
OdpowiedzUsuńPrzejechałaś sporo kilometrów. Super :).
OdpowiedzUsuńDynie wyglądają smakowicie. Nie widziałam jeszcze takich wypieków :).
Poduszka też super :).
Zachwyciły mnie te dynie, wyglądają fantastycznie!!! Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńApetycznie wyglądają te dyniowe pizzerki i piękna poduszka na krzesło. Ja rozpoczęłam po długim czasie pewien planowany haft krzyżykowy. Czasem tak jest, że trzeba odpocząć od robótek, by później docenić ich urok :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie jak jest taka ładna pogoda to warto ją wykorzystać i gdzieś się wybrać. Ja ten ostatni piękny weekend spędziłam w Katowicach :-) Ale te dyniowe pizzerki super wyglądają <3
OdpowiedzUsuńPaździernik był wyjątkowo piękny i ciepły, wynagrodził nam zimny i szary wrzesień :)) Spacery i przejażdżki w taką pogodę to prawdziwa przyjemność, a jeszcze w takich cudny okolicach i z pysznym jedzonkiem... czegóż chcieć więcej :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Agness:)
Witam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, naprawdę cudowna fotorelacja. Muszę przyznać, że mamy wyjątkowo piękną jesień tego roku :) Te dynie z farszem wyglądają pysznie! Muszę koniecznie coś takiego zrobić ^^ Bardzo lubię bloga tej Ani, zawsze znajduję tam coś smacznego :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Dużo różnych spraw jak widzę. Jedzenie to coś co lubię, tak samo jak zwierzaki. :) Ania gotuje to jedna z podstawowych stron dla mojej Mamy jeśli chodzi o jakieś nowe przepisy.
OdpowiedzUsuńNajgorzej zrobiło mi się na cmentarzu w dniu pogrzebu. Niby wiem, że Babcia już nie cierpi, a jednak jest we mnie jeszcze jakiś element żalu na los czy nie wiem na co, że Babcia musiała tyle się nacierpieć pod koniec życia.
Jeszcze 2-3 razy musimy pojechać do mieszkania Babci. Jednak to już będzie takie ostateczne zamknięcie tematu mieszkania, opróżnienie z mebli itp.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Na razie nie sprzątamy u Babci nic. Może pod koniec miesiąca pojedziemy zabrać naszykowane rzeczy i tyle. Wczoraj byliśmy tam, żeby spotkać się z kupcem łóżka rehabilitacyjnego po Babci. Pan kupujący zakłada zakład opieki nad seniorami i wymieniał tapczany jakie zastał na coś lepszego.
UsuńTo racja, po śmierci większość rzeczy po człowieku przestaje mieć jakby powiązanie ze światem. Nie mówiąc o sytuacji, gdy na przykład większość osób z rodziny nie żyje już, a ogląda się zdjęcia z nimi.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Odnośnie do tego artykułu w Newsweeku - od razu przyszło mi skojarzenie z pewnym internetowym memem: że jak ktoś nie zna języka polskiego, to właściwie nie ma co powiedzieć, jak się uderzy np. w mały palec ;) Było kiedyś też takie zestawienie jednego polskiego przekleństwa - jak wiele powstało od niego wyrazów pochodnych, każde "wypowiadane" przy innej okazji ;)
OdpowiedzUsuńOh very cute photos darling
OdpowiedzUsuńPiękna trasa i wyprawa rowerowa. Aż wstyd przyznać, ale od lat nie jeździłam na rowerze, ba... nawet nie mam. Mój stary już rower poszedł na części, a to przerzutki siadły, hamulec i jeszcze coś tam pękło. W sumie nawet nie opłacało się go naprawiać a kupić nowy - tylko jakoś to drugie nie pykło jeszcze :D
OdpowiedzUsuńAleż ta dyniowa pizza wygląda ciekawie - aż pobiegnę sprawdzić przepis, a nóż tak się mi spodoba i sama zrobię w kolejnym roku. Pozdrawiam.
Trzeba korzystać z pogody ile się da! Taka piękna jesień nie zdarza sie każdego roku. Na pewno wycieczka rowerowa sie udała 😊 podziwiam Twoje bułeczki, wyglądają nie tylko pięknie ale też pewnie są bardzo apetyczne . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! Dobrze, że pogoda w październiku dopisała i mogliśmy skorzystać z długich spacerów i wycieczek :) Ta dyniowa pizza mnie urzekła. Muszę podpatrzeć przepis :)
OdpowiedzUsuńPięknie uwieczniłaś jesień. Wspaniale wyglądają te bułeczki.Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńBardzo ładne jesienne zdjęcia 😊 piesek na zdjęciu śliczny 😍 pozdrawiam 😊
OdpowiedzUsuńKsiążki historyczne to nie do końca moja bajka, ale może kiedyś po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńDyniowe pizzerki najbardziej wpadły mi w oko pomijając hipnotyzujące oczka psiaka. :D Cudowny pomysl!
OdpowiedzUsuńW takich okolicznościach przyrody przejażdżka rowerowa to prawdziwa przyjemność. A po niej dyniowe pizzerinki muszą wybornie smakować. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDynie muszą być super, a wyglądają smakowicie. Od razu by się chciało zjeść. Fajne są takie dalekie rowerowe wycieczki. Przynajmniej formę będziesz miała. Całuję mocno.
OdpowiedzUsuńKasinyswiat
Pogoda długo sprzyjała rowerowym wyprawom :)
OdpowiedzUsuńZ ciekawością sięgnę po "Makową spódnicę"!
Miłego dnia!
Dziękuję, że jesteś. <3
OdpowiedzUsuń