poniedziałek, 10 czerwca 2013

Uroczysko

Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Była wycieczka ! Gdybyśmy zostali w domu to szły by różne zalegle, a wcale niekonieczne prace...i wcale bym nie wypoczęła. Pojechaliśmy nad jeziorko otoczone lasami. Teraz nie było tam nikogo i Perro mógł się wykąpać. A latem wcale nie jest tam fajnie- dużo ludzi, woda brudna i mętna, i tylko widok jak zawsze przeuroczy na jezioro wtopione w leśny krajobraz. ( Cacko) Leżąc na trawie i gapiąc się na zmianę to na obłoki to na tafle jeziora próbowałam zastosować rożniste ćwiczenia relaksacyjne. Opiszę je w którymś z kolejnych postów, może się Wam spodobają i przydadzą...W każdym razie już samo leżenie, gapienie się i wsłuchiwanie dało mi dużo relaksu. Wojtek w tym czasie szukał grzybów. Jakie prawdziwki, jakie kurki sprzedają przy leśnych drogach !!! Będę musiała sobie kupić, bo o tych kurkach nie potrafię przestać myśleć. W każdym razie na weselu córki podawali- polędwiczki w sosie kurkowym. Rewelacja! Niebo w gębie! I teraz marzy mi się ,żeby samej coś takiego podobnego zrobić. Tym bardziej, że sezon na kurki właśnie się zaczął. Przed piknikiem zrobiliśmy rundkę dookoła jeziora. Jak zobaczyłam to uroczysko zatopione w leśnej głuszy- zamarłam z zachwytu ! Człowiek się stara, zakłada i pielęgnuje ogródek, a tu proszę -w środku lasu takie cudo! A potem było małe co nieco nad jeziorem. Taka butla, która kiedyś ludzie wozili pod namiot i na campingi ma się dobrze i jest zdrowsza niż grill i bodaj bezpieczniejsza niż ognisko. Mam jeszcze kilka zdjęć, wiec ciąg dalszy nastąpi. Pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj, a szczególnie tych , którzy pozostawiają komentarze...

niedziela, 9 czerwca 2013

Moje kwiaty z nasion

To pelargonia, którą wysiałam w lutym z nasion. Ta miała być łososiowa, a jest intensywnie różowa. Dopiero zaczyna kwitnąć... Petunia też mojej produkcji. Udał się ten kolor...I krople deszczu na płatkach ... Lobelia kwitnie na niebiesko, ale mikra trochę... A to dzisiejszy produkt- młoda kapusta...Nawet ksiądz dostał słoiczek. A jak się ucieszył! W Archikolegiacie po południu cały czas ktoś przychodził zwiedzać. Był z ekipą ulubiony "Krasnal" Poprosiłam Wojtka, żeby mi kupił wodę mineralną. Zostawił mi pod południowo- zachodnią wieżą, pod odciskami diabła Boruty. Pytam "Krasnala" czy widział tam butelkę wody mineralnej, gdy ze swoją drużyną obchodził kolegiatę. Tak, widział. Zostawiłam go z grupą w kościele i pognałam pod wieżę, ale woda wyparowała, niestety- ktoś sobie ją zabrał. "Krasnal" oprowadzał dziś pensjonariuszy uzdrowiska z Uniejowa ! Tam to dopiero jest gospodarz! Parę lat temu odkryli gorące źródła, a dziś mają i wspaniały aquapark, uzdrowisko i całą bogatą infrastrukturę. Nie mam po prostu słów! Jutro i pojutrze mam wolne. Marzę o małej wycieczce, ale jeszcze nie wymyśliłam gdzie. W każdym razie muszę odpocząć...Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego tygodnia. Mój weekend właśnie się zaczął...

piątek, 7 czerwca 2013

Trochę się pochwalę.

