czwartek, 30 października 2014

Ul oraz wycieczka gimnazjalistów

Haftowany ul dla pszczelarza jako podziękowanie.
Oprowadzam III klasę gimnazjum.
A tu ślady diabła Boruty na wieży południowo zachodniej. Zdjęcia robiła Aleksandra W. To tyle. Dziękuję serdecznie za komentarze pod poprzednim postem. Pozdrawiam cieplutko zaglądających tutaj.

wtorek, 28 października 2014

Dynie haftowane

Dyńki moje wyhaftowane. Kiedyś kupiłam na wyjeździe kupon morelowej kanwy. Długo leżała i czekała na swoje przeznaczenie. Wreszcie wpadłam na pomysł, żeby wyhaftować na niej dynie ( Wzór - Moje Robótki), bo one tak się do mnie śmiały z tego obrazka, że im wreszcie uległam. Pierwotne zastosowanie to serwetka- podkładka. Płócienko obdziergałam szydełkiem i dodatkowo tym samym pomarańczowym kolorem zrobiłam dookoła dwa rzędy półsłupków. Upłynęło sporo czasu od dnia, kiedy skończyłam tę serwetkę. Teraz robiąc porządki znalazłam ją i postanowiłam, że dodam kilka rzędów półsłupków w jesiennych kolorach...
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Serwetkę muszę jeszcze raz uprać i uprasować na mokro. Dlaczego pokazuje ją ,więc teraz ?! Dlatego, że haftowałam ją już dawno i nie pamiętam jakiej firmy nici użyłam. A jeśli któryś kolor zafarbuje, to nie będzie się w ogóle nadawała do pokazania. Ryzykuję , więc i pokazuję ją w stanie w jakim teraz jest. Nie mówcie, że potrzebny mi Ginkofar. Zaraz Wam opowiem historię z Ginkofarem w tle.
Wczoraj po południu postanowiliśmy wybrać się jak zwykle do miasta na zakupy. Mąż miał parę spraw do załatwienia i ja również. Sklepy, którymi On się interesuje, kompletnie nie interesują mnie. Jakieś rurki, złączki, akcesoria hydrauliczne, kable itp. nie, nie to nuda, nuda. A zatem rozłączyliśmy się na środku rynku. On poszedł w swoją stronę, ja w swoją. Powiedziałam, że jak zrobię rundkę to znajdzie mnie u A w sklepie. Jak powiedziałam tak zrobiłam. A. była na zapleczu zajęta robotą. Zrobiła sobie 5 minut przerwy, by ze mną zamienić dwa słowa- "Mam huk roboty, jak to przed świętem zmarłych, więc przyjdź- tu pokazała mi kalendarz i wymownie puknęła w cyfrę przyszłego tygodnia. Wtedy pogadamy..." Wyszłam i usiadłam w rynku na jednej z ławek. Słoneczko przygrzewało, więc wyciągnęłam serwetkę w dynie i zaczęłam szydełkować. Myślę sobie- tu mnie mąż zobaczy z daleka.
Ale robię i robię, a jego jak nie było tak nie ma. Chowam robótkę i idę do dwóch sklepów w nadziei, że może go tam znajdę. Ale gdzie tam ?! Wracam , więc do A. Zajęta rozmową z klientami krzyczy-" Mąż był 10 minut temu." Zła rzucam na odchodnym - Mój mąż zarządził powrót do średniowiecza i ostatnio uznał, że za dużo tej techniki. Tym razem padło na telefon komórkowy. Klient w kwiaciarni parsknął ubawiony. Muszę tutaj dać pewne wyjaśnienie. Mój mąż przez całą swoją karierę zawodową był pod telefonem. Dzwonili do niego nawet w środku nocy, na urlopie. Teraz jest szczęśliwy, gdy nie musi używać tej "smyczy". Ja z kolei uważam, że telefon komórkowy to dobry wynalazek i bardzo się przydaje.
Cóż, musieliśmy się minąć, jak to czasem bywa. A zatem pomyślałam, że nie ma go to nie. Wejdę jeszcze tu i tu, a potem same nogi mnie poniosły na ulicę gdzie zwykle parkujemy. Z daleka zobaczyłam pańcia z Perrusiem. -" No widzisz, wcześniej czy później spotkamy się na parkingu.- powiedział w odpowiedzi na moje tyrady odnośnie telefonu- Przecież nie wyjadę bez ciebie z miasta." On swoje , ja swoje i doszliśmy do apteki. Weszliśmy do środka, a wymiana zdań trwała w najlepsze- Ja- Czasami muszę się naszukać tego naszego samochodu-zażartowałam. On- Wiesz co, może zamiast tego co kupujemy dla ciebie w aptece przydałoby się jeszcze coś na pamięć?! O popatrz, jest Ginkofar... " Trochę trwało zanim farmaceutka wydała wszystkie leki z recepty. A potem sięga po Ginkofar i kładzie na ladzie. Wojtek -" To, było na recepcie? " Myślę sobie- Mówiliśmy o tym, a uprzejma kobieta wyprzedziła nasze życzenie. No, i komu potrzeby ten Ginkofar ? A do farmaceutki mówię- Nie, za ten specyfik dziękujemy. Jeszcze nam -mam nadzieję- nie jest niezbędny." Zostawiłam męża przy kasie i wybiegłam na ulicę, bo nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Szkoda, że nie płacą nam za reklamę tego specyfiku... To tyle. Pozdrawiam Was serdecznie. Dziękuję za odwiedziny i dotychczasowe komentarze. Miłego dzionka, jasnego słonka.

środa, 22 października 2014

Lecą liście z drzew...

Na dworze jesień i u mnie też. Serwetka siatkowa 35x 32 cm. Wzór pochodzi z książki Margaret Morgan " Koronkowe serwety i obrusy". Jest to taki wzór, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i ze względu na ten właśnie wzór kupiłam tę książkę.
Motyw liścia w negatywie. Podkładka pod kubek 17x19 cm. Wzór Diana Robótki nr 5/2007.
Motyw liścia w pozytywie. Wzór z zeszytu jak wyżej.
Pozytyw i negatyw razem. Jeju, w dobie fotografii cyfrowej takie pojęcia wychodzą z użycia i szczerze mówiąc musiałam się dobrze zastanowić który jest który.
Marcinki moje ulubione, kolor lila. A z tymi marcinkami było tak. Miałam ja ci je miałam, kole drogi je miałam. A potem jak mam asfalt kładli to płot trzeba było przesunąć i moje marcinki kochane mi się zmarnowały w tym zamieszaniu. Tęskniłam ja za nimi tęskniłam i w tym roku postanowiłam im dobre stanowisko przygotować. Potem ci ja na targ pojechała. A tam pani Jadzia co kwiatami we wtorki i piątki handluje pokazała mi różne, różniste. I niskie i wysokie, i lila, fiolet i różowe. - Pani Jadziu kochana, a wiele to u pani kosztuje. -" Po 10 zł doniczka i niskie, i wysokie. Ale - patrzy na mnie i śmieje się- dla pani spuszczę i będzie po 8 zł. Ja - O jak dobrze pani Jadziu kochana, to ja rundkę po targu zrobię załatwię co tam mam załatwić i przylecę po te marcinki. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Wybrałam sobie doniczkę z marcinkiem i pokazuję pani Jadzi- Pani Jadziu po 8 zł pani mówiła..?. Patrzy na mnie i śmieje się-" Po 8, po 8, ale ja myślałam ,że pani z pięć doniczek mi kupi, a tu co? Tylko jedną."
A tu już marcinki dziko rosnące. Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam Was jesiennie i sennie. Teraz coraz szybciej zmierzch zapada. Moja sąsiadka kiedyś mówiła- " Moje kury wcześnie spać się kładą, to ja też" Ale teraz roboty mają do późna i już tak nie mówi. A ja też potrafię się zasiedzieć. Trochę czytam, trochę szydełkuje, a czas leci...

piątek, 17 października 2014

Jesienny spacer

Fotografowanie stało się moją pasją. Nie wychodzę z domu bez aparatu. To efekty dzisiejszego spaceru.
Drugie śniadanie- salsa śledziowa i bułka. Gdyby jeszcze kubek gorącej herbaty...
Dzisiejsza Eureka!- hydrant w parku!
Radość!
Dziękuje za komentarze, odwiedziny. Wszystkim Wam życzę dobrego weekendu.

