niedziela, 28 grudnia 2014

Koroneczka, przepis na sernik z bakaliami i dzisiejsze świeto

Moja półeczka z filiżankami przyozdobiona koronką w gwiazdki. Dziękuję Inie, Kasi, agulcowi, Małgorzacie i Danieli za komentarze pod poprzednim postem.
Sernik wyszedł mi na te święta doskonały. Zawsze gdy korzystam z tego przepisu tak jest. Sernik z bakaliami Produkty 1,5 kg tłustego sera twarogowego, 50 dag cukru, 20 dag masła, 8- 10 jajek, 1 serek waniliowy homogenizowaney( 20 gag= półtora opakowania serka Danio) 2 duże budynie śmietankowe lub waniliowe, 1 cukier waniliowy 16g, skórka otarta z jednej cytryny, bakalie ( rodzynki, skórka pomarańczowa, do wysmarowania formy 2 łyżki masła, 2 łyżki mąki. Wykonanie Ser zemleć dwa razy. Masło stopić i ostudzić. Żółtka utrzeć z połową cukru i cukrem waniliowym. Stale ucierając dodać ser, serek waniliowy i budynie. Następnie dodać roztopione masło, skórkę cytrynową, bakalie i wymieszać. Z białek i reszty cukru ubić sztywną piane i delikatnie wymieszać z masą serową. Wyłożyć do dużej formy wysmarowanej uprzednio masłem i wysypanej mąką. Piec 45-50 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. Mój komentarz Od jakiegoś czasu gdy chcę aby sernik wyszedł naprawdę dobry zamiast zwykłego sera kupuję " Mój ulubiony". Jeżeli chodzi o koszty to na jedno wychodzi, a sernik wychodzi naprawdę dobry i nie bawię się w kilkakrotne mielenie sera.Moja tegoroczna gafa sernikowa Właśnie włożyłam blachę z masą sernikową do piekarnika...jeden rzut oka na kuchnię i o, nie - w rondelku na kuchni stało...stopione masło. Cóż było robić? Wyciągnęłam blachę z piekarnika, rozlałam po powierzchni stopione masło a następnie wymieszałam łyżką już na blasze. Ciasto wyszło niczym łabędzi puch, ale lepiej nie naśladujcie mnie w tym względzie i róbcie tak jak jest w przepisie.
Po świętach, wczoraj chwila oddechu i przegląd prasy. Dziś w kościele obchodzimy święto Świętej Rodziny pomyślałam, że zacytuję w tym momencie fragment z artykułu Anny Brzezińskiej " Król się rodzi" ze świątecznego numeru "Polityki"- " Najważniejszy poród w historii chrześcijaństwa odbył się bez ceremonii w znalezionej naprędce stajence na obrzeżach Betlejem. Dziecko przyszło jednak na świat zdrowe , zostało owinięte w pieluszki- z braku lepszego miejsca- położone w żłobie" Potem następuje opis innych porodów, między innymi jak przychodziły na świat dzieci władców Polski. Opis połogu trwającego ok. 30-40 dni. A następnie tzw. Wywód "Symbolicznym zamknięciem połogu i momentem przywrócenia położnicy do jej publicznych funkcji żony i władczyni był wywód, rytuał oczyszczenia u wrót świątyni, któremu kobieta poddawała się po narodzeniu dziecka. Królowa z głową nakrytą białym welonem i w orszaku dam dworu szła do wrót kościoła z zapaloną świecą, będącą znakiem jej oczyszczenia i powrotu do wspólnoty kościelnej. U wrót świątyni ksiądz kropił ją poświęconą woda przy dźwiękach pieśni" Pokrop mnie Panie , hyzopem, a będę oczyszczony: obmyj mnie , a nad śnieg wybieleję"(toż to psalm 51!) modlił się ,a następnie podawał jej koniec stuły i wprowadzał ją do kościoła ze słowami " Niech Cię Pan błogosławi" Wewnątrz odprawiano mszę z dnia 2 lutego, czyli święto Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny" Ponoć " św. Elżbieta Węgierska poszła do wywodu bez wspaniałych klejnotów, samotnie, z dzieckiem na ręku i pojedynczą świecą, dowodząc tym samym swojej najgłębszej pokory i niechęci do światowych marności." Dobrej niedzieli Wam życzę.

sobota, 27 grudnia 2014

Po świętach...

Święta już za nami...Dziękuję za życzenia na blogu, życzenia wysłane pocztą, sms i maile.
Gwiaździsta serweta, która w tym roku zdobiła świąteczny stół.
Moje ulubione wzory gwiazdek.
I ta z koralikami w różnych odcieniach łososiowego i pomarańczowego koloru.
Cudowne przedpołudnie drugiego dnia świąt- żarty, przekomarzanie się, krzątanina w kuchni, paplanina Kaliny i śnieg za oknem... Udanego weekendu Wam życzę. Odpoczywajcie i cieszcie się tym swobodnym czasem między świętami , a Sylwestrem.

niedziela, 21 grudnia 2014

Życzenia

Radości i miłości, zdrowia i wszelkiej pomyślności, spokoju i dostatku, ludzkiej życzliwości, zawsze miłych gości, a przede wszystkim Bożego błogosławieństwa. Życzę Wam z całego serca

sobota, 20 grudnia 2014

Czerwone gwiazdeczki i przpis na śledzie w sosie miodowym

Ostatnio powstały takie oto czerwone i złote ozdoby- wykorzystam je do świątecznego stroika. Na zdjęciu Kartka od agulca. A jakie śliczne życzenia, żałujcie, że nie możecie przeczytać!
Śledzie w sosie miodowym Przysmak kuchni kaszubskiej. Produkty 5 płatów matiasa, 2 łyżki miodu naturalnego, 4 średnie cebule, 2 łyżki octu winnego, 2-3 łyżki koncentratu pomidorowego, 1/2 szklanki oliwy lub oleju słonecznikowego, sól, pieprz. Wykonanie Cebulę obierz, pokrój w plastry. Na patelni mocno rozgrzej tłuszcz, podsmaż cebulę, dodaj miód i koncentrat, wymieszaj, przypraw solą i pieprzem. Gotowy sos odstaw do ostygnięcia. Płaty matiesa wypłucz( jeśli są za słone wymocz w wodzie lub mleku) w salaterce układaj warstwami sos i śledzie, przykryj i wstaw na 1-2 dni do lodówki, by smaki się połączyły. Smacznego! Mój komentarz Robiłam pierwszy raz, łatwe w wykonaniu. Zrobiłam w środę wieczorem, wczoraj były na śniadanie. Pychotka, jak kto lubi śledzie po kaszubsku.
W myśl zasady, że rybka lubi pływać historyjka Tramwaj W środę odwiedziłam moją małą kruszynkę. Wracałam do domu późnym popołudniem. Jechałam tramwajem przez niemal całą Łódź w godzinach szczytu. Do rzeczy...Tramwaj podjechał punktualnie, znalazłam wolne miejsce , więc sobie usiadłam. Na kolejnym przystanku wsiadła grupa nastolatek, wesolutkie jak szczygiełki, jechały do Manufaktury. Za Placem Niepodległości drzwi się otworzyły i weszła kobietka o kulach. Od razu podniosłam się i ustąpiłam jej miejsca. Trudno, jej ono było bardziej potrzebne. Czekało mnie jeszcze jakieś 40 minut bujania. Stanęłam przy drzwiach, w tramwaju coraz tłoczniej. Pod Karczmą u Chochoła wsiadło 2 eleganckich panów w średnim wieku. Oho, pewnie był obiad z koniaczkiem. Panowie miny nietęgie. Cóż, w tramwaju tłok, a wsiąść do autek po alkoholu -nie uchodzi. Wysiedli na Kościuszki. A obok mnie stanął student ze słuchawkami w uszach. Oj, śliczny! Następny przystanek- wchodzi dwóch panów, widać ,ze też po imprezce. Mówią głośno, weseli, że ho , ho. Na następnym przystanku jeden z nich wysiada. Żegnają się wylewnie," misiaczek"- " To do następnej okazji!" Jedziemy dalej. Na Zachodniej wchodzi trójka młodych. Jeden jest na dużym gazie. Z rozmów wynika, że jadą na Szczecińską, to dalej niż ja. Ten na dużym rauszu zachowuje się brawurowo, otwiera drzwi, wychyla się, chwilami włos mi się jeży na głowie. Mam ochotę coś powiedzieć, ale daję spokój, w końcu nikogo nie zaczepia. Na przystanku wysiada- " Krzysiek, wracaj, to jeszcze nie tu!" Ale on nie wysiadał, po prostu się wygłupiał. Przystanek Manufaktura- tramwaj pustoszeje. Na następnym wysiadam. Patrzę "śliczny" przemieścił się do następnych drzwi. Lecieć za nim czy wyjść drzwiami przy których stoję?! Mówię do szalonego Krzysia- Przepraszam pana bardzo, czy mógłby się pan przesunąć, ja zaraz wysiadam?! - " Królowo- drze się na cały tramwaj- dla ciebie wszystko!" Odsuwa się, naciskam guzik i wysiadam w deszcz.... To była jazda, " pod mocnym tramwajem" To tyle. dziękuję za dotychczasowe komentarze, odwiedziny. Dobrej niedzieli!

środa, 17 grudnia 2014

Serduszko świąteczne

Właśnie skończyłam świąteczne serduszko- jeszcze ciepłe! Mam kwadratową ramę i niebawem się w niej znajdzie. Trochę mi zeszło z tym serduszkiem, bo elementy są małe i trzeba było często zmieniać kolory mulin.
A to już życzenia świąteczne od Iny i kartka haftem matematycznym. Prawda, że cudne są te jeżyki?!
Ja lubię wszystkie zwierzaki, nawet myszy. Całkiem niedawno moja kocica Figa przyniosła mi myszkę w podzięce za dobre traktowanie i położyła ją pod fotelem. Chciałam ją sobie obejrzeć, a ona nagle " dała nogę" Zmartwiłam się, bo to jednak gryzoń i potrafi narobić szkody. Gdyby się za dobrze rozgościła musiałyby łapki na myszy pójść w ruch. Ale traf chciał, że mysz nie potrafiła się schronić. Figa ją poczuła, wygoniła z kątka i zainicjowała pogoń. Goniły się po pokoju, aż wybiegły do przedpokoju. Położyłam koło pieca kubek po jogurcie i myszka się w nim schroniła. Zrobiłam jej małą sesję fotograficzną i wypuściłam przez okno na wolność. Przecież to też stworzenie Boże, ma jedno życie i chce żyć! Różne zwierzaki znajduję na swoim podwórku. W starym budynku gospodarczym zamieszkały kiedyś nietoperze. Była też łasiczka i kilka bezdomnych kotów. W ostre zimy pod dom podchodzą sarny i zające, oraz kuropatwy...
Żeby zamknąć klamrą ten post -różowe serduszko szydełkowe. Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Jeśli lubicie język rosyjski i piosenki w tym języku posłuchajcie "Kołysanki"( Lullaby) Poliny Gagariny. Miłej przedświątecznej krzątaniny Wam życzę, włóżcie w nią serce. Nasz tegoroczny rekolekcjonista dominikanin z Łodzi powiedział-" Zróbcie listę tego co macie zrobić przed świętami, a potem połowę z tego skreślcie. Niech będzie mniej, a lepiej i uważniej. I zapytajcie męża, żonę czego naprawdę chce na święta. To nie musi być nic materialnego. Może żona chce na przykład, żeby mąż wymasował jej stopy, gdy będzie oglądać swój ulubiony serial ?!" To tyle. Pozdrawiam serdecznie.