Chrystus Pantokrator z XII wieku. Wczoraj miałam średni dzień. Przyjechała wycieczka dzieci z III klas szkoły podstawowej. Kierowniczka tej wycieczki powiedziała, że umówiła się z księdzem i tylko chcą księdza do oprowadzania...A ksiądz w terenie. A ona się uparła...Przy takim nastawieniu ręce mi opadły. Czekali pół godziny. Ksiądz wpadł do kościoła jak chmura gradowa...niezadowolony. Ogólnie to równy facet. Zdecydowany, otwarty i dobrze się dogadujemy, złego słowa nie mogę powiedzieć. Męczył mnie ten problem i dziś rano postanowiłam go wyjaśnić. Powiedziałam ,że nauczycielki wykreowały go na idola i żadne zastępstwo nie mogło dobrze wypaść. Ledwo zaczęłam opowiadać, a słyszałam -"Kiedy przyjdzie ksiądz?" A dziś miałam kilka grup i osób indywidualnych, i poszło dobrze. Pani Wiesia - przewodniczka z Łodzi- powiedziała do mnie- "Kobieto, ty wchodź w to , bo masz dar- słuchają Cię...Daj swój telefon. Teraz będę dzwonić do Ciebie." I powiedziała dużo innych ciepłych słów, które były balsamem dla mojej zbolałej duszy...A te starsze osoby -emerytowani nauczyciele - cudowna grupa. Tak miło było być wśród nich...ale czas gonił i już w progu stała następna grupa. Dzieci z 3 klas. Chciały wejść do świątyni, ale tylko na krótko, bo już wracali do domu. Nie mogłam się nadziwić jakie grzeczne dzieciaki. Pani stwierdziła-"Gdybym wiedziała, że ktoś tak dzieci zainteresuje, wcześniej byśmy tu przyjechali..." A jak dowiedziała się, że dopiero od 3 dni oprowadzam po kolegiacie stwierdziła- "To chyba dlatego to jest tak interesująco podane" w domyśle- potem dopadnie panią rutyna. Oby nie...Codziennie coś czytam i "grzebię" w necie. Ciekawe kiedy spasuję, żeby odpocząć ?! Po miesiącach "leżenia do góry brzuchem" znowu jestem zaangażowana. Lubię to. Oby tylko innym to nie przeszkadzało...Wyszedł mi post jak dzisiejsza spowiedź. Dziś uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Zasiedziałam się w kościele. Ale trzeba było podziękować...Pozdrawiam wszystkich odwiedzający i komentujących.

czwartek, 6 czerwca 2013

Pierwszy dzień w Archikolegiacie

To zdjęcie już prezentowałam w ubiegłym roku, a teraz wykorzystuję je znowu. Wtedy obfotografowałam tego Mikołaja- Krasnala, a wczoraj poznałam. Pogadaliśmy sobie nieco. Sympatyczny przewodnik, przyjechał z dużą grupą osób niedowidzących. Dwóm panom musiałam zwrócić uwagę- jeden fotografował z fleszem, drugi wszedł na prezbiterium. Wystarczyło grzecznie zwrócić uwagę...Ksiądz z kolei oprowadzał grupę studentów. Ja już na początku miałam małą 3 osobową grupkę indywidualną- przesympatyczne małżeństwo z Łodzi. Udało mi się sprzedać książkę wydaną na 850- lecie Archikolegiaty. Słuchałam ludzi, którzy oprowadzają już wiele lat i zauważyłam, że przewodnik to jak dobry nauczyciel -na początek ma coś ekstra. Trzeba zainteresować słuchaczy, żeby móc od wiadomości łatwiejszych przejść do nieco trudniejszych. W zanadrzu trzeba mieć mnóstwo anegdot i ciekawostek. Dobrze realizować też jakąś myśl przewodnią- oś "wykładu" (Wczoraj cały wieczór zastanawiałam się nad nią) Dobrze mieć spójną ,czytelną, życzliwą, pełną humoru postawę! Poza tym dobrze mieć też przyjaciół, którzy w tym pierwszym dniu - wcale nie łatwym -wspierały mnie smsami i telefonami. W Archikolegiacie jest zimno, jeszcze przy takiej pogodzie jak teraz. Dziś pod spodnie założę rajstopy -jak w zimie- niestety. I wezmę przybory hafciarskie. W tygodniu są wprawdzie wycieczki, ale dużo jest tzw. martwych godzin - można i trzeba samemu zająć sobie czas. To tyle. Dziękuję za komentarze. Jeszcze raz dziękuję nowej obserwatorce Inie, że dołączyła do mojej drużyny. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie. Miłego dnia!

