poniedziałek, 17 listopada 2025

Ocalić od zapomnienia.

Dzień dobry, dziękuję za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Witam nowego obserwatora mojego bloga- Eduarda. Szary i ponury listopad, wcale nie musi być taki szary, jak się z pozoru zdaje. Dziś kilka zdjęć z wystawy etnograficznej, która miała swoje otwarcie w ubiegłym tygodniu.
W odpowiedzi na ubiegłoroczny projekt, Muzeum w Łęczycy otrzymało od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 50.000 zł na konserwacje XIX wiecznej odzieży damskiej i męskiej.
W Warszawie konserwacji poddano 8 elementów zabytkowej odzieży. W tym damskie wełniaki, staniki,kiecki i spódnice oraz męski spencer, i sukmanę.
Tą niewielką wystawę zatytułowaną " Ocalić od zapomnienia" można oglądać do 31 grudnia 2025 roku.
Nie byłam na otwarciu. Poszłam następnego dnia. Dzień bez opłat jest w środę. A to był czwartek. Pomyślałam - trudno, skoro już wybrałam się z aparatem, zapłacę za bilet wstępu. 29 zł ulgowy, 35 zł normalny.
Dwie sale poświecone rzeźbom, głównie naszemu Borucie. Na plakatach- na pierwszym Archikolegiata w Tumie.
Na drugim- Zagroda Chłopska w Kwiatkówku pod Łęczycą.
I coś na rozweselenie.
Droga na wieżę. Ależ mnie te schody, które zaczeły się po tym korytarzu umęczyły!
Widok z wieży- jeden z wielu.Trasa w kierunku Łodzi.
"Oberki do końca świata" Wita Szostaka. "Odchodzący w zapomnienie świat wiejskich muzykantów. Książka napisana piękną frazą, w rytmie oberków, pełna melodii słów i magii muzyki wygrywanej na skrzypcach.To opowieść o życiu i śmierci, o miłości i przemijaniu. To proza osadzona mocno w polskiej tradycji, sięgająca korzeni muzyki ludowej i zarazem bardzo nowoczesna, gęsta niemalże transowa. Rodzimy realizm magiczny, nostalgiczna podróż do świata, który umarł, a któremu Wit Szostak podarował nieśmiertelność."- opis z okładki.
Bardzo podobała mnie się perspektywa zastosowana przez autora. Rodzina Wichrów zajmowała dom na skraju wsi. Kiedy mieli problemy i zmartwienia, i nie chcieli się nimi dzielić ze społecznością wiejską, ich dom oddalał się od wsi. A kiedy przeżywali swoje radości,ich dom przybliżał się do wsi. Co ciekawe, opisywani w powieści ludzie przejmowali, zajmowali domy pozostawione samym sobie po śmierci ich pierwotnych właścicieli.
Jednym z kolorów tegorocznej jesieni jest burgund. Zrobiłam, więc sewetkę w zbliżonym do burgunda kolorze.
Ława niewielka, więc ułożyłam serwetki warstwowo i taki powstał efekt.
To tyle na dziś. Pozdrawiam Was serdecznie. Dobrego tygodnia Wam życzę.

poniedziałek, 10 listopada 2025

Listopadowe książki i serwetka.

Witajcie, Na dworze pogoda iście listopadowa, więc dziś relacja z jesiennego czytania i szydełkowania.Dziękuję za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Zostało mi jeszcze trochę zdjęć z październikowych wyjazdów, więc za jakiś czas o nich napiszę.
Nasza czereśnia zgubiła już liście. Był moment,że listopad rozpieszczał nas piękną, słoneczną pogodą... I nagle w sobotę 8 takie ochłodzenie, że najlepiej było zaszyć się w domu z książką lub przed telewizorem z robótką.
To cztery z ostatnio przeczytanych książek. Wszystkie polskich autorów, wszystkie o wsi.
Pieśni łaciatych krów Łukasza Staniszewskiego to powieść z gatunku realizmu magicznego osadzona na warmińskiej wsi. Bernard Witten bogaty gospodarz we wsi Skowycze nie lubi ludzi, wiecznie naburmuszony, nie szuka ich towarzystwa, najchętniej wybiłby wszystkim zęby. Z trudem toleruje nawet obecność żony Anny.Najlepiej czuje się w oborze wśród swoich krów, choć i te koniec końców prowadzi na rzeź. A ludzie, jak to ludzie mają swoje marzenia, wierzą w dyduki, leczą się u Baby, chodzą do księdza Pieczonki, a o tym jak żyć , szepcą im duchy." Kiedy jednak nad Warmię nadciąga wyniszczająca susza, słońce wypala ziemię i ludzi, mieszkańcy rozpaczliwie szukają ratunku. A tylko Bernard Witten wie, jak ocalić wieś przed katastrofą."
Książkę dobrze się czyta, wartka akcja, ciekawe dialogi, zaskakujące pomysły, dużo humoru, język często dość wulgarny.Uwaga spojler Najbardziej podobała mnie się biesiada tuż przed spodziewaną apokalipsą. Przybrane dziecko Wittena- Kubuś zapisywał w zeszycie dla potomnych( zeszyt miał być zakopany w ziemi) informacje o mieszkańcach. Każdy miał wtedy- nawet ten, którego wcześniej nikt nie chciał słuchać- odpowiedzieć na kilka pytań: jak się nazywa, kim jest, kogo kocha i do jakiego zwierzęcia czuje się podobny. Dobrą kontynuacją do tego tematu może być hiszpański serial " Zwierz" W wielkim skrócie: Spłukany weterynarz Anton zaczyna pracę w ekskluzywnym sklepie zoologicznym...
" Historię rodzinną można pisać na wiele sposobów. Zośka Papużanka zamyka ją we wspomnieniu z dzieciństwa, z wakacji na wsi, gdzie wspólnie spędzają długie tygodnie dziadkowie, ich dzieci z małżonkami i wnuki, czy tego chcą czy nie." Maria Fredo- Smoleńska. A "Kąkol" chwast wśród zboża - któż nim jest?! Synowa zwiewna niczym motyl, z mnóstwem pomysłów, za którą biega cała wioskowa dzieciarnia? Nasza narratorka - jej córka? A może dziadek Antoni- terrorysta najwyższej klasy?!
Książka dla tych co pamiętają swoje wakacje na wsi - w ostatnich dekadach XX wieku i dla tych co nie mają takich wspomnień, bo warta przeczytania. Piękna okładka z haftowanymi motywami. Długo po przeczytaniu leżała sobie na mojej ławie i cieszyła oczy!
Serwetka zrobiona kordonkiem Ariadny- Aria 5 o średnicy 48 cm, kolor- łososiowy.
Małe podkładki zrobiłyśmy kiedyś z córką w sobotnie popołudnie.Bliźniacze kubeczki kupione w Pepco. To tyle na dziś. O kolejnych dwóch książkach następnym razem.Dziś przy przedświątecznym poniedziałku cześć sklepów była zamknięta, a niektórzy, co musieli pracować, byli naburmuszeni jak Bernard Witten. Dobrego tygodnia i jutrzejszego Święta!

czwartek, 23 października 2025

Gdynia

Dzień dobry, znowu trochę mi zeszło od ostatniego posta. Dokładnie miesiąc. Pora wracać.Opowiedzieć co tam u mnie słychać, zajrzeć na Wasze blogi. Dziękuję za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Witam nową obserwatorkę mojego bloga.
W październiku znowu pojechaliśmy nad morze, do Gdyni. Zamieszkaliśmy w najładniejszym osiedlu miasta- Orłowie ( tak mówią jego mieszkańcy)do plaży, promenady i mola zaledwie kilka minut,niewiele więcej do klifu.
" Październikowa plaża jest jak pradawne bóstwo. Wydaje się pamiętać czasy przed pojawieniem się człowieka na Ziemi i nie ma w sobie tej cierpliwości, z jaką plaża sierpniowa znosi wizyty intruzów. Nie ukrywa niechęci, chłoszcze zimnym wiatrem, pozwala na sobie usiąść, tylko jeśli podłoży się coś pod tyłek, inaczej wilk murowany."Aneta Jadowska - " Trup na plaży i inne sekrety rodzinne"
Z wielką przyjemnością obserwowaliśmy mewy.
Wybraliśmy się do portu podziwiać statki.
Chciałam pić kawę i patrzeć na "Dar Pomorza", a tymczasem zaczęłam dokarmiać wróble. One nie tylko zjadały okruchy z ziemi, ale co odważniejsze podfruwały blisko, niektóre siadały przez momencik na dłoni. Niesamowite- poczuć te maleńkie łapki!
Zachwyciła nas komunikacja w Trójmieście. Oprócz częstych pociągów SKM ( Szybka Kolej Miejska w Trójmieście)dobrze korzystało się z aplikacji na autobusy i trolejbusy.
Zakupy najcześciej na halach na ulicy Wójta Radtkego( pierwszy wójt Gdyni).
Hala rybna. Jednak tak pysznych ryb jak w Świbnie tutaj nie było. A może po prostu już trochę mi się przejadły?!
Na obiady do Słonecznego Baru Mlecznego na ulicę Władysława IV. Smaczne tradycyjne polskie jedzenie, w przystępnych cenach. Na zdjęciu deser. Zgadniecie co to?
Pizza na Świętojańskiej, bo można było kupować małe porcje- trójkąty. Ponoć najlepsza jest na Abrahama, ale tam nie poszliśmy. W ogóle Świętojańska to szczególna ulica- pierwsza ważna w Gdyni, lubiłam po niej spacerować.
Dobra parzona herbata w "Ubogiej krewnej". To miejsce upodobali sobie młodzi ludzie. W tygodniu trudno tam było o wolny stolik. Lubicie takie klimaty?
I to by było tyle na dziś. Dobrego weekendu. Pozdrawiam Was serdecznie. Iza

wtorek, 23 września 2025

Świbno

Witajcie po maleńkiej przerwie, Dziękuję za zaglądanie, czytanie i liczne komentarze. Będę sukcesywnie odwiedzać Wasze blogi. Cóż, czułam się już tak "wyprana" z energii i musiałam zrobić sobie małą przerwę od blogowania.A dziś relacja z pobytu nad naszym morzem.
Wybór padł na Gdańsk. Mąż zarezerował kwaterę na Wyspie Sobieszewskiej w Świbnie. Kiedyś wioska rybacka, od 1973 roku włączona do Gdańska.Prawie godzinna jazda autobusem miejskim uświadomiła mi,że do centrum Gdańska raczej nie będziemy jeździć. Wiele obiecywałam sobie po przebywaniu w pobliżu Wisły i rzeczywiście ta lokalizacja okazała się strzałem w dziesiątkę.
Zaraz po przyjeździe na miejsce poszliśmy przywitać się z morzem. Dawno się tak nie umęczyłam przemierzając wielką piaskownicę plaży. Trzeba było dojść nad sam brzeg,żeby zobaczyć fale i usłyszeć szum morza.
Podobno nawet w sezonie plaża w tym miejscu nie jest tak bardzo oblegana.
Spacery wzdłuż Wisły dawały nam więcej satysfakcji.
Najpierw nad Mewią Łachę.
Kolejnego dnia w drugą stronę, na śluzę w Przegalinie.
By wreszcie trzeciego dnia przepłynąć promem ze Świbna na drugą stronę Wisły do Mikoszewa. Podczas gdy w Świbnie spokojnie- jeden sklep spożywczy, jeden bar, jedna pizzeria, w Mikoszewie mały karnawał- bar z lodami i fast foodami, stoisko z pamiątkami i duża knajpa.A wszystko to zaraz po zejściu z promu. Dalej organizatorzy "Rejsu na foki"...
I jak tu nie płynać, gdy posezonowa promocja i widok podekscytowanych ludzi w pomarańczowych kapokach?!
Dużą pontonową łodzią motorową wypłynęliśmy najpierw na morze. W ujściu Wisły najczęściej spotykaną jest foka szara. Mieliśmy szczęście - foki co i rusz wystawiały głowy z wody. Było koło południa. Tymczasem rano foki najwidoczniej miały inne zajęcia, bo w ogóle się nie pokazywały. Młodzi przewoźnicy kwitowali to słowem- masakra, bo ludzie którzy wybrali się w rejs na foki byli bardzo zawiedzeni.
Na morzu rejs spowalniał.Była okazja na morskie opowieści. Potem powrót na Wisłę i szybkie ósemki na wodzie. Oj, było adrenaliny! Młodzi ludzie bardzo profesjonalni. Z nami płynęła dziewczyna świeżo po operacji szyi( miała całą szyję od szczęki prawie do obojczyka w czerwonych "spinkach")Wypytali ją o wszystkie sporne kwestie i usadzili w miejscu, gdzie najmniej trzęsło. Również przed ósemkami na Wiśle wysadzali na brzeg ludzi, którzy nie mogli bądź bali się tego typu atrakcji.
Po rejsie obowiązko spacer nad Wisłą aż do cypla. Na nasze wyprawy zabieraliśmy do jedzenia wędzone witlinki. Jest to gatunek dorszokształtnej ryby morskiej, cenionej za delikatne mięso o łagodnym smaku, mało ości i stosunkowo niską cenę. Powszechnie nazywany - morskim kurczakiem.( informacje z Wikipedii) Kupowaliśmy go w przydomowym sklepiku rybnym na naszej ulicy. Ryby świeże, wędzone i różne rybne przetwory. Coś wspaniałego! Obiady w tawernach wspominam średnio. Do pobytu w Świbnie jeszcze wrócę.
A tymczasem mój "kręciołek" prezentowany na wczorajszym naszym babskim, jesiennym spotkaniu w Naleśniku. Bez znaczników chyba nie wykonałabym tego wzoru.
I chusta Oli w robocie.
I kwiaty za Waszą obecność i komentarze. To tyle na dziś. Pozdrawiam Was serdecznie.

piątek, 15 sierpnia 2025

Uniejów i zajęcia w upał.

