wtorek, 28 października 2014

Dynie haftowane

Dyńki moje wyhaftowane. Kiedyś kupiłam na wyjeździe kupon morelowej kanwy. Długo leżała i czekała na swoje przeznaczenie. Wreszcie wpadłam na pomysł, żeby wyhaftować na niej dynie ( Wzór - Moje Robótki), bo one tak się do mnie śmiały z tego obrazka, że im wreszcie uległam. Pierwotne zastosowanie to serwetka- podkładka. Płócienko obdziergałam szydełkiem i dodatkowo tym samym pomarańczowym kolorem zrobiłam dookoła dwa rzędy półsłupków. Upłynęło sporo czasu od dnia, kiedy skończyłam tę serwetkę. Teraz robiąc porządki znalazłam ją i postanowiłam, że dodam kilka rzędów półsłupków w jesiennych kolorach...
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Serwetkę muszę jeszcze raz uprać i uprasować na mokro. Dlaczego pokazuje ją ,więc teraz ?! Dlatego, że haftowałam ją już dawno i nie pamiętam jakiej firmy nici użyłam. A jeśli któryś kolor zafarbuje, to nie będzie się w ogóle nadawała do pokazania. Ryzykuję , więc i pokazuję ją w stanie w jakim teraz jest. Nie mówcie, że potrzebny mi Ginkofar. Zaraz Wam opowiem historię z Ginkofarem w tle.
Wczoraj po południu postanowiliśmy wybrać się jak zwykle do miasta na zakupy. Mąż miał parę spraw do załatwienia i ja również. Sklepy, którymi On się interesuje, kompletnie nie interesują mnie. Jakieś rurki, złączki, akcesoria hydrauliczne, kable itp. nie, nie to nuda, nuda. A zatem rozłączyliśmy się na środku rynku. On poszedł w swoją stronę, ja w swoją. Powiedziałam, że jak zrobię rundkę to znajdzie mnie u A w sklepie. Jak powiedziałam tak zrobiłam. A. była na zapleczu zajęta robotą. Zrobiła sobie 5 minut przerwy, by ze mną zamienić dwa słowa- "Mam huk roboty, jak to przed świętem zmarłych, więc przyjdź- tu pokazała mi kalendarz i wymownie puknęła w cyfrę przyszłego tygodnia. Wtedy pogadamy..." Wyszłam i usiadłam w rynku na jednej z ławek. Słoneczko przygrzewało, więc wyciągnęłam serwetkę w dynie i zaczęłam szydełkować. Myślę sobie- tu mnie mąż zobaczy z daleka.
Ale robię i robię, a jego jak nie było tak nie ma. Chowam robótkę i idę do dwóch sklepów w nadziei, że może go tam znajdę. Ale gdzie tam ?! Wracam , więc do A. Zajęta rozmową z klientami krzyczy-" Mąż był 10 minut temu." Zła rzucam na odchodnym - Mój mąż zarządził powrót do średniowiecza i ostatnio uznał, że za dużo tej techniki. Tym razem padło na telefon komórkowy. Klient w kwiaciarni parsknął ubawiony. Muszę tutaj dać pewne wyjaśnienie. Mój mąż przez całą swoją karierę zawodową był pod telefonem. Dzwonili do niego nawet w środku nocy, na urlopie. Teraz jest szczęśliwy, gdy nie musi używać tej "smyczy". Ja z kolei uważam, że telefon komórkowy to dobry wynalazek i bardzo się przydaje.
Cóż, musieliśmy się minąć, jak to czasem bywa. A zatem pomyślałam, że nie ma go to nie. Wejdę jeszcze tu i tu, a potem same nogi mnie poniosły na ulicę gdzie zwykle parkujemy. Z daleka zobaczyłam pańcia z Perrusiem. -" No widzisz, wcześniej czy później spotkamy się na parkingu.- powiedział w odpowiedzi na moje tyrady odnośnie telefonu- Przecież nie wyjadę bez ciebie z miasta." On swoje , ja swoje i doszliśmy do apteki. Weszliśmy do środka, a wymiana zdań trwała w najlepsze- Ja- Czasami muszę się naszukać tego naszego samochodu-zażartowałam. On- Wiesz co, może zamiast tego co kupujemy dla ciebie w aptece przydałoby się jeszcze coś na pamięć?! O popatrz, jest Ginkofar... " Trochę trwało zanim farmaceutka wydała wszystkie leki z recepty. A potem sięga po Ginkofar i kładzie na ladzie. Wojtek -" To, było na recepcie? " Myślę sobie- Mówiliśmy o tym, a uprzejma kobieta wyprzedziła nasze życzenie. No, i komu potrzeby ten Ginkofar ? A do farmaceutki mówię- Nie, za ten specyfik dziękujemy. Jeszcze nam -mam nadzieję- nie jest niezbędny." Zostawiłam męża przy kasie i wybiegłam na ulicę, bo nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Szkoda, że nie płacą nam za reklamę tego specyfiku... To tyle. Pozdrawiam Was serdecznie. Dziękuję za odwiedziny i dotychczasowe komentarze. Miłego dzionka, jasnego słonka.

7 komentarzy :

  1. Śliczna serwetka, trzymam kciuki by nie zafarbowała ;-)) Jesienne fotografie są piękne ;-)) Oj takie przekomarzanie się małżonków to czasem bardzo zabawne sytuacje ;-)) Też czasem się szukamy po naszym miasteczku gdy sie rozłączamy hihii ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, cieszę się, że będziesz trzymała kciuki, żeby serwetka nie ufarbowała. Byłam kilka lat temu w Twoim miasteczku i zastanawiam się czy jest wielkością takie jak moje miasteczko. Muszę to sprawdzić i porównać. I pomyśleć, że kiedyś całkiem dobrze, żyło się bez telefonów komórkowych... Ale nie teraz . Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  2. Uśmiałam się z Waszej historii! No masz rację - bez telefonu teraz to ani rusz, niestety:( Bardzo podoba mi się haftowana dynia! Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję agulcu! Jestem uparta i przekonałam męża, że wolność , wolnością ,ale w XXI wieku bez telefonu komórkowego, to po prostu nie uchodzi. Zresztą mnie ten komfort jest potrzebny i tyle. Cieszę się, że podobają Ci się moje dynie haftowane. Coś mam ochotę do tego jeszcze dohaftować i jak czas pozwoli( bo już pora zabrać się za rzeczy związane ze świętami BN) to może zrealizuje, to co mi chodzi po głowie. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Duńki superanckie, a krajobraz jesienny bez liści , to była by nuda , co do telefonu , to po prostu w tym wieku to nie wypada go nie posiadać ha ha pozdrawiam Dusia

    OdpowiedzUsuń
  4. Serwetka w dynie świetna. Przygoda z ginkofarem również mi się spodobała pewnie dlatego,że ja zawsze gubię mężusia. Ostatnio w parku szukaliśmy się wokół wodospadu, to znaczy ja go szukałam bo on przemieszczał się wokół tego wodospadu zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Na koniec awantura jak się patrzy ;-) Buziaki

    OdpowiedzUsuń