niedziela, 14 grudnia 2014

Keks

Witam w niedzielne popołudnie. Do świąt zostało zaledwie kilka dni! Dziękuję za wspaniałe komentarze pod poprzednim postem. Widzę, że niektórzy podzielają zdanie, że w życiu ważne są również "Małe tęsknoty" jak w piosence Krystyny Prońko. Pewnie, że lepiej żyć tu i teraz, ale im jestem starsza tym częściej wspominam święta z dzieciństwa. Co nie znaczy, że te obecne nie są dla mnie ważne. Niestety mam czasem tak, że budzę się, widzę piękne słoneczko za oknem i planuję, planuję, to zrobię, tamto zrobię....a potem jest jak zwykle.
Na Niedzielę Radości upiekłam keks przedświąteczny. Dlaczego przedświąteczny? Jeśli nie stracicie cierpliwości i doczytacie do końca to się dowiecie. Składniki na keks 5 jajek, 200g masła, 1 szklanka cukru pudru, 250g mąki pszennej, 1 opakowanie cukru waniliowego( 16 g) 50 g rodzynków, 50 g suszonych śliwek, 50 g moreli, 50 g daktyli, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, tłuszcz do blaszki, cukier puder do posypania upieczonego ciasta.
Sposób przyrządzania 1. Masło utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym. Dodawać po 1 żółtku, cały czas ucierając. 2. Bakalie sparzyć, a następnie pokroić w kostkę. 3. Mąkę wymieszać z bakaliami i proszkiem. 4. Do utartej masy dodawać na przemian mąkę i ubite na sztywną piane białka, mieszając. 5. Ciasto wlać do wysmarowanej tłuszczem formy tzw. keksówki( długa a wąska).6. Piec 40-45 minut w temperaturze ok.200 stopni. 7. po upieczeniu i ostudzeniu ciasto dowolnie udekorować. Smacznego!
Dla porównania- wypasiony, świąteczny keks z Kuchni Polskiej zawiera podobne proporcje masła, mąki cukru, ale uwaga! Bakalii od 30 do 40 dag skórka pomarańczowa, rodzynki, orzechy lub migdały, figi, cykata, śliwki suszone. Mój przepis jest uboższy, bo tylko 20 dag, ale całkiem niezły. W każdym razie ciasta już prawie nie ma.( mój mąż podjada nocą)
Róża za oknem w dzisiejszym deszczu.
Wczoraj ruszyła kampania buraczana i mam ciut lepszy widok z okna. To tyle na dziś. Dobrego, pracowitego tygodnia sobie i Wam życzę. A co ?! Odpoczniemy w święta.

czwartek, 11 grudnia 2014

Kilka refleksji przed świętami

Powiem Wam, że w tym roku trochę się zbuntowałam. Niemoc fizyczna wpłynęła na mnie w taki sposób, że z większym spokojem tworzę świąteczne dekoracje i tych nowych będzie mniej, ale za to postanowiłam odkurzyć te stare, przerabiam je według nowych pomysłów i w swoim czasie udekoruję nimi dom. Teraz haftuję coś ładnego, ale nie zamierzam się spieszyć. Nienawidzę pośpiechu!!! Dlatego teraz bardzo cieszy mnie tworzenie tego niewielkiego w sumie elementu i to co się wyłania podczas tworzenia. Ostatnio postanowiłam zrobić selekcję na swoich pólkach z książkami. Nagle wpadła mi w ręce książka, którą kupiłam dawno temu i na nowo zachwyciłam się pewnym tekstem. Może i Wam się on spodoba?! " WIEM DOBRZE, CO CHCIAŁBYM DOSTAĆ od kogoś na Boże Narodzenie. Wiem o tym, od kiedy skończyłem czterdzieści lat. Nakręcane, mechaniczne zabawki, które robią dużo hałasu, kręcą się wokoło i robią mnóstwo śmiesznych rzeczy. Nie tam żadne baterie. Zabawki, którym muszę od czasu do czasu pomóc. Staroświeckie blaszane zabawki, jakie miałem będąc dzieckiem. Tego właśnie chcę. Nikt mi nie wierzy. A ja wam powiadam, że tego pragnę. No, właśnie o to chodzi, ale niezupełnie. Ja pragnę zachwytu i prostoty. Uniesienia radością, fantazji i hałasu. Aniołów, cudów, niewinności. To właśnie jest bliskie tego, czego pragnę. Trudno mi o tym mówić, ale naprawdę, naprawdę, naprawdę na Boże Narodzenie pragnę: Przez jedną godzinę mieć znowu pięć lat. Śmiać się dużo i płakać dużo. Chcę, żeby ktoś mnie wziął na ręce i kołysał do snu w ramionach, i zaniósł do łóżka tylko jeden jedyny raz. Wiem czego pragnę na Boże Narodzenie: chcę odzyskać dzieciństwo. Nikt mi tego nie da. Najwyżej ja sam mogę sobie ofiarować wspomnienia z dawnych lat, jeśli się postaram. Wiem, że to nie ma sensu, ale czy w Bożym Narodzeniu w ogóle jest sens? Dotyczy ono Dziecka, które urodziło się dawno temu w odległym kraju, i dotyczy teraz dziecka obecnego w tobie i we mnie. Czekającego za drzwiami naszych serc, że wydarzy się coś cudownego. Dziecka, które jest niepraktyczne, naiwne i okropnie spragnione radości. Dziecka, które nie potrzebuje , nie pragnie i nie rozumie prezentów wkładanych w skarpetki czy kuchenne rękawice"- Robert Fulghum " Wszystkiego co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu" Dziś to tyle. Dziękuje za wspaniałe komentarze, troskę, odwiedziny. Dobrego weekendu Wszystkim Wam życzę.

sobota, 6 grudnia 2014

Aniołek, hafcik i... przygotowania mikołajkowe.

Mój aniołek, póki co jedynak...Może będzie ich więcej, ale ostatnio dopadło mnie jakieś choróbsko i przez kilka wieczorów nie robiłam nic. Nakryta kołdrą i kocami walczyłam z gorączką. Ale już jest ok. więc nadal będę tworzyć.
Hafcik, który niedawno ukończyłam.
A to już worek Mikołaja. Pamiętam swojego pierwszego Mikołaja. Przyniósł mi wielgachnego pluszowego misia. Miałam go bardzo długo, dopóki się nie podarł doszczętnie i przez przetarty materiał sypały się trociny. Był w nieskończoność łatany, ale wreszcie nie było sposobu i trzeba było się z miśkiem pożegnać. A Mikołaj... Mieszkałam w zespole peryferyjnych kamienic, żyliśmy tam jak w jednej wielkiej rodzinie. Pani K. która wtedy robiła za pierwszego w moim życiu Mikołaja była osobą słusznej postury, ale na co dzień nie miała łatwego charakteru, a jednak kiedy było trzeba, to i ona umiała stanąć na wysokości zadania. Myślę, że ludzi trzeba po prostu akceptować takimi jakimi są, a wtedy zdarzają się cuda.
Kiedy z kolej moja córka była mała co roku na 6 grudnia przyjeżdżała babcia Zenia z Częstochowy. Przebierała się na dole i w stroju Mikołaja wchodziła na trzecie piętro. A po wszystkim przychodziła i było:" Oj, babciu ,ale się babcia spóźniła! Był Mikołaj, ale właśnie wyszedł!"
A dziś pora na trzecie pokolenie. Kalina czeka, dziadek ma robić za Mikołaja. To tyle. Dziekuję za przemiłe komentarze pod poprzednim postem. Witam serdecznie nową obserwatorkę! Miłych Mikołajek, udanego weekendu Wszystkim Wam życzę.

środa, 3 grudnia 2014

Gwiazdeczki 2014

Z początkiem grudnia ambitnie produkuję gwiazdeczki. Tu w sesji plenerowej.
Tu grupa śnieżynek. Robiłam białą Kają Ariadny i biało- srebrnym cieniutkim kordonkiem. Te ze srebrną niteczką ładnie błyszczą, ale ze względu na cienką nić praca zdecydowanie wolniej postępuje.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dobrego popołudnia i najbliższych dni.

wtorek, 25 listopada 2014

Napoleonka na krakersach i kilka serwetek

Składniki: Masa: 4 szklanki mleka, 1 szklanka cukru, 1 szklanka mąki pszennej, 4 żółtka, 3 łyżki masła,3 opakowania cukru waniliowego. Ponadto 1 opakowanie krakersów, 1/2 szklanki cukru pudru. Sposób przyrządzania: Masa: 1. Żółtka utrzeć z cukrem i mąką. Powoli wlewając 3/4 szklanki zimnego mleka. 2. Resztę mleka zagotować, mieszając z masłem i cukrem waniliowym. Zdjąć z ognia. 3. Masę żółtkową powoli wlać do mleka mieszając. Postawić na małym ogniu. Cały czas mieszając, gotować do zgęstnienia. Masa ma mieć konsystencję gęstego budyniu. Napoleonka na krakersach: 1. Połowę krakersów ułożyć ciasno w małej brytfance. 2. Wylać gęstniejącą masę, przykryć pozostałymi krakersami. Uwaga Ciastka należy ułożyć dokładnie w takim samym porządku, jak te na dnie blachy. 3. Ciasto wstawić na dno lodówki. Kiedy stężeje posypać cukrem pudrem i pokroić na porcje. Smacznego!
Serwetka w kształcie gwiazdy. Wykorzystałam kordonki: zielony i czerwony Garden, srebrny Maxi.
Ina zainspirowała mnie do robienia serwetek o nietypowym kształcie. Najpierw szydełkuje się cześć środkową, potem dorabia elementy boczne, by na koniec zrobić koronkę wokół całej serwetki.
I jeszcze listki w kwadracie. To druga kwadratowa do kolekcji o tej tematyce.
Podkładka pod kubek w gwiaździstej formie.
Muszę Wam opowiedzieć historię napoleonki na krakersach. Kiedy pracowałam w szkole, katechetą w tejże placówce, tudzież pobliskim przedszkolu był franciszkanin, bernardyn- ojciec Jordan. Pewnego razu gdy weszłam do pokoju nauczycielskiego na przerwę zobaczyłam małe zamieszanie. Kilka osób uwijało się wokół wielkiej blachy ciasta. Ojciec Jordan machał do mnie ręką '" Chodź , chodź i bierz się za ciasto!" Jakoż zabawa była przednia, bo trzeba było oderwać krakersowe ciastko od całości ciasta w blasze. Na pytanie -Co świętujemy? Ojciec Jordan powiedział- " To nie wiesz, dziś świętej Cecylii patronki śpiewu i muzyki kościelnej!" A ciasto pewnikiem przyniosły do kościoła jakieś pobożne niewiasty. To radosne świętowanie na świętą Cecylię tak mi się spodobało, że znalazłam przepis i robię napoleonkę na krakersach na 22 listopada. W tym roku następnego dnia było święto Chrystusa Króla, więc świętowałam dwa dni. A na zdjęciu wyżej młode klony robią przepierzenie z liści, zdjęcie z października. Pozdrawiam serdecznie Wszystkich zaglądających tutaj i dziękuję za dotychczasowe komentarze. Dobrego tygodnia.

sobota, 22 listopada 2014

Podkładka na stół

W ubiegłym roku robiłam kolorowe kwadraty w jesiennych kolorach. Teraz znalazłam je i postanowiłam zrobić z nich łapkę kuchenną.
Tak wygląda prawa strona. Kwadraty zszyłam, zrobiłam "plecki" żeby usztywnić. Potem połączyłam szydełkiem oba duże kwadraty. Z kilku nitek czerwonego kordonka zrobiłam gruby łańcuszek i przeciągnęłam przez dziurki na krzyż. Dorobiłam frędzelki. Nie wyszły nadzwyczajne te frędzle, muszę to w przyszłości ewentualnie dopracować.
Lewa strona czyli" plecki"
Po wykonaniu doszłam do wniosku, że na łapkę kuchenną moja robótka średnio mi pasuje. Bardziej chyba jako podkładka na stół gdy na stole zjawi się naczynie żaroodporne z gorącą potrawą, ewentualnie imbryk z herbatą.
Ostatnio piekłam ciasto drożdżowe z serem. Wyrosło jak złoto i było pyszne. Na warstwie sera położyłam zgodnie z przepisem kawałki drożdżowego ciasta. To nie był dobry pomysł( u mnie góra piekarnika bardzo przypieka), ale cóż...Ciasto świetne, jeśli będziecie zaineresowani, przepis zamieszczę na blogu.
Moje "cimelki". Zbierają się w ogromne grupy. Nagle taka grupa jak deszcz opada na trawę i na niej się " pasie", uwielbiają też nasiona chwastów. Zlewają się z ziemią i okoliczną roślinnością, dlatego zdjęcia wychodzą nijakie. Chyba spowodowane jest to brakiem kontrastu.
A taki " cudny" widok mam teraz z okna. Którejś nocy nagle na naszej drodze pojawił się " potwór" Był ogromny, a cała jego konstrukcja zawierała mnóstwo reflektorów, które dawały tyle światła, że ciemna noc przemieniała się nagle w jasny dzień. Światło biło po oczach swoim blaskiem, wprawiało w osłupienie. Stojąc w kuchennym oknie nie mogłam ruszyć się z miejsca tak byłam zafascynowana tym nagłym zjawiskiem. Dawno już nie widziałam takiej iluminacji. I tu mała dygresja. Kilka kilometrów od mojego domu znajduje się ZK Garbalin. To miejsce jest tak oświetlone, że nazwałam je Las Vegas. Miasta i wsie mogą tonąć w ciemności, ale tam zawsze płynie prąd i widać to swoiste "miasteczko" z daleka," daje po oczach" w najciemniejszą noc. Nazwa przyjęła się wśród moich najbliższych, mój mąż na przykład używa nazwy- " Chłopcy z Las Vegas". A wracając do przerwanego wątku, to domyślacie się ,że ów potwór, którego opisałam usypał taką górę buraków cukrowych. Nie widzę spoza niej świata, w nocy pociągów....Kiedyś przynajmniej były informacje na temat kampanii buraczanej, a teraz...mam nadzieję, że niedługo ta góra zniknie. To tyle. Nadeszły dni szare i ponure. Słońce pojechało chyba na urlop. Już koło 14.00 zaczyna się zmierzchać. Jedyna nadzieja w produkcji ozdób choinkowych i świątecznych... Zaczęłam ją wprawdzie, ale bez szału. Jak siebie znam rozkręcę się na dobre bliżej świąt. Efekty moich wypocin pokażę niebawem. Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Miłego dzionka i weekendu, w serduszkach słonka.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Kluski na sposób boloński

Dziś znowu kulinarnie. Ziemniaki od mojej sąsiadki Barbary, dobre produkty, moje umiejętności = dobre kluski. Ciasto:80 dag ugotowanych ziemniaków, 6 łyżek mąki ziemniaczanej, 2 łyżki mąki pszennej, jajko. Farsz: gotowane mięso np.łopatka, 2 cebule, po 1 pietruszce i marchewce, kawałek selera, kilka pieczarek, 1 puszka pomidorów krojonych, olej, sól, pieprz, tymianek, 2 łyżki koncentratu pomidorowego, 2 ząbki czosnku.
Wykonanie: 1.Cebule, marchewkę, pietruszkę i seler obierz, pokrój w kostkę, pieczarki skrój. Warzywa podsmaż na oleju. Dodaj mięso i mieszając smaż 8 minut. Masę przypraw solą i pieprzem. Dodaj koncentrat pomidorowy, wymieszaj, ostudź. 2. Ziemniaki przeciśnij przez praskę. Wymieszaj z obiema rodzajami mąki. Dodaj jajka . Przypraw solą i pieprzem( ewentualnie też muszkatem) Dobrze wyrób. Z ciasta formuj placuszki. Nakładaj na nie niewielkie porcje farszu( trzeba wykorzystać połowę masy)Mocno zlep , formując kule. Wkładaj je do posolonego wrzątku i gotuj kilkanaście minut. 3. Pozostałą masę mięsno- warzywną przełóż do rondelka. Dodaj pomidory,tymianek duś 10 minut. Przypraw obranym , przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Sosem polej kluski.
Moja przyjaciółka umie sobie mężczyzn okręcić wokół małego palca. Przyjechała do mnie na zupę z dyni. Samochód postawiła na poboczu. Gadamy w najlepsze gdy nagle- głośne trąbienie. Wielki tir przejeżdżał po naszej wąskiej drodze. Wybiegłyśmy na drogę. Z szoferki machał do nas uroczy młodzieniec. Ola wsiadła do auta...Odwróciłam się tylko na moment, a gdy znowu spojrzałam...zobaczyłam samochód w rowie. Sąsiad musiał wyciągać ciężki sprzęt maszynowy czyli traktor. Nadjechał mój mąż , siadł za kierownicą i poszło...
Oryginalne kwietniki.
Perro w jesiennych listkach tawuły.
Mój dereń jeszcze w jesiennej szacie.( teraz nie ma już liści) Dziękuje za odwiedziny i komentarze. Dobrego tygodnia Wszystkim Wam życzę.