wtorek, 29 kwietnia 2014

Na prowincji

Dziękuję Małgosi, Inie, Danieli i Karolinie za komentarze pod poprzednim postem. Obiecałam pokazać kilka zdjęć, które zrobiłam po drodze. Oto jedno z nich.
Oto prześliczny, ale zapuszczony dworek w miejscowości Kosew nad Nerem, w niemniej zapuszczonym parku w stylu- można by rzec -angielskim.
Marzenie- zamieszkać w nim. Ale najpierw trzeba by mieć sporo kasy, żeby go kupić, a potem dużo, dużo więcej kasy, żeby go wyremontować i doprowadzić do kwitnącego stanu razem z parkiem pod dyktando konserwatora zabytków. Na tym dyktandzie wielu już się porządnie przewiozło.
W takiej scenerii urządziłabym plener filmowy na podstawie książki Hanny Kowalewskiej " Tego lata,w Zawrociu"
Tymczasem niedawno skończyłam czytać inną książkę, mianowicie " Na prowincji" Elizy Orzeszkowej. Jest to niewątpliwie mniej znana pozycja tej autorki, napisana w 1870 roku. Książka ta wpisuje się w nurt tzw. powieści tendencyjnej. W tej i w innych tego typu powieściach Orzeszkowa ukazuje sytuację społeczną kobiet, niedostatecznie wykształconych i nieprzygotowanych do samodzielnego życia w społeczeństwie. W " Na prowincji" 17- letnia Wincunia myli miłość z namiętnością, wychodzi za mąż za nieodpowiedniego człowieka i kończy tragicznie.
Przytoczę obszerny fragment o prognozach na udane i na nieudane małżeństwo: "Miej to sobie waszmość za zasadę: kiedy chcesz wiedzieć, czy ludzie długo będą ze sobą szczęśliwi, patrzaj na nich nie wtedy, gdy się całują, ale wtedy, gdy się nie całują. Jeżeli on po ślubie zaraz bierze się do swojej pracy, jak gdyby nic nie zaszło, i ona tak samo zajmuje się czymkolwiek, a dopiero gdy zrobią, co do nich należy, pocałują się i to tak, żeby nikt nie widział, dobrze! będą szczęśliwi!...Jeżeli siedząc przy sobie tak czasem zagadają się, że i zapomną pocałować się przez kilka godzin, dobrze! będą szczęśliwi! A jeżeli oboje nic nie robią, niczym się nie zajmują, tylko patrzą sobie w oczy od rana do wieczora i to nie zważając, czy kto na nich patrzy czy nie patrzy, kiepsko będzie, mospanie! I jeżeli siedząc przy sobie, nic do siebie nie mówią, tylko całują się, a jak nie całują się, to poziewają, oj! będzie bardzo kiepsko! A dlaczego, mospanie? dlatego, że oni łącząc się nie rozumieli widać, co to jest małżeństwo, familia. Oni myśleli, że to ot sobie, zabawka, przyjemność, dogodzenie zachciance, a nie powstało im w głowach, że to połączenie dwojga ludzi dlatego, aby jedno drugiemu pomagało w pracy i jedno drugiemu doskonaliło duszę. Jak oni będą sobie pomagać, kiedy oboje próżnują? Jak udoskonalą wzajemnie swoje dusze, kiedy nie mają o czym mówić z sobą? Pocałunki prędko spowszednieją i sprzykrzą się: potem zaczną oni poziewywać, siedząc przy sobie, potem sprzeczać się, potem kłócić, potem przestaną zupełnie do siebie mówić, a potem i patrzeć już na siebie nie zechcą i albo rozstaną się, albo będą żyć w jednym domu jak nie przymierzając kot z psem w jednym worku! Bo to widzisz waszmość cała sztuka w tym , żeby człowiek, biorąc się do czego, zrozumiał, dlaczego to robi, i wchodząc na jaką drogę wiedział, do jakiego celu idzie: a jak młodzi ludzie łączą się w małżeństwo, nie znając siebie i nie rozumiejąc, co to jest familia, to nie rozumieją, co robią, i nie wiedzą, do czego mają dążyć. A gdzie nie ma rozumienia roboty, tam robota kiepska, i gdzie cel niewyraźny, tam drogi błędne..."
Słońce wstaje, zapowiada się pogodny dzień. A zatem miłego dzionka, radości i słonka!

