niedziela, 30 czerwca 2013

Podziękowania i trochę o miłych gestach

Ta róża to podziękowanie za Wasze komentarze i za nowego członka mojego bloga !!! Dzięki Ino, Andrzeju !!!A tak sobie wczoraj pomyślałam- opisałam wycieczkę "Klubu Pickwicka" i nikt tego nie skomentował?! Dzień odpocznę od pisania...i poczekam na jakiś komentarz...
A po drugie to wczoraj opadłam z sił. Wojtek pojechał z Perrysławem na działkę do Justyny, a ja musiałam sama zorganizować sobie powrót. Szłam na pieszo najpierw przez łąki, potem przez "Emaus". W parku prawie pożarły mnie komary. Coś się działo na dziedzińcu zamkowym, ale tylko tam zajrzałam... Odpoczęłam przy naszej fontannie na rynku i dalej wlokłam się do domu. Pokonanie przeszło 7 km zajęło mi dwie godziny...W domu padłam i momentalnie zasnęłam.
W niedzielę w Archikolegiacie ruch nieustanny...Mnóstwo turystów indywidualnych. A ja często jestem wtedy traktowana jako element muzealny i to niezbyt ciekawy, bo większość wchodzi, i udaje, że mnie nie widzi...Nie bynajmniej, nie mam parcia na bycie idolem, ale jak się tak siedzi wiele godzin to miło gdy ktoś wchodząc powie- dzień dobry, szczęść Boże czy choćby się uśmiechnie... A my Polacy często jesteśmy smutni, zamyśleni, spięci...Co mnie dziś rozbawiło?! Przyszedł chłopczyk, plus minus trzyletni. Ledwo wszedł macha do mnie rączką i krzyczy- Ceść! Mała rzecz a cieszy! Dopiero później wkroczyli rodzice z drugim maleńkim dzieckiem w wózku. To tyle. Na zdjęciu Archikolegiata od strony zachodniej. Znośnego poniedziałku i dobrego tygodnia. Jeszcze raz Wielkie Dzięki za zaglądanie i komentarze!

sobota, 29 czerwca 2013

Klub Pickwicka

Piątek dłużył się bardzo...Turystów jak na lekarstwo...Pusto i trochę nudno. I wydawało się, że będzie tak już do końca mojej zmiany...Gdy nagle podjechał autokar i do kościoła zaczęli wchodzić ludzie. Ale nie stanowili oni zwartej, zdyscyplinowanej grupy. Po prostu rozeszli się po całym kościele. Zastanawiałam się co robić. Pousadzać ich grzecznie w ławkach ? Wszyscy wyglądali na emerytów. Jeden z nich wysoki, szczupły o nobliwym wyglądzie stanął przy nie i pyta-"Cystersi, Benedyktyni?" - Benedyktyni! Zaczęłam opowiadać, otoczyli mnie wianuszkiem. Ale nie mieli ochoty słuchać zbyt długo. Jakieś uśmiechy, żarciki, których nie rozumiałam...Nagle odezwał się ten nobliwy, siła spokoju, podobny do mnicha z filmu "Imię róży"- "Czy wiecie jak oni budowali te mury, bez pomocy dźwigów i rusztowań?" - "No jak? Powiedz, powiedz"- rozległy się głosy. -" Usypywali wysokie kopce z piasku!" Wkrótce po tej wyczerpującej wypowiedzi-"Mnich - Siła Spokoju" dał hasło do odwrotu, że już czas wracać do autokaru. Na pytanie skąd są i co robią w tej okolicy powiedział, że ich kolegium wraca właśnie z dwudniowego sympozjum objazdowego do Warszawy. Po czym podał mi rękę i pożegnał chrześcijańskim- Szczęść Boże. Jeszcze jeden uczestnik postanowił pożegnać się ze mną i zaczął od cytatu z Dziejów Apostolskich 17;24 (a sprawdźcie sobie) A potem powiedział-" Niech mu pani nie wierzy, on taki sam partyjniak jak my wszyscy..." Wyszli a ja nie wiedziałam co to było, czy mi się to przyśniło, czy naprawdę wydarzyło...Wkrótce przyszedł ksiądz i opowiedziałam mu wybrane fragmenty.- "Ach, to pewnie emeryci, którym organizują tanie wycieczki w celu naciągnięcia na kupno garnków lub pościeli. Nie kupują, ale podróżują..." To tyle. Na zdjęciu widok z wieży na stronę zachodnią. Ten drzewostan w oddali to park miejski. Pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj, a szczególnie komentujących. Miłego weekendu!!!