środa, 15 października 2014

Ryż z borowikami i historia z szarlotką

W niedzielę wybraliśmy się do lasu i udało się nam znaleźć sporo podgrzybków. Obgotowane czekały na to, by znaleźć się w potrawie. Dziś zaczęliśmy malowanie kuchni, więc potrawa musiała być i szybka, i mało kłopotliwa, i jednocześnie smaczna. W ruch poszły moje jesienne zeszyty kulinarne. Efekt- Ryż z borowikami.
Składniki na 4 porcje: 200 g długoziarnistego ryżu, 200 g borowików, 100 ml białego półwytrawnego wina, 50g posiekanej cebuli, 1 szklanka bulionu warzywnego ( może być z kostki), 2 łyżki oliwy z oliwek, 2 łyżki masła, 1 łyżka startego żółtego sera.
Sposób przyrządzania: 1. Ryż i cebulę podsmażyć na oliwie, podlać bulionem. Gotować, aż ryż odparuje i zgęstnieje. 2. Borowiki oczyścić, pokroić, podsmażyć na maśle, następnie podlać winem i dusić 10 minut. 3. Ryż połączyć z borowikami, dodać łyżkę masła, doprawić, wymieszać i chwilę odparować. 4. Przed podaniem posypać żółtym serem. Podawać natychmiast po sporządzeniu. Nie miałam wina, więc nie dałam, o serze zapomniałam, składniki wzięłam " na oko". Pycha- szybko i tanio.
A na deser szarlotka "cioci" Romki. A z tą szarlotką było tak. W sobotę wieczorem pojechaliśmy w gości, bo miała się zjawić nasza ulubiona kuzynka Gosia. Niestety, nie dojechała... Ale kolacja była, a potem na stół wjechała szarlotka.( Żałuję, że nie miałam aparatu, żeby ją wtedy sfotografować) Ale co to była za szarlotka! Nie dość, że piękny wypiek przyozdobiony dodatkowo kruchymi gwiazdeczkami wyciętymi z ciasta, to w smaku- ach, rozpływała się w ustach. Każdy dostał po kawałku. Szarlotka nie została wyniesiona z pokoju, stała sobie na stole i kusiła, ach jak kusiła... Wtedy Romka stwierdziła-" Chyba nierówno to ciasto ukroiłam, muszę wyrównać A potem to już wszyscy wyrównywali i... szarlotka znikała jak sen jaki złoty. Wczoraj z kolei byłam w gościach u córki. Postanowiliśmy kupić na obiad cztery kotlety schabowe. Sprzedawca w mięsnym zapytał- " Mają być domowe czy gościnne?!" Co oznaczało, że gościnne ukroiłby cieńsze.
Różyczki dla moich nowych obserwatorek. Witam Was serdecznie. Buziaki dla Iny! Ale także te kwiatki dla wszystkich komentujących i odwiedzających. Słonecznych jesiennych dni Wam życzę.

niedziela, 12 października 2014

O tym, jak grzyby rosną.

Oto moje maślaczki, które dziś zebrałam. Jeśli myślicie, że to takie zwyczajne maślaczki, to się mylicie. To są Moje Maślaczki, które wyrosły w moim ogródku !
A zaczęło się bardzo zwyczajnie. Rano jak co dzień wybrałam się na obchód moich niewielkich włości. Myślałam- Orzech, który w tym roku wydał pierwsze owoce dał 10 dorodnych orzechów, a nóż znajdę jeszcze jakiegoś leżącego w trawie?! Zresztą, ja uwielbiam gdy idę patrzeć pod nogi. Czasem to słuszne, bo jak napisał kiedyś Adam Asnyk " Nie baw się w bohatera, Nadludzką nie błyszcz cnotą: Kto w górę wciąż spoziera, Ten łatwo wejdzie w błoto." Ale, ale, odbiegam od tematu...A zatem chodziłam po ogródku patrząc pod nogi i nagle - odkrycie! Grzyby, prawdziwe grzyby pod naszą szlachetną sosenką!
A potem przez dwa dni codziennie chodziłam patrzeć jak grzyby rosną... Mała dygresyjka, gdy pracowałam w przedszkolu, bardzo lubiłam o tej porze opowiadać dzieciom pewną historyjkę. Miała ona właśnie tytuł- Jak grzyby rosną! Otóż Krasnal wybrał się z wizytą do borsuka i nie zastał go w domku- leśnej norce. Postanowił na niego zaczekać. Usiadł na maleńkim muchomorku, jak na stołeczku i zasnął. Rano obudził się, przetarł oczy i z przerażeniem dostrzegł, że jest w górze, a odległość od ziemi - jak na jego maleńkie nóżki- zrobiła się duuuża, ogromna. Muchomorek przez noc- jak się domyślacie- bardzo urósł. Nie wiadomo czy Krasnal sam zlazł z tego grzyba, czy poprosił o pomoc borsuka( który być może wrócił z imprezki nad ranem) Zresztą nie oczekujcie takich szczegółów. To była historyjka dla 3- latków i one miały dostrzec, że grzybek był najpierw mały, potem urósł, a na koniec jest tak duży, że Krasnal ma prawdziwy problem jak z niego zejść.
Dziś poszłam na grzybobranie, bo bałam się, żeby mi grzybki nie zostały zjedzone przez robaka. Bardzo pięknie ścięłam nożykiem kapelusze z nóżkami, pozostawiając grzybnie. Maślaczki nie dość, że dorodne, okazały się zdrowe. Mój mąż stwierdził - To ja się męczę, sadzę drzewa owocowe i patrzę na marne owoce. A tu las trzeba sadzić, bo iglaki idą jak burza i grzyby pod nimi dorodne. Też tak myślę...Wyobraźcie sobie - najpierw kawa, potem grzybobranie, albo odwrotnie- najpierw grzybobranie, a potem kawa. Co Wy na to?! Pozdrawiam serdecznie w niedzielne przedpołudnie i życzę Dobrej Niedzieli.

piątek, 10 października 2014

Schematy na podkładkę.

Poprosiła mnie Kobietka z grupy robótkowej o wzór tej oto serwetki. Obiecałam podzielić się schematami i podać instrukcje wykonania.
Podkładka składa się z czterech takich połączonych kwadratów.
Jako lamówkę zrobiłam oczka zaczerpnięte z tego schematu.
Tutaj ten kwadrat w dwóch wersjach. Dwa pierwsze to Aria 5 kolor 370, robiłam szydełkiem 2,5. Trzeci kwadrat jest taki jak w podkładkach- pomarańczowy melanż Maxi lub Monika. Ten kordonek kupiłam dość dawno, nie zostawiłam etykiety, więc nie mam pewności, który dokładnie to kordonek. Kwadraty pomarańczowym melanżem robiłam szydełkiem 1,5. A obramowanie pomarańczowym Garden. Efekt jak na pierwszym zdjęciu.
Tutaj moje wczorajsze zakupy poczynione w pasmanterii. Beżowa Aria 5, Kaja bordowy melanż kolor 341, Serwetkowa -popiel i Monika brązowy melanż. Pani w sklepie była zadowolona, bo kupiłam 2 kordonki, które jej zalegały na półce i dała mi na nie duży rabat. Mam słabość do Serwetkowej, lubię nią szydełkować. Poza tym moim zdaniem ładnie się układa i świetnie przyjmuje krochmal. Szkoda, że anilux Jelenia Góra już nie istnieje. A "Monikę" kupiłam dlatego, że "chodził " za mną brązowy melanż, wprawdzie inny odcień, ale na ten kolor też mam pomysł.
A jak Wam się podoba ten ornament umieszczony na fasadzie kamienicy? Dziękuję za zaglądanie na mój blog i komentarze, które bardzo, bardzo cieszą. Ach, zebrane w lesie grzyby ususzyłam w piecyku na wiór, nie wiem czy będą się do czegokolwiek nadawać. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę słonecznego weekendu.

wtorek, 7 października 2014

Małe serwetki w moim ulubionym kolorze

Ostatnio zrobiłam dwie niewielkie serwetki. Ta ma większą " oblamkę" zakończoną pikotkami.
Przy drugiej zrezygnowałam z jednego okrążenia i pikotków.
Niewiele teraz tworzę, bo pochłania mnie robienie przetworów.
Uwielbiam jesienią obserwować zamglony świat. Widok z mojego ogródka na zamglony las.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dziś Matki Bożej Różańcowej. Dobrego dnia, udanego tygodnia Wam życzę.

piątek, 3 października 2014

Las w październiku i wiersz Jana Sztaudyngera

Wczoraj aparatem upolowałam tego oto ptaka.
Do towarzyszy grzybiarzy "O mili towarzysze, nieznani i prości, Za grzybami goniący, lubiący ten pościg, Których w czasie wędrówek moich spotykałem W Grotnikach i w Kopyści! Głoszę wasza chwałę
Że bez strzałów i mordów, mocą swojej wiedzy Prowadzeni wąziutką wstążką polnej miedzy, Zbieracie przeróżne i grzyby, i bedłtki ( Bedłtki to chłopstwo, grzyby- szlachetki)
Myślałem, że pojadłem już wszystkie rozumy, Wędrowałem w zagaje pełen głupiej dumy, Że wiem, że znam, że zbiorę nawet takie grzybki, Których nazwy by wyrzec niezdolni bez chrypki. A tymczasem ja od was uczyć się musiałem!
Że jest pewien muchomor- którego nie znałem Przed mym przyjazdem tu, do was, do Łodzi. Muchomorek jadalny, nikomu nie szkodzi, I jak panienka cały się różowi, Gdy się skórę zeń ściąga. O, chwałaż grzybkowi !
Niech całej Polsce ten wierszyk odsłoni Nasze współzawodnictwo i braterstwo broni..." Jan Sztaudynger
Dziękuję za odwiedzanie mojego bloga i komentarze. Dobrego, słonecznego weekendu.