niedziela, 30 września 2012

Grzybobranie

Mimo pełni w lesie pojawiły się podgrzybki. Poszliśmy na skraj lasu po czarny bez,a przy okazji nazbieraliśmy grzybków na dwa sznureczki.
  Ktoregoś roku tak się za grzybami nachodziłam,że schudłam pare kilo. Dziś też by się przydało tak pochodzić....Ale to musiałby być prawdziwy grzybowy wysyp,żeby efekty były widoczne.
   Tymczasem z grzybami to ciężka sprawa mimo,że w naszym lasku warunki mają sprzyjające. Las widny,słonko łatwo się przedziera i grzybnie podgrzybków w mięciutkim mchu dogrzewa.
  A wszystko to za sprawą pewnej mroźnej i długiej zimy. Las ubrany w białą szatę był wtedy wyjątkowo urokliwy.Wprost wymarzony na spacer.
W środku lasu robota szła na całego. Chłop w grubym korzuchu właśnie powalał galantą sosenkę.Zobaczył nas,ale roboty nie przerwał.My obeszliśmy lasek dookoła i drogą ruszyliśmy do domu. Po śladach na asfalcie poznaliśmy ,do którego domu drzewo było zaciągnięte smykiem. Chłop wyglądał za węgła chałupy,a minę miał cosik nietęgą.( Mój w tym czasie był czynnym mundurowym)Choć być może pozwolenie miał na to drzewo,bo to podobno las prywatny.
 A swoją drogą powinny być takie znaki jak w górach-w Pieninach takie widziałam- "Zakaz ściągania drewna smykiem",bo to bardzo asfalt i w ogóle drogę niszczy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz