
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Była wycieczka ! Gdybyśmy zostali w domu to szły by różne zalegle, a wcale niekonieczne prace...i wcale bym nie wypoczęła. Pojechaliśmy nad jeziorko otoczone lasami. Teraz nie było tam nikogo i Perro mógł się wykąpać. A latem wcale nie jest tam fajnie- dużo ludzi, woda brudna i mętna, i tylko widok jak zawsze przeuroczy na jezioro wtopione w leśny krajobraz. ( Cacko)

Leżąc na trawie i gapiąc się na zmianę to na obłoki to na tafle jeziora próbowałam zastosować rożniste ćwiczenia relaksacyjne. Opiszę je w którymś z kolejnych postów, może się Wam spodobają i przydadzą...W każdym razie już samo leżenie, gapienie się i wsłuchiwanie dało mi dużo relaksu. Wojtek w tym czasie szukał grzybów. Jakie prawdziwki, jakie kurki sprzedają przy leśnych drogach !!! Będę musiała sobie kupić, bo o tych kurkach nie potrafię przestać myśleć. W każdym razie na weselu córki podawali- polędwiczki w sosie kurkowym. Rewelacja! Niebo w gębie! I teraz marzy mi się ,żeby samej coś takiego podobnego zrobić. Tym bardziej, że sezon na kurki właśnie się zaczął.

Przed piknikiem zrobiliśmy rundkę dookoła jeziora. Jak zobaczyłam to uroczysko zatopione w leśnej głuszy- zamarłam z zachwytu !

Człowiek się stara, zakłada i pielęgnuje ogródek, a tu proszę -w środku lasu takie cudo!

A potem było małe co nieco nad jeziorem. Taka butla, która kiedyś ludzie wozili pod namiot i na campingi ma się dobrze i jest zdrowsza niż grill i bodaj bezpieczniejsza niż ognisko. Mam jeszcze kilka zdjęć, wiec ciąg dalszy nastąpi. Pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj, a szczególnie tych , którzy pozostawiają komentarze...