Witajcie w upalny dzień! Dziękuję za tyle ciepłych słów! Ku radości wielu pojawiło się wreszcie upalne lato. Zła wiadomość jest taka ,że wraz z nim zjawiły się komary, które tną wieczorami niemiłosiernie.
Dziś relacja z Uniejowa. Odwiedziliśmy go na powitanie wakacji.
Uniejów- miasto położone nad Wartą w województwie łódzkim, powiat poddębicki. 3000 mieszkańców.
W 2008 otwarto Termy Uniejów z gorącymi solankami leczniczymi, a od 2012 roku miasto posiada status miejscowości uzdrowiskowej.Podstawą do nadania statusu uzdrowiska były właściwości ciepłych wód leczniczych zawierających między innymi siarkę, radon, fluor, chlorki miedzi i żelaza, związki kwasu metakrzemowego oraz jodu, którego zawartość jest taka jak w Bałtyku. ( źródło: Wikipedia)
Od lat jeździmy do Uniejowa i wprost nadziwić się nie możemy, jak miasto rozkwitło po odkryciu gorących wodnych źródeł. Przy czym bardzo rozbudowała się część w pobliżu Term- gastronomia i noclegi. A miasto zyskało tańsze ogrzewanie zimą.
Nasz pobyt w Termach trwał 2 godziny. Za bilet normalny zapłaciłam 78 zł. Najbardziej upodobałam sobie mały basenik 1,1m głębokości, solankowy, ze sferą ciszy, jacuzzi i biczami wodnymi. Mnogość basenów i brak czekania na dostęp do przebieralni jest zdecydowanie na plus, Termy Uniejów oceniam lepiej niż Termy Poddębice.
Po rekreacji na basenach przyszedł czas na małe co nieco. Wybraliśmy mały chiński bar po drugiej stronie Warty. Za mną od dawna " chodziło" chińskie jedzenie. Nie zadowoliło mnie ani to w orientalnym barze w Toruniu, ani w Zgierzu. Dopiero tutaj naprawdę mi smakowało. Poza tym czyściutko, schludnie, przyjemny ogródek z begoniami, płatność tylko gotówką. Wzięliśmy sajgonki z frytkami, ryżem i surówkami. Wszystkie stoliki w ogródku ciągle zajęte. Obserwowałam małą 6 osobową grupę dzieci niepełnosprawnych z opiekunem.Było w nich tyle radości, a od tego człowieka, który z nimi był, bił taki spokój i zadowolenie, że aż przyjemnie było na nich patrzeć. Potem przyszła grupa młodych, bardzo hałaśliwych mężczyzn. Śmiali się z gospodarzy,że kaleczą polski język. Ich odzywki były głośne i chamskie.
W powrotnej drodze wstapiliśmy do Bronowa, do dworku Marii Konopnickiej, który obecnie jest w remoncie.
Na dzisiejszy dzień przyda się wiatraczek lub wachlarz. Wiatraczek znalazłam w szufladzie komody, kiedyś, kilkanaście lat temu był dodatkiem do jakiejś gazety. Dwa paluszki i po raz pierwszy sprawdziłam jak działa. W moim przypadku nie sprawdza się wyrzucanie starych przydasi. One u mnie po wielu latach mogą się przydać.
Obrazek z piankowych brokatowych arkuszy i filcu.
Rekonwalescencja przebiega u mnie dzięki Bogu prawidłowo. Obecnie zmieniam skórę jak wąż, bo po szpitalu jak zawsze miałam gigantyczne uczulenie. O wychodzeniu na słońce nawet nie ma mowy. Wreszcie po wielu miesiącach doczekałam się schematu obrazu na xxx i całe wczorajsze popołudnie dobierałam mulinę.
Podstawę stanowią kolory zielone.Jasne, ale przede wszystkim zieleń późnego lata. W palecie DMC to numery 500, 501, 503- niebieskozielony bardzo ciemny,ciemny i średni. Teraz tylko zabezpieczyć tkaninę i zacząć wyszywanie w oparciu o schemat.Po powrocie ze szpitala kupiłam sobie nową Biblię i codziennie czytam rozdział lub kilka. List do Galacjan 5;14 : Całe bowiem prawo wypełnia się w tym jednym słowie, mianowicie:Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. I tym akcentem kończę dzisiejszy post. Jeszcze raz dziękuję za zaglądanie, czytanie i komentowanie. Przyjemnego, słonecznego długiego weekendu Wam życzę!