środa, 5 czerwca 2013

Sałatka Andrzeja i rozwiązanie zagadki.

Składniki: 30-40 dag pieczonego kurczaka ( najlepiej z piersi)2 dość duże ogórki świeże, puszka brzoskwiń, puszka ananasów, szklanka majonezu, jedna cytryna, sól, cukier. Wykonanie: Mięso pokroić w kostkę, ogórki obrać i również pokroić w kostkę. Brzoskwinie i ananasy odsączyć i pokroić na małe cząstki lub w kostkę. Wszystkie przygotowane składniki przełożyć do salaterki i skropić sokiem z cytryny. Majonez wymieszać z kilkoma łyżkami soku z ananasów oraz brzoskwiń i doprawić do smaku solą oraz cukrem. Otrzymanym sosem polać sałatkę i delikatnie wymieszać. Sałatkę wstawić do lodówki, aby składniki przeszły aromatem sosu. Smacznego! Pora na rozwiązanie zagadki. Otóż zaczynam dziś staż u proboszcza w Tumie. Będę tam oprowadzać turystów po Archikolegiacie. To tyle. O 10.00 mam się stawić na plebani i tak przez całe lato, i kawałek jesieni. W soboty i niedziele też będę pracować( wolne w tygodniu)Znowu pochmurnie... Mimo to niech dobry humor Was nie opuszcza. Miłego dnia! Dziękuję za odwiedziny i komentarze!

wtorek, 4 czerwca 2013

Leśna promenada wiosną i wkurzający bieżniczek

Wczoraj między jednym deszczem a burzą zdążyliśmy przespacerować się po naszej leśnej promenadzie Dojście do niej fatalne, bo woda i błocko niesamowite, ale już na samym dukcie prawie bez kałuż. To dlatego, że ścieżki wysypane są w wielu miejscach żwirkiem. Wczoraj skończyłam ten bieżnik. Traciłam nerwy, żeby go zrobić. Już nie zliczę ile razy myliłam się i prułam. Jakoś dobrnęłam do końca...Nie jest idealny, ale jestem dumna, że dobrnęłam do końca. A tak na marginesie jeszcze jakiś czas temu nie zwróciłabym uwagi na ten wzór, nie mówiąc już o zrobieniu go...Teraz wrócę do zielonych rozet. A propos mojej wakacyjnej pracy to zaczynam jutro. Ciekawe czy rozczaruję Was tym co napiszę...U Mariusza Wilka w "Wołoce" znalazłam pewne określenie, które humorystycznie do siebie przypisałam. "Biczować"- od dawnego słowa biczowszczik, ten kto najmował się do najgorszych robót, albo nic nie robił" Ale drugie jest lepsze-"W czasach, kiedy poetów( np. Josifa Brodskiego) zesłano za "pasożytnictwo" słowo "bicz" zaczęto ironicznie odczytywać jako skrót od- były inteligentny człowiek. Biczować zatem to nic nie robić albo po prostu - bytować jako były inteligentny człowiek" Kudy mi tam do Brodskiego- rosyjskiego poety, eseisty i noblisty- ale zwrot- bytować jako były inteligentny człowiek bardzo mi się podoba. To tyle. Przepis będzie, bo muszę sobie przygotować jakieś małe co nieco na jutro. Pozdrawiam, życzę pogody ducha mimo deszczowej pogody. A swoją drogą- Kiedy wreszcie przestanie padać?!

niedziela, 2 czerwca 2013

Dzień Dziecka na działce

Dzień Dziecka spędziliśmy oczywiście z dzieciakami... Justyna i Kalina na działce... Te stare, zadrzewione działki wyglądają jak ogrody Edenu... A to ławeczka z " Osobliwości działkowych". Teraz zupełnie skryła się wśród zieleni. Mam coraz większą tremę przed nowym zajęciem, ale uchylę rąbka tajemnicy, jak " Pierwsze koty pójdą za płoty." A co?! Dobrej niedzieli wszystkim życzę!