czwartek, 27 czerwca 2013

Spotkanie DKK

Dziś przedwakacyjne DKK odbyło się w kawiarni "Niebieskie Migdały" Nasz moderator stawiał ciasto!
Omawialiśmy książkę Vikasa Swarupa- "Slumdog, milioner z ulicy " Komu podobał się film, niech koniecznie przeczyta książkę ! Moim zdaniem książka jest lepsza!
A to już jedna z uczestniczek DKK.(mam pozwolenie na publikację zdjęcia). Dziękuję serdecznie za odwiedziny i komentarze. Jutro zaczynają się wakacje i choć nie dla mnie-życzę wszystkim ,którzy je zaczynają świetnego wypoczynku!!!

środa, 26 czerwca 2013

Troche o wycieczkach i fontannach...

Z wczorajszej pięknej pogody nie pozostało śladu...Dziś mżawka, wiatr, zimnisko...Od rana miałam wycieczkę, która zapowiedziała się już w zeszłym tygodniu. Planowałam show ,a tu kicha...Miała być grupa mieszana, a tymczasem czworo opiekunów i dzieci z I, i IV klasy szkoły podstawowej. Fatalne połączenie. "Maluchy" jeszcze niewiele interesuje i szybko się nudzą, a te z czwartej już słuchają, ale pierwszaki im przeszkadzają...Dostosowuje się przekaz do grupy- czyli krótko i aktywizująco. I tu niespodzianka- bo organizatorzy czują, że za mało...Lepiej mówić sobie a muzom ? Ja czegoś takiego nie uznaję. Jak widzę zainteresowanie to mogę choćby i godzinę, ale jak nie widzę- zmieniam temat, zarządzam spacerek, robię prezentację...To takie metody z poprzedniego życia zawodowego. Dziś jeszcze poznałam nowego przewodnika...A potem Krasnal wkroczył ze swoją ekipą. Powiedział, że widział mnie wczoraj na mieście, w Rynku i dziwił się, że nie kąpałam się w fontannie...Taa. On mnie chyba pomylił z Sylvią! Ale ja nie mam warunków Anity Ekberg, a nasza fontanna to nie fontanna di Trevi (" Słodkie życie " Federico Fellini) Osobiście nie lubię tych nowoczesnych fontann. Ta na zdjęciu znajduje się w III Alei czyli NMP w Częstochowie. Lubię takie jak w teledysku Evanescence- My Immortal. Słucham tego ostatnio co wieczór. I jeszcze Bring Me To Life...To tyle. Pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj!!! Mniej deszczu, więcej ładnej pogody życzę !

wtorek, 25 czerwca 2013

Sałatka wiosenna i kisiel truskawkowy

Składniki: kilka różyczek kalafiora, jeden duży lub dwa małe pomidory, 2 jajka, kilka liści sałaty, 2 cebule dymki, pół pęczka koperku, 1/2 łyżeczki curry, 2 łyżki majonezu,1 łyżka jogurtu naturalnego, pieprz, sól.
Wykonanie: Wodę zagotować z solą i curry. Włożyć kalafior i gotować przez 3 minuty ( ja gotowałam do miękkości)odcedzić i wystudzić. W szklanej salaterce układać warstwami sałatę, różyczki kalafiora, pokrojone w ósemki pomidory, jajka. Polać majonezem wymieszanym z jogurtem. Posypać pokrojoną cebulką i koperkiem. Smacznego!
Na deser kisiel z truskawek. Nie podam dokładnych proporcji, bo robię na "oko". Truskawki zalewamy 2 szklankami przegotowanej wody, dodajemy 2 łyżki cukru i gotujemy jak na kompot. Kiedy się trochę rozgotują dodajemy zimną wodę( 1/4 szklanki) z rozrobioną mąką ziemniaczaną- duża łyżka, a może i więcej. I przez chwilę gotujemy. Podajemy z bitą śmietaną. To prosty deser, ale bez sztucznych barwników. A jaki kolor! Ja taki kisiel owocowy robiłam Justynie gdy była mała. Mój mąż uważa, że odkąd zaczęłam pisać bloga ma przekichane. Zanim zacznie jeść musi zaczekać aż potrawy przejdą sesję zdjęciową. Aaa na pierwszym zdjęciu na stole jest coś, co przypomina jaszczurkę. Znalazłam to coś dziś rano( jakieś zasuszony korzeń?) i się zachwyciłam. Może to sentyment do totemów z czasów obozów harcerskich , na które kiedyś nałogowo jeździłam?!!! To tyle. Kończy się mój weekend niestety. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Placki ziemniaczane z gulaszem mięsnym

Któregoś dnia po pracy byłam tak głodna, że namówiłam męża na małą wycieczkę do naszej ulubionej Karczmy Chłopskiej. Zazwyczaj zamawiamy tam duży placek ziemniaczany z gulaszem mięsnym lub serem i keczupem. Kiedyś wystarczyło zamówić jeden na dwie osoby, żeby zaspokoić głód. Teraz to pół placka "robi" jako przekąska. Czując niedosyt postanowiłam sama zrobić sobie taki placek chłopski lub jak kto woli placek po węgiersku.
Zazwyczaj jednak robię małe placki zamiast dużego- łatwiej je obrócić bez obawy, że się "złamią" lub nie dopieką. Odkąd mam maszynkę elektryczną z różnymi ustrojstwami lubię robić placki ziemniaczane. Pamiętam czasy gdy ziemniaki tarło się na metalowej tarce. Nigdy nie udało mi się uniknąć skaleczeń. Poza tym tarło się i tarło, aż ręce cierpły... Teraz chwila i kilogram ziemniaków rozdrobniony razem z cebulą. Potem na plastikowe sito odsączyć nadmiar wody(ale krochmal który się osadza na dnie -dodaję ) słuszna łyżka mąki pszennej, dwa jajka, trochę soli i pieprzu i można smażyć placki na oleju, na rumiano z obydwu stron. Gulasz z kolei robimy z mięsa od szynki( jest mięciutkie i rozpływa się w ustach)Mięso kroimy na drobne kawałki i obsmażamy na smalcu. Następnie dusimy w niedużej ilości wody, dodając liść laurowy i kilka pieprzy w ziarnach Kiedy będzie miękkie dodajemy koncentrat pomidorowy, pokrojone pomidory, paprykę, doprawiamy solą i pieprzem. Można dodać też ogórek kwaszony. Przesmażamy cebulę 1-2, dodajemy mąkę i przenosimy do gulaszu. Gotujemy jeszcze kilka minut. Doprawiamy ulubionymi ziołami. Smacznego!
Na stole w makutrze (ciekawe czy ktoś jeszcze używa tej miski do ucierania ciasta) lobelia i pelargonia. Pozdrawiam serdecznie. Jan dziś wodę chrzci, to od jutra można zażywać kąpieli na wolnym powietrzu. Dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze. Witam Nową obserwatorkę!!!

niedziela, 23 czerwca 2013

Moje dłubanki i nie tylko.

Niedawno ukończyłam tę oto serwetkę. Kolor zdecydowanie beżowy, czego nie widać na zdjęciu. W piątek wieczorem zawiozłam ją Alicji na imieniny. A swoją drogą ile popularnych imienin jest w czerwcu. Nie ma chyba w kalendarzu drugiego takiego miesiąca...
A to już podkładka. Robiłam kiedyś dla Oli podobną z jej "Gardenii" i zostało trochę tego pomarańczowego melanżu...
A to już racuszki z polewą truskawkową. Do ich wykonania wykorzystuję dwa jogurty naturalne lub dwa kefiry( duże pojemniki),200g mąki, 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej, dwa jajka, 3 łyżeczki cukru. Składniki łączę- ciasto ma mieć konsystencję gęstej śmietany. Kładę niewielkie placuszki na rozgrzany olej i smażę z obydwu stron na zloty kolor.Można podawać posypane cukrem pudrem lub z sezonowymi miękkimi owocami. Kończy się wprawdzie niedziela, ale mój weekend właśnie się zaczął. Pozdrawiam Wszystkich gorąco( u mnie właśnie przeszła burza)W naszym regionie palą opony w wigilię Jana. Na niebie czarne dymy. Życzę wszystkim łagodnego, bezstresowego wejścia w nowy tydzień.

sobota, 22 czerwca 2013

Dekoracje ślubne

W miniaturce kolegiaty znajdują się relikwie św.Wojciecha. Podświetlana tylko na śluby!
To ślubny "pas startowy" Kościelny- pan Janek bardzo nie lubi tych "szmat" przy ławkach i na podłodze.
Białe kwiaty robią wrażenie, szczególnie mieczyki...
Róża w otoczeniu pachnących lewkonii wygląda ślicznie...
Ten świecznik też był na ślubie mojej córki 6 kwietnia...Pozdrawiam i życzę dobrej niedzieli!

piątek, 21 czerwca 2013

Pozytywnie zakręceni

Na zdjęciu fragment prezbiterium z małą absydiolą, która "działa" jak mikrofon bezprzewodowy. Wczoraj była grupa z Garbalina ( Zakład karny) i doszło do małego spięcia miedzy przewodnikiem, a "turystą" Przewodnik określił absydiolę jako XI wieczną ambonę, a jeden z "turystów" stwierdził-" Co mi tu pan będziesz gadał, ja widziałem ambonę i to mi ambony wcale nie przypomina." Dziś z kolei wydarzyło się coś ciekawego, co mi lekko odjęło mowę. Było kilka osób. Stylistka z mężem stroili kościół na jutrzejszy ślub, kościelny przygotowywał ołtarz do nabożeństwa czerwcowego, ja kończyłam szydełkową serwetkę...Nagle weszła para. On usiadł w ławce, a ona zdecydowanym krokiem weszła na prezbiterium, doszła do absydki i wygodnie się w niej ułożyła. Wymieniłyśmy z Agnieszką- stylistką porozumiewawcze spojrzenia. Czyżby traktowała to jako miejsce mocy? Czakram? W każdym razie nie miałam zamiaru jej przeszkadzać, nawet podziwiałam ją- ja czegoś takiego bym chyba nie zrobiła. Ale kościelny zaczął marudzić - "Ksiądz nie pozwala wchodzić na prezbiterium...Coś sobie powymyślają, a potem tylko są z nimi problemy... " Ksiądz nie pozwala, wcale nie z powodu sacrum, a czysto praktycznej zasady- dodatkowe sprzątanie! Kiedy do kościoła wszedł Krasnal ze swoją uzdrowiskową ekipą poprosiłam grzecznie dziewczynę aby opuściła prezbiterium. Pokazała mi całą dłoń(proszę, jeszcze pięć minut) ale ponowiłam prośbę... Kościół wypełnił się turystami, a para ulotniła się. I nawet nie zdążyłam zapytać o co dziewczynie chodziło... Może "ładowała akumulatory" na dzisiejszą noc Kupały ( dzięki Ino za przypomnienie)Pozdrawiam. Rzucaliście wianki na wodę?!