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Wycieczka w Niedzielę Bożego Miłosierdzia

Wczoraj odbyła się kanonizacja Jana Pawła II. Jedno zdanie, dźwięczy mi ciągle w uszach- " Nie można poznać drugiego człowieka bez Chrystusa" Udowadniał to zdanie przez całe swoje życie. A każdy wierzący człowiek - przyznaje -tak, tak jest w istocie.
Nie przypadkiem kanonizacja odbyła się właśnie wczoraj, w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, Niedziele Bożego Miłosierdzia. Ojciec Krystyn wygłosił piękne kazanie o Bożym Miłosierdziu. Pogoda piękna była, więc zadecydowałam - po południu jedziemy do Swinic Warckich. Znajdują się one 20 km na zachód od Łęczycy. A tam Sanktuarium Urodzenia i Chrztu św. Faustyny.
Wnętrze Kościoła
Wnętrze domu rodzinnego- muzeum św. Faustyny Kowalskiej w Głogowcu.
Wczoraj przeglądałam te zdjęcia na aparacie. Co za baba wlazła mi w kadr?! Nie mnie , a mojemu mężowi. Ta baba to ja.
Kapliczka na podwórku w Głogowcu. Ach, świat jest mały. I kogóż to spotkałam na dziedzińcu w Głogowcu w charakterystycznym czerwonym polarze?! Kolega pracował, a ja tam byłam prywatnie. To tyle. Po drodze zrobiłam jeszcze kilka zdjęć, które zaprezentuję w najbliższym czasie. Pochmurnie dziś... Życzę Wam miłego dnia i udanego tygodnia. Dziękuję za odwiedziny i komentarze.

sobota, 26 kwietnia 2014

Małe zakupy i kilka refleksji

Muszę się pochwalić- 23 kwietnia w światowy Dzień Książki miałam zupełnie przypadkowy wyjazd do Łodzi i w księgarni Matras trafiłam na 30 % rabat. Niestety z mojej krótkiej listy książek do kupienia była tylko jedna, ale za to zamiast 40 prawie złotych zapłaciłam za nią 26zł. Potem kupiłam sobie jeszcze moją ulubioną herbatę i kilka mulin...
Darujcie mi teraz kilka niezbyt wesołych refleksji... W galerii pojawiłam się kilka minut po 9. Do otwarcia było jeszcze trochę czasu, więc spacerowałam i obserwowałam. Większość sklepów przygotowywało się do otwarcia, rolety wejściowe były częściowo otwarte. Niektórzy sprzedawcy układali towar, przygotowywali sklepy do otwarcia. Pewnie przyszli około 8,żeby ze wszystkim zdążyć. Galeria otwarta do 21, więc pewnie mają długi dzień pracy...Przechodząc obok sklepu z młodzieżowym obuwiem usłyszałam drażniącą uszy muzykę. Jeśli czegoś takiego trzeba słuchać cały dzień to, to jest koszmar...Podobno w niektórych sklepach można usiąść na zapleczu na kwadrans, a potem cały dzień na nogach, czy klient jest czy go nie ma. Mamy upragnioną demokrację, wolny rynek...Nie tęsknie za dawnym ustrojem, jednak jestem szczęśliwa, że gdy zaczynałam pracę zawodową był czas nie tylko na nią, ale i na spokojne, wypełnione różnymi istotnymi wartościami życie.
Oprócz tych niewielkich roślinek, które prezentowałam mam jeszcze inne nieco większe siane w tym samym czasie. Teraz tylko patrzeć jak pod wpływem słońca i ciepła będą rosnąć jak na drożdżach.
Moje lwie paszcze... I jeszcze jedna refleksja na temat pracy. Dawniej czekałam na lato ,żeby odpocząć, teraz czekam na wiosnę, żeby pracować. Wczoraj zaczęłam nowy sezon. Bloga postaram się nie zaniedbywać, ale gdyby coś- bądźcie wyrozumiali. Dziękuję Kochani za komentarze pod poprzednim postem, odwiedziny. Dziś załamanie pogody, ale mimo to Dobrego Weekendu wszystkim życzę.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Babka piaskowa- łatwa

Dziękuję Moi Mili za komentarze pod poprzednim postem, życzenia...Dziś dedykuję Wam moją babkę piaskową. Zastanawiałam się jaką babkę upiec na święta. Justyna była rozczarowana, że nie było tej co zwykle: serowo- cytrynowej. Ja jednak miałam ochotę na małą zmianę. Najpierw przymierzałam się do babki sękaczowej. Likier migdałowy od dawna czeka na nią, do nasączenia.( do picia się nie nadaje, jest koszmarny, jak olejek do ciasta)Potem pomyślałam- a może by tak babka ponczowa? Wreszcie ukręciłam najzwyklejszą babkę piaskową i to był strzał w dziesiątkę, bo wszyscy chętnie ją jedli po obfitym świątecznym obiedzie.
Składniki: 5 jaj, kostka margaryny, szklanka cukru, pół szklanki mąki pszennej, szklanka mąki ziemniaczanej, trochę otartej skórki z cytryny, 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia. Jaja ubić z cukrem do białości, dodać obie mąki połączone z proszkiem, wymieszać, po czym po woli wlewać roztopioną margarynę. Dodać skórkę cytrynową. Wlać do wysmarowanej formy i piec w średnio nagrzanym piekarniku( 180-200 stopni) 30-40 minut. Smacznego!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Już 2 lata jak piszę blog!

Dziękuję serdecznie za świąteczne życzenia, pozdrowienia! Mój pierwszy wpis na blogu miał miejsce 22 kwietnia 2012 roku. A zatem mój blog obchodzi dziś 2 urodziny! 33 obserwatorów, prawie 20 000 wyświetleń, mnóstwo pozytywnych komentarzy dopingujących do pisania, a przede wszystkim Wasza obecność i życzliwość! Jest się z czego cieszyć! DZIĘKUJĘ !!!
To widok z mojego okna- uwielbiam tą wiosenną zieleń, jej odcienie. Mamy dziś wszak Dzień Ziemi.
To petunie zwieszające się. Stan po pierwszym pikowaniu. Wysiałam je na św. Józefa czyli 19 marca.
Właśnie kwitnie...
I jabłoń też zakwitła...
Szydełkowymi kwiatami ozdobiłam koszyczek ze święconką. Przy koszyczku moje zielone rozety.
Kalina z ciocią Romką- rysują. Kalina ma napis na bluzce- "Dziewczyny rządzą" I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy post. Miłego, słonecznego po świątecznego popołudnia!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Życzenia i historia pewnej zabawy

Niech te święta będą pełne nadziei, wiary i miłości, radosnych spotkań przy wielkanocnym stole oraz smacznego świeconego jajka- życzy Wam Iza
Dziś skończyłam ten obraz. Jest duży: 40x 50 cm. Zaczęłam wyszywanie kilka lat temu. Wiem, wiem przypomina oleodruk ( A propos moje ulubione oleodruki to: Łuskanie kłosów w szabat i Nauczanie Jezusa z łodzi.)Ale jest dla mnie bardzo ważny. Kiedy zaczynałam wyszywanie coś sobie postanowiłam i to się spełnia...Proszę nie pytać- nie powiem.
Serweta w kolorze beżowym, kwadrat o boku 70 cm.
Kiedy ją skończyłam pomyślałam, że może lepiej gdyby była biała lub w świetlistym ecru. Ale jest koloru zajęcy i tak musi być!
I na koniec tego postu opiszę jeszcze historię Owieczki- Białej Kuleczki. W poniedziałek wybraliśmy się do Łodzi załatwić pewną sprawę, a po południu pojechaliśmy do wnuczki. W ciągu dnia niebo co i rusz zasnuwały chmury, padały przelotne deszcze, a spadki ciśnienia atmosferycznego powodowały napady senności. Właśnie taka senność ogarnęła nas w domu córki. Żeby nie zasnąć wymyśliłam na biegu zabawę. Wzięłam puszystą maskotkę, świeżo wypraną i wypłukaną w pachnącym środku i zaczęłam teatrzyk : Jestem owieczka Biała Kuleczka...Ta owieczka miała bowiem duży, okrągły brzuszek. I to imię bardziej do niej pasowało niż Daisy. Mała dygresja. Był swego czasu taki film gdzie aktor z burzą jasnych loków przypominał owieczkę i miał bzika na punkcie owieczki Daisy. Aktor dość popularny dawniej, ale zabijcie mnie- nie pamiętam już jego nazwiska, ani tytułu filmu. A wracając do mojej historii - rozbawiłam Kalinę, Justyna turlała się ze śmiechu...Tak się entuzjastycznie bawiliśmy, że nie usłyszeliśmy dzwoniącego telefonu. A to był telefon, na który z nadzieją czekał mój mąż...Jednym słowem smutny finał wesołej zabawy. Trudno. Potem zdarzyła się rzecz niesamowita. Kiedy daliśmy hasło do odwrotu Kalina krzyknęła " baba" i uderzyła w potężny bek. Żal dziecka, ale trochę to mile babę połechtało. To tyle na dziś. Może jeszcze zajrzę tu przed świętami, a może nie, nie wiem. Pięknie się zapowiada Wielki Czwartek, słoneczko świeci, ciepło...A zatem radosnego dzionka w serduszkach słonka. Inie i Karolinie dziękuję za życzenia i prześliczne kartki. Witaj Elu Janko- moja obserwatorko! Ps. Mam ! Ten film, o którym wspomniałam to film Woody Alena z 1972 roku- " Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, a baliście się zapytać." Gene Wilder jako dr Doug Ross był tam zakochany w owcy. Film pomimo tytułu zabawny i lekki.

sobota, 12 kwietnia 2014

Żubr spalski i nie tylko

Perro obszczekuje spalskiego żubra. Naturalnej wielkości żeliwny posąg żubra jest symbolem Spały i stoi w centralnym punkcie osady.Historia tegoż posągu tak się ma. W 1860 roku car Aleksander polował wraz z gośćmi w rozległej Puszczy Białowieskiej. Jednym strzałem ubił wyjątkowo dorodnego samca żubra. Wydarzenie to upamiętniono fundując potężny pomnik, który został odlany w Petersburgu. Żubr stanął w Zwierzyńcu koło Białowieży w 1862 roku. W czasie I wojny światowej przez Białowieżę przeszedł front i Rosjanie z osobistego rozkazu Mikołaja II zabrali pomnik w głąb Rosji. Po wojnie rząd polski wystąpił o jego zwrot. Żubr trafił do Warszawy i stanął na dziedzińcu Zamku Królewskiego. W 1928 roku prezydent Ignacy Mościcki zdecydował o przeniesieniu pomnika do Spały, gdzie znajdowała się prezydencka rezydencja myśliwska.
Głaszczę żubra po pysku. Do Spały zjechaliśmy w niedzielę około godziny 17.00. Dobrze się złożyło, bo akurat w spalskim drewnianym kościółku rozpoczęła się popołudniowa msza. Tyle młodzieży w kościele dawno nie widziałam. Co się okazało- w Spale w dniach 6-12 kwietnia odbywa się( do jutra) III Ogólnopolska młodzieżowa spartakiada sportów umysłowych- warcaby, szachy, brydż.
A to już Zalew Sulejowski.
A tutaj zabytek architektury romańskiej- portal przed wejściem do kościoła, zespół klasztorny opactwa cysterskiego w Sulejowie.
Promyczki na wodzie były na piątek. Oj, żebyście wiedzieli- to był wyjątkowo dobry dzień! Skoro promyczki tak działają, to postanowiłam, że nie będę sobie i Wam żałować. A co ?! Niech będzie cała" iluminacja" słoneczna na wodzie, nie tylko na weekend, ale i na cały przyszły tydzień( a potem znowu coś wymyślę) Dziękuję za odwiedziny, komentarze. Witam serdecznie nową obserwatorkę na moim blogu- Sabinę. A zatem słonecznego weekendu i dobrej Niedzieli Palmowej!

