wtorek, 30 kwietnia 2013

"Modliszka"

Ostatnio z biblioteki przytargałam sporo książek. Większość to tzw. czytadła z gatunku literatury popularnej dla kobiet. Wczoraj skończyłam czytać "Modliszkę" Ireny Matuszkiewicz. Książki tej autorki mają charakterystyczny styl. Sporo się w nich dzieje, ale to nie akcja, a narracja zasługuje na uwagę. Podobnie jest w "Modliszce". Milena Płoszyńska, czterdziestoparoletnia kobieta, protetyczka z własną pracownią w domu właśnie dowiaduje się, że jej małżeństwo z dwudziestoletnim stażem rozpada się za sprawą kobiety, która nie dość, że przywłaszczyła sobie Lucjana to jeszcze spodziewa się jego dziecka. Oprócz tego dorosły studiujący syn informuje ją, iż dobrze by było, aby przyjęła pod swój dach jego dziewczynę Joannę, która też spodziewa się dziecka. Nagle poznajemy całą plejadę osób związanych z Mileną- jej trzy przyjaciółki( z mężami bardziej w tle)pomoc domową, teściową- babkę Zosię, dawną znajomą nie pierwszej młodości, żwawą, a przede wszystkim towarzyską, przyjazną i oddaną panią Lodę (główną informatorkę, przynoszącą wieści o Lucjanie i jego flamie-Irminie oraz ich potomku Dorianie)nową sąsiadkę Laurę oraz mnóstwo innych postaci wzajemnie ze sobą powiązanych. Milena rozwodzi się z Lucjanem, ale jak rozwieźć się z teściową, która nie dość, że leciwa to jeszcze samotna i wymagająca opieki? Przyjaciółki wspierają się wzajemnie, nieustannie dyskutują o swoich związkach i gadają, gadają... Właśnie dialogi, tak dynamiczne u Matuszkiewicz zasługują na uwagę. Pod koniec odkrywamy kto jest tytułową modliszką, tudzież dowiadujemy się niejako jakie warunki trzeba spełniać, aby się na ten tytuł załapać. Oprócz pierwszego męża Mileny- Ryszarda, który dawno temu stracił życie nie ma żadnego trupa, co jest dziwne, bo w powieściach pani Ireny zawsze ktoś tracił życie. Jęknęłam sobie gdy nagle pojawił się ojciec Joanny( przyjechał na wesele córki i Radka- syna Mileny)- nie dość,że wyględny to jeszcze i robotny i pieniężny ginekolog- słowem rycerz na białym koniu. Ideał ten w sumie okazał się nie taki idealny. Ale nie o to chodzi. w swoich powieściach Matuszkiewicz zawsze była wierna zasadzie, że amant do serca głównej bohaterki znajduje się zawsze w pobliżu. Tak jak na przykład Jodłowski, najpierw klient salonu fryzjerskiego Doroty, potem jej wspólnik i partner.( "Salonowe życie")I wybrańcy zazwyczaj nie od razu wzbudzali sympatię, a zyskiwali przy bliższym poznaniu.( jak "W dziewczynach do wynajęcia") Na szczęście to nie rycerz na białym koniu ostatecznie podbił serce Mileny, więc uznałam, że Matuszkiewicz jednak trzyma się zasad. W książkach tego typu zawsze szukam ciekawych, ciętych sformułowań słownych. W "Modliszce" też znalazłam. Krótki opis. Joanna opowiadała Milenie o swoim ojcu - przystojnym ,atrakcyjnym, zamożnym ginekologu. Trzy panie na wyścigi chciały go usidlić" -To nie były jakieś proste kobieciny, ale panie z wyższym wykształceniem.- Z wyższym, bez podstawowego! - dodała Milena Zewnętrzna powłoka jest niczym wobec duszy jarmarcznych przekupek." Albo "-Jak było w Ustce( sanatorium)-spytała Milena.- Daj spokój- wykrzyknęła Renata( przyjaciółka)-Trzeba mieć ,źle w głowie, żeby zamieniać wygodny dom na pokój z obcą babą o dziwnym składzie chemicznym. Zasad żadnych, same kwasy i kaprysy." I na koniec coś o mężczyznach-"Mężczyzna musi mieć jakieś zajęcie. I to bardziej pożyteczne od czytania o starych dziejach. Jeśli sam z siebie nie majsterkuje, nie uprawia ogrodu ani nie dłubie przy motocyklu, trzeba mu koniecznie coś znaleźć bo gotów wpaść w alkoholizm lub odkryć w sobie Casanowę."To tyle, życzę udanego majowego weekendu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz