wtorek, 15 stycznia 2013

W sklepie.

Wczoraj wybrałam się do miasta na małe zakupy.Jeszcze przed powrotem do domu mój mąż zakomunikował mi,że musi załatwić pewną sprawę.Nie towarzyszyłam mu, postanowiłam pokręcić się po tym fragmencie miasta, w którym akurat byliśmy, poobserwować w nadziei,że może uda mi się zrobić jakieś ciekawe zdjęcie do bloga. Ludzi w ten mroźny czas kręciło się jakby mniej niż zwykle.Przystawali przed słupem ogłoszeniowym, czytali nekrologi.Często otwierały się i zamykały drzwi sklepu spożywczego, pozostałe-z artykułami przemysłowymi pozostawały w uśpieniu, nikt tam nie zaglądał.Ekspedientka z "Modnego Pana" siedząca przy oknie wystawowym spoglądała ze swojego miejsca na przechodniów.W pewnej chwili nasze spojrzenia się spotkały. Pomyślałam sobie- Ciekawe jak by sobie radził w naszej rzeczywistości egzaltowany subiekt Mraczewski z "Lalki" Bolesława Prusa ? Wieczorem podczas spaceru z psem zapytałam o to mojego męża. Stwierdził,że tacy ludzie zawsze odnajdują się w rzeczywistości, w której przychodzi im żyć. A potem opowiedział mi o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce w sąsiednim mieście ,do ktorego udał się po południu służbowo. Przypomniał sobie o małej karteczce z numerami mulin DMC, którą dałam mu do realizacji jeszcze między świętami a Nowym Rokiem.Nie mógł jej zrealizować z uwagi na trwające w tym okresie inwentaryzacje w sklepach.Ale przypomniał sobie teraz i postanowił zrobić mi przyjemność. Pan w pasmanterii na Podrzecznej dobrze go zna- "Co, nowy list od żony?"Po czym zabrał się do szukania wskazanych numerów mulin ukrytych w szklanych szufladkach.Sprzedawca zajął się wyszukiwaniem mulin, mój mąż obserwowaniem jego poczynań ,gdy nagle do tego niewielkiego sklepu weszła młoda kobieta w przedziale wiekowym 20-25 lat. Weszła, stanęła, szybko wystukała na klawiaturze telefonu smsa,a następnie po zakończonej czynności równie szybko wyszła ze sklepu nie zwracając zupełnie uwagi ani na towary w sklepie, ani na miny zaskoczonych meżczyzn. Oni spojrzeli tylko na siebie, uśmichnęli się porozumiewawczo i zakończyli rozpoczętą tranzakcję handlową. Co mam na myśli opowiadając o tym niewielkim zdarzeniu? Chcę powiedzieć,że między nami,a młodymi ludźmi jest już pewna przepaść pokoleniowa.My po prostu nie wyobrażamy sobie,że można wejść w cudzą przestrzeń bez "dzień dobry", "do widzenia" i jakiegoś usprawiedliwiającego słowa.Po prostu tak zostaliśmy wychowani i to tkwi w nas bardzo głęboko.Tymczasem młodzi już nie przywiązują do tego wagi. Załatwiają swoje sprawy, bez zbędnych wyjaśnień czy form grzecznościowych.Czy to dobrze czy źle, nie wiem.Oceńcie sami jeśli macie ochotę.Pozdrawiam wszystkich odwiedzających moj blog! Miłego dnia!

1 komentarz :

  1. Nikt nie wymaga kurtuazji w takich okolicznościach, ale podstaw grzeczności, i masz rację , że z tym jest bardzo kiepsko!Sama sobie przypominam. jak przed wyjściem z domu rodzice upominali nas względem grzeczności a ta przez to upominanie wrosła w nas. Świat jest piękniejsi, gdy jesteśmy grzeczni wobec siebie!

    OdpowiedzUsuń