czwartek, 10 kwietnia 2014

Pilica

Dziś zabieram Was nad wodę. Nad rzeką Pilicą między Spałą a Inowłodzem zrobiliśmy sobie piknik.
Akurat wtedy pierwszy raz tego dnia za chmur wyjrzało słońce i ogrzało nas swoimi promieniami ( coś koło godziny 16.00)
Justyna z kubkiem gorącej herbaty.
Ja na spacerze wzdłuż rzeki. Można się wybrać ze Spały do Inowłodza na piechotę ścieżką wzdłuż Pilicy. Będzie 6 km. Ponoć czasami trzeba się przedzierać przez krzaczory i nieco schodzić bliżej drogi asfaltowej, ale i tak trasa jest piękna i warta przejścia.
Zaczynałam ten post pisać rano. Właśnie byłam przy drugim zdjęciu gdy nagle brakło energii elektrycznej. Przejechał samochód energetyki, a potem zawrócił i wjechał w podwórko sąsiada. Sąsiadowi poszła instalacja energetyczna i jeszcze trochę a spłonęłaby chałupa. Awaria energetyczna szybko została usunięta, ale z internetem było gorzej. Dostęp do sieci uzyskaliśmy późnym popołudniem. Miałam Wam życzyć słońca i takich jasnych promyczków w sercu jak te na wodzie. Tymczasem jest wieczór. A zatem miłego wieczoru. A promyczki niech będą na piątek.

środa, 9 kwietnia 2014

Widok ze wzgórza

Wracam do Inowłodza. Na wzgórze prowadzą niezliczone schody...
Rzeka Pilica widziana ze tarasu widokowego na wzgórzu. Niewątpliwą atrakcją Inowłodza, oprócz romańskiej świątyni, jest właśnie to wzgórze, z którego można podziwiać przepiękne widoki.
Jeden z turystów w czasie pogawędki przy oprowadzaniu w kolegiacie tumskiej powiedział mi, że Pilicę w Inowłodzu najlepiej podziwiać w kwietniu, zanim liście drzew przesłonią widok...
To widok z maja 2011 roku. A co Wy myślicie?!
A tutaj turyści wrzucają pieniążki, żeby powrócić znów do Inowłodza.
Na rzekę ze wzgórza spogląda z pomnika Władysław Herman z kilkuletnim Bolesławem Krzywoustym. Kościół pod wezwaniem św. Idziego Władysław Herman ufundował w podzięce za narodziny syna Bolesława. A swoją drogą pomyślcie- władcy żyli sobie lepiej niż przeciętni zjadacze chleba, ale stresów im nie brakowało. Pozostawienie następcy, potomka męskiego czasami nastręczało wiele problemów. A te wszystkie " Wyścigi do kołyski" zachodnich władców...Toć powieści się o tym pisze i filmy kręci. To tyle na dziś. Pogoda się popsuła, zimno...Wczoraj wysiałam żytko do doniczki, podobno potrzebuje dwóch tygodni na wzrost. Dziękuję serdecznie za odwiedziny i dotychczasowe komentarze. Witam serdecznie Kasię- moją nową obserwatorkę! Miłego, uśmiechniętego dnia!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Karteczka w oknie

A oto i ciąg dalszy wycieczki. Z Tomaszowa pojechaliśmy do Inowłodza. Pisałam już o nim w ubiegłym roku( posty: Inowłódz- powrót do szczęśliwych miejsc 28 kwietnia 2013 roku i Inowłódz- 29 kwietnia 2013)
Ostatnio przeczytałam, że kościół pod wezwaniem św. Idziego w Inowłodzu zalicza się do tak zwanych- małych kościołów grodowych. A na zdjęciu wejście od strony północnej i okno zakrystii. Dojrzałam tam małą karteczkę- wizytówkę z dwoma telefonami stacjonarnym i komórkowym. Zapewne do kościelnego. Niedzielne popołudnie można by zadzwonić...Ale może pan Marek właśnie jadł obiad, może oglądał swój ulubiony serial, albo z sąsiadem rozgrywał partyjkę szachów... Przeszkadzać eee, nie. Nie daliśmy panu Markowi szansy i nie dowiedziałam się jak długo musielibyśmy czekać, żeby zobaczyć wnętrze małej świątyni w Inowłodzu.
Wnętrze zakrystii widziane przez okno.
Zaglądałam też od strony wschodniej...
Romańskie okno świątyni i gałąź kasztanowca. To tyle na dziś. Ciąg dalszy nastąpi...Tymczasem do obowiązków, bo słoneczko coraz wyżej na niebie. Dziękuję Kochani za komentarze pod poprzednim postem. Miłego dnia!