czwartek, 20 czerwca 2013

Mała baletniczka

W moim ogródku zakwitły białe irysy, bardzo lubię białe kwiaty...Ale to zdjęcie zamieściłam tu nieprzypadkowo. W niedziele w Archikolegiacie jest mnóstwo turystów indywidualnych. Ostatnio wytworzył się nawet klub dyskusyjny...Ot wszyscy lubimy pogadać z innymi o tym i owym, czasem wystarczy do tego dobra atmosfera. Jeden z mężczyzn przyjechał ze swoją kilkuletnią córką. Dziewczynka była wysoka, smukła o ładnej twarzyczce. Ale w jej zachowaniu wyczuwało się jakąś inność...Ojciec pospieszył z wyjaśnieniem, że córka jest autystyczna. Wcześniej sprawiała dużo problemów, ale odkąd wszędzie ją zabiera, nabrała ogłady i lepiej się zachowuje. Grupa dyskutowała, a ja stojąc między nimi wodziłam wzrokiem za dzieckiem. Obserwowałam, czy w trakcie tych biegów i piruetów nie napsoci, i czy nie zrobi sobie krzywdy. Energia niespożyta! W jednej chwili łapie rączką girlandę ze sztucznymi kwiatami, aż białe, drobne kwiatki sypią się na posadzkę( bez problemu umieściłam je potem na szypułkach)za chwilę już leży na stopniu wiodącym do prezbiterium, sprawdzając miękkość dywanu, by już za chwilę rozsiąść się w fotelach dla służby ołtarza i dostojników...Ale kiedy weszła na balustradę w kaplicy z tabernakulum zaalarmowałam ojca, bo mogło dojść do nieszczęścia. Zmęczyło mnie to patrzenie okrutnie, ale na to dziecko nie można się było gniewać...Dziś widzę jej wszystkie ruchy i dopiero teraz dostrzegam piękno. Smukła, mała baletniczka, czuje przestrzeń i nie myśli, że nie wolno, bo tu nie wypada- cieszy się i mówi o tym jej ciało. Widzi girlandę kwietną - dotyka jej, dywan- kładzie się na nim, fotele- sprawdza czy miękkie...Dziecko autystyczne- myślimy- biedne, a może ono jest szczęśliwsze od nas. To tyle. Dziękuję za wspaniale komentarze, odwiedziny na blogu. Miłego weekendu !!!

Ławeczka, pszczoły i Czech z Pilzna

To ławka zrobiona przez mojego męża. Siedzi na niej Kalina. Stwierdziliśmy, że skoro wyszła taka udana to zrobimy sobie kilka i utworzymy alejkę parkową. Tylko jest pewien problem- starych drzew dających cień u nas brak... Wczoraj miałam przygodę z pszczołami. Około 14.00 zrobiłam sobie przerwę i poszłam na plebanię. Ale od frontu w żaden sposób nie mogłam się dostać. Domyśliłam się ,że ksiądz Paweł jest gdzieś na podwórku. Tymczasem od rana szło miodobranie i ksiądz w swoim żółtym kombinezonie urzędował w budynku gospodarczym. Miałam kilka spraw do przekazania, więc podeszłam bliżej. A ksiądz krzyczy-"Proszę uciekać, rój!" Gdzie rój? Słyszałam bzyczenie jednej pszczoły...,ale posłusznie poszłam w kierunku plebanii. Około 17 ksiądz przyszedł do kościoła- " Na drugi raz nie będę ostrzegał- niech pogryzą!" Przedwczoraj byłam w " Czeskim Filmie", a wczoraj miałam w archikolegiacie Czecha z Pilzna. Ale się wychichrałam za wszystkie czasy .On mnie uczył czeskiego - ja jego polskiego. Jak tylko się pojawił ogarnęła mnie wesołość nie do opanowania. Co ci Czesi w sobie mają, że tryskają takim humorem?! Ale tylko ten jeden taki był. Jego świta była śmiertelnie poważna... To tyle. Dziękuję wszystkim za odwiedziny i życzę miłego dnia. Dziś według prognoz ma być gorąco!

środa, 19 czerwca 2013

Księży Młyn

Dziś wieczorem nasze dziewczyny-Justyna i Kalina- wróciły do domu, a my postanowiliśmy odwiedzić Księży Młyn.
To bardzo klimatyczne miejsce. Tu czuje się dawną przemysłową Łódź, taką trochę z "Ziemi obiecanej " Reymonta...
Łódzkie familoki wyglądają przepięknie. Ten po liftingu...
To uliczka, która prowadzi do restauracji "Czeski film".
Petunie dodają uroku...
A to już ja nad waniliowymi lodami z gorącymi malinami. W tle kadr z filmu" Przygody dobrego wojaka Szwejka", mignęły mi też zdjęcia z "Kobiety za ladą". Chciałam zrobić fotkę najjaśniejszemu panu czyli Franciszkowi Józefowi I, ale niestety siadły mi baterie w aparacie. A propos lodów to u nas, w "Komnacie" ten sam deser lodowy o niebo lepszy. Ale Łódź piękna, prawda ?! To tyle. Idę spać. Pozdrowienia !!!

wtorek, 18 czerwca 2013

Do poczytania- Sekrety samouzdrawiania

Wewnętrzne leki na nałogi Przeróżne nałogi według licznych psychoterapeutów, duchowych nauczycieli oraz naturalistów są najczęściej skutkiem nadmiernych napięć psychicznych, wewnętrznych niepokojów, lęków, słabej woli, nieuporządkowanego życia psychicznego i duchowego. Dlatego też walka z nimi jest najskuteczniejsza wtedy, gdy osoba zdecyduje się na duchową i psychiczną autoterapie, podejmie trud pracy nad swoimi emocjami, spokojnie i obiektywnie zanalizuje swe zachowania, reakcje i potem nauczy się nad nimi panować. Wzmacniający kwadrans ciszy Na niewiele zdadzą się rożne wysiłki walki z chorobliwymi słabościami, nałogami, jeżeli nasze wnętrze jest cały czas niespokojne, rozdygotane, jeżeli nie poznamy dogłębnie naszego wnętrza, jeżeli nie przeanalizujemy dlaczego oddajemy się rożnym nałogom, nie określimy głównych celów naszego życia, nie zaakceptujemy siebie, naszego miejsca na ziemi, nie uwolnimy się od napięć, które nami targają. Najłatwiej i najprościej wgląd w siebie i w swe problemy uzyskuje się w ciszy serca. Dlatego pierwszym lekiem i krokiem w walce z rożnymi nałogami może być codzienny kwadrans bycia w ciszy sam na sam ze sobą. Odkryj wewnętrzny głos Nie zajmujmy się wtedy niczym, po prostu siedzimy i zastanawiamy się nad sobą, wsłuchujemy w to co nam podpowiada serce, tzw. głos wewnętrzny. Wbrew pozorom takie wsłuchiwanie się w siebie jest ćwiczeniem bardzo trudnym. Wymaga wiec cierpliwości, systematyczności, ale jego efekty są nadzwyczaj dobroczynne i stopniowo uspokajają nas, i wzmacniają duchowo. Co w efekcie pozwala panować nad wewnętrznymi słabościami. Taki kwadrans ciszy można także wykorzystać do analizy przeżytego dnia, dokonać swoistego rachunku sumienia, wewnętrznego rozrachunku własnych zachowań, reakcji. Tekst z kalendarza kuracji domowych.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Powrót do dzieciństwa i ulubionych baśni

Zawsze zachwycała mnie "Calineczka" Andersena. Tu w wersji niemieckiej.Oczarowały mnie ilustracje. Kopiowałam je namiętnie gdy pracowałam w przedszkolu.
Kilka miesięcy po urodzeniu mojej wnuczki Kalinki w hafciarskim czasopiśmie pojawił się bardzo udany wzór miśków. Justyna, która lubi miśki powiedziała-" Mamo, możesz wyhaftować je Kalinie, są takie ładne..." Mnie też się podobały, ale jakoś za haftowanie zabrać się nie mogłam.
A dziś siostra przyniosła Kalinie moją "Calineczkę" i uświadomiłam sobie jak bardzo zawsze lubiłam tę baśń. W łódzkim "Pająku" wisi kanwa przypominająca "Calineczkę" Gdy tam wchodzę odruchowo moje oczy biegną do tego obrazka. Teraz wiem dlaczego...
Dziś obiad jedliśmy na tarasie. Smażone śledzie z młodymi kartofelkami(kupuje się specjalne śledzie do smażenia)
A potem sjesta...To tyle. Wszystkich serdecznie pozdrawiam. Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dziś poniedziałek, więc życzę udanego tygodnia!

niedziela, 16 czerwca 2013

Trochę o zdrowiu i ołtarzu Salwadora

Kochani, kilka dni mnie tu nie było. Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Witam nową obserwatorkę Sarę! Nigdy nie przypuszczałam, że można się tak" załatwić". W piątek po powrocie z Tumu- umierałam. W archilolegiacie, gdzie non stop przebywam jest 18 stopni, na zewnątrz dobrze ponad 20. Przeżyłam wstrząs termiczny skutkujący dreszczami, podwyższonym ciśnieniem, niesamowitymi problemami z żołądkiem i bolami całego ciała. Ale już ok. Teraz dopada mnie zmęczenie. Sobota i niedziela to dni najbardziej pracowite. Wycieczka za wycieczką, mnóstwo turystów indywidualnym....W gardle zasycha od mówienia, ale jest super gdy są ludzie!!! Czekam zawsze na nich z utęsknieniem! Gdy są, życie nabiera kolorów. Na zdjęciu ołtarz Salwadora. Czy wiecie, że w średniowieczu liturgia odbywała się w sposób procesyjny czyli zakonnicy wędrowali od ołtarza do ołtarza?! Ołtarzy w archikolegiacie było siedem. Za tym ołtarzem zachodnim znajduje się fresk z XII wieku przedstawiający Sąd Ostateczny( odkryto ten fresk w 1952 roku) niżej znajdują się deski z polichromią ze stropu archikolegiaty. I jest tam jeszcze jedna atrakcja, która wielu ludzi zachwyca, ale nie powiem...Niektórzy z Was odwiedzą mnie w archikolegiacie, wiec nie chcę psuć niespodzianki. W czasie "martwych " godzin- szydełkuję, już wkrótce pokażę efekty. Dziś po 18 zaczynam weekend. Już myślę co przygotować na bloga...Pozdrawiam Was bardzo serdecznie. Dobrej niedzieli !

środa, 12 czerwca 2013

Młoda kapusta

Miałam wrócić do przepisu gotowania kapusty. Ostatnio gotowałam młodą kapustę używając 2 główek. Po pokrojeniu ( czego bardzo nie lubię robić, bo pół kuchni mam potem w kapuście i muszę chwytać za szczotkę)wkładam ją do dużego garnka i zalewam wodą. Zagotowuję, aż woda będzie gorąca. Następnie tę pierwszą wodę odlewam. Ma to na celu zniszczenie tych wszystkich azotanów pochodzących z pędzenia kapusty. A czy niszczy- nie wiem. Następnie znowu zalewam kapustę wodą, tym razem gorącą z czajnika. Wrzucam ze dwa liście laurowe i kilka pieprzy. Gotuję, ale cały czas pilnuję, żeby mi się kapusta nie rozgotowała. Przy młodej kapuście to trwa często kilka minut. Na patelni na smalcu podsmażam boczek pokrojony w kostkę- dosłownie kilka plastrów, 1-2 cebul pokrojonych w kostkę. Kiedy cebula zmięknie, a boczek trochę się wysmaży, dodaję słuszną łyżkę mąki pszennej i przekładam to do ugotowanej kapusty ( to znaczy zapalam kapustę) Doprawiam solą, pieprzem i kwaskiem cytrynowym. Uwielbiam z koperkiem, więc dodaję dwa drobno pokrojone pęczki. Wszystko jeszcze chwilę gotuję i gotowe. A propos zapalania kapusty...Działo się to dawno temu. Mamę zawołała sąsiadka, a gotowała kapustę.Przywołała synów i powiedziała, że kapusta prawie ugotowana i trzeba ją tylko zapalić. Oni usiedli w sporej odległości od garnka i wrzucali zapalone zapałki. Poszła cała paczka zapałek, a kapusta jak nie była zapalona, tak się i nie zapaliła. To tyle. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze.

wtorek, 11 czerwca 2013

Nasz pies też "zwiedzał"

Wczoraj wracając z uroczyska wjechaliśmy na chwilę do mojego ukochanego Płocka. Na Wzgórzu Tumskim stoi sobie taka ławeczka z Jakubem Chojnackim- prezesem Towarzystwa Naukowego Płockiego w latach 1968- 2002. Mieliśmy "ubaw po pachy" Perro rozpoznał w figurce psa i zaczął go obwąchiwać. Początkowo był nieźle wystraszony. Widać to było nawet w jego mądrych, spokojnych oczach. Nos "wędrował" w okolice ogona tego pomnikowego pudelka i odskakiwał jak wyrzucony z procy, i tak kilka razy z rzędu.... A to już "Moje Robótki" kupione w płockiej księgarni. Niestety MPiK, który był tam wcześniej- zaginął, wyparował lub został przeniesiony... Ten numer kupiłam dla tej beżowej kwadratowej serwetki z elementów. Prosta, a piękna. Bieżnik obok składa się z przestrzennych złocieni, ale jeszcze nie przeanalizowałam tego wzoru, więc nie będę się wypowiadać...To tyle. Dziś chłodniej niż wczoraj. Życzę Wszystkim miłego dnia!

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Uroczysko

Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Była wycieczka ! Gdybyśmy zostali w domu to szły by różne zalegle, a wcale niekonieczne prace...i wcale bym nie wypoczęła. Pojechaliśmy nad jeziorko otoczone lasami. Teraz nie było tam nikogo i Perro mógł się wykąpać. A latem wcale nie jest tam fajnie- dużo ludzi, woda brudna i mętna, i tylko widok jak zawsze przeuroczy na jezioro wtopione w leśny krajobraz. ( Cacko) Leżąc na trawie i gapiąc się na zmianę to na obłoki to na tafle jeziora próbowałam zastosować rożniste ćwiczenia relaksacyjne. Opiszę je w którymś z kolejnych postów, może się Wam spodobają i przydadzą...W każdym razie już samo leżenie, gapienie się i wsłuchiwanie dało mi dużo relaksu. Wojtek w tym czasie szukał grzybów. Jakie prawdziwki, jakie kurki sprzedają przy leśnych drogach !!! Będę musiała sobie kupić, bo o tych kurkach nie potrafię przestać myśleć. W każdym razie na weselu córki podawali- polędwiczki w sosie kurkowym. Rewelacja! Niebo w gębie! I teraz marzy mi się ,żeby samej coś takiego podobnego zrobić. Tym bardziej, że sezon na kurki właśnie się zaczął. Przed piknikiem zrobiliśmy rundkę dookoła jeziora. Jak zobaczyłam to uroczysko zatopione w leśnej głuszy- zamarłam z zachwytu ! Człowiek się stara, zakłada i pielęgnuje ogródek, a tu proszę -w środku lasu takie cudo! A potem było małe co nieco nad jeziorem. Taka butla, która kiedyś ludzie wozili pod namiot i na campingi ma się dobrze i jest zdrowsza niż grill i bodaj bezpieczniejsza niż ognisko. Mam jeszcze kilka zdjęć, wiec ciąg dalszy nastąpi. Pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj, a szczególnie tych , którzy pozostawiają komentarze...

niedziela, 9 czerwca 2013

Moje kwiaty z nasion

To pelargonia, którą wysiałam w lutym z nasion. Ta miała być łososiowa, a jest intensywnie różowa. Dopiero zaczyna kwitnąć... Petunia też mojej produkcji. Udał się ten kolor...I krople deszczu na płatkach ... Lobelia kwitnie na niebiesko, ale mikra trochę... A to dzisiejszy produkt- młoda kapusta...Nawet ksiądz dostał słoiczek. A jak się ucieszył! W Archikolegiacie po południu cały czas ktoś przychodził zwiedzać. Był z ekipą ulubiony "Krasnal" Poprosiłam Wojtka, żeby mi kupił wodę mineralną. Zostawił mi pod południowo- zachodnią wieżą, pod odciskami diabła Boruty. Pytam "Krasnala" czy widział tam butelkę wody mineralnej, gdy ze swoją drużyną obchodził kolegiatę. Tak, widział. Zostawiłam go z grupą w kościele i pognałam pod wieżę, ale woda wyparowała, niestety- ktoś sobie ją zabrał. "Krasnal" oprowadzał dziś pensjonariuszy uzdrowiska z Uniejowa ! Tam to dopiero jest gospodarz! Parę lat temu odkryli gorące źródła, a dziś mają i wspaniały aquapark, uzdrowisko i całą bogatą infrastrukturę. Nie mam po prostu słów! Jutro i pojutrze mam wolne. Marzę o małej wycieczce, ale jeszcze nie wymyśliłam gdzie. W każdym razie muszę odpocząć...Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego tygodnia. Mój weekend właśnie